Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jerzy Stuhr: "Tworzysz, jesteś bogiem" [wywiad NM]

Redakcja
Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr materiały prasowe
Niedawno do kin wszedł film "Obywatel", w którym Jerzy Stuhr wystąpił nie tylko w roli aktora, ale też reżysera i scenarzysty. Z profesorem krakowskiej PWST rozmawialiśmy o języku polskim, idealnym obywatelu i samotności.

Gdyby miał Pan zrecenzować film „Obywatel”, to jaką ocenę w skali od 1 do 10 by mu Pan wystawił?

- 6,5.

Dlaczego? Nie wszystko się Panu udało?

- Jeszcze kilka dni temu, kiedy nie miałem kontaktu z publicznością, dałbym mu 5. Ludzie jednak zadbali o dobry odzew. W pierwszy weekend na mój film przyszło 106 tys. osób. Wtedy poczułem, że dostaję skrzydeł. Ludzie za mną zagłosowali. Nie popadam w samozachwyt. Ciągle widzę niedociągnięcia i błędy. Czasem mi żal, że temat Polski w „Obywatelu” tak przeważył. Ja jako twórca marzę o tym, by uniwersalizować swoje myślenie. To jest właśnie takie marzenie, które nie pozwala mi w ocenach dobić do ośmiu czy dziewięciu.

W swojej książce pt. „Tak sobie myślę” niejednokrotnie ocenia Pan polską kinematografię. Te oceny są często różne od not krytyków filmowych. Przeczuwał Pan, że film może być odebrany inaczej, niż by Pan tego chciał?

- Żona mi mówi, że uprzedzam fakty. Że założyłem, że mnie zaatakują. A tych ataków wcale nie ma tak dużo. Ludzie na swój sposób zaakceptowali ten film. Publiczność odbiera go z sympatią. Krytycy różnie. Staram się mieć argumentację na wszystko, żeby nie pozostawić ani jednej opinii bez odpowiedzi. Źle znoszę napaści bez uzasadnienia. Ktoś ostatnio napisał: „to jest bardzo źle wyreżyserowane”, ale tego nie uzasadnił. Na takie oskarżenia nie mam odpowiedzi. Po prostu całe życie jesteśmy pod ostrzałem.

Woli Pan grać czy reżyserować?

- Reżyseria to przygoda umysłu, a aktorstwo to przygoda serca. Ale nie dodała Pani trzeciej możliwości.

Pisanie scenariuszy?

- Pisanie to cudowne zajęcie. Tworzysz. Jesteś bogiem. Każesz komuś kochać albo nienawidzić. Wszystko jest w twoich rękach. A potem? Potem są wielkie niespodzianki. Aktorzy, scenografowie, operatorzy przynoszą swoje rozwiązania, a ty ze zdumieniem otwierasz oczy, że tak można.

Scenariusz do „Obywatela” powstawał ładnych kilka lat. To on był w tym wszystkim najtrudniejszy?

- Męczyłem się z nim siedem lat. Chciałem ułożyć krzyżówkę tak, żeby ona mnie satysfakcjonowała, a równocześnie, żeby była zrozumiała dla widzów. Korciło mnie zawsze, żeby historii nie opowiadać od początku do końca, ale w jakiś inny sposób. W tym wypadku wspak. To zajęło mi najwięcej czasu. Ten film kręcił mi się w głowie. Myślałem, że tak zostanie. Prosiłem już nawet, żeby Jacek Sieradzki wydrukował mi to w miesięczniku "Dialog", ale idea realizacji wróciła.

I zrobił Pan film swojego życia?

- Film pokazuje, co umiem jako reżyser, ale także, co myślę jako nie - reżyser. To powiedzenie głośno, jakie jest moje zdanie na temat różnych zdarzeń w najnowszej historii Polski. „Obywatela” traktuję terapeutycznie. Chcę odpowiedzieć sobie i widzom na pytanie, czy jesteśmy gotowi nie pożreć się, nie obrzucić błotem, tylko po prostu śmiać się z samych siebie.

Jest Pan po kolejnym pokazie filmowym. Nie zawsze widz reaguje, tak jakby chciał tego reżyser. Co się czuje w takich chwilach?
- Wstyd, że się pomyliłem. Nie zdałem tego małego egzaminu. Na sali kinowej widzę, że poczucie humoru się zmienia. Mnie śmieszyła naiwność naszego myślenia, ale to już jest historią, bo ludzie dziś już się z tego nie śmieją. Kiedy to obserwuję, pojawia się też natychmiastowa analiza, co zrobiłem źle. Dlaczego? Wiem, że filmu już nie poprawię, ale w przyszłości to mi się jeszcze może przydać.

Jak by miał Pan sobie opisać idealnego Polaka - obywatela to jaki by on był?

- To ktoś wyrosły w wielkim poszanowaniu prawa, czy to na szosie, czy w urzędzie, czy w podatkach, czy nawet na wsi przy paleniu śmieci.

A co Pana w naszym kraju drażni i męczy?

- Męczą mnie chwile, takie jak zamieszki 11 listopada w Warszawie. Wstydzę się za przedstawicieli państwa i za wszystkie niedoskonałości. Święto wolności, które zostało nam dane, żeby się cieszyć i je kultywować, potrafimy w taki sposób zbezcześcić. Męczy mnie również ewidentny brak tolerancji. Muszę sobie jednak z tym wszystkim jakoś radzić. Mogłem wyjechać tysiące razy z Polski, ale zostałem. Ja po prostu jestem stąd.

Za co Pan najbardziej kocha Polskę?

- Kocham nasz język. Polski jest jednym z najpiękniejszych języków. Nieprzypadkowo Noble w dziedzinie literatury trafiały w ręce Polaków. Nasz język potrafi wyrazić uczucia. Kultywowanie pięknego języka jest postawą patriotyczną, dlatego tak bardzo cenię ogólnopolskie dyktanda czy wybór mistrza mowy polskiej.

Pana syn, Maciej, powiedział, że jak Pan reżyseruje, to kiepsko Pan gra. Co Pan na to?

- Syn zna moje możliwości. Widział wiele moich ról teatralnych i filmowych. Patrzy na mnie jako aktor i widzi, na co by mnie mogło stać. Jako reżyser jednak jestem zajęty. Ile razy łapię się, że dopiero w montażu widzę swoją grę aktorską. Na planie patrzę, jak gra partner, jak grają statyści z tyłu albo czy światło jest dobrze ustawione. Na wszystko zwracam uwagę, tylko nie na siebie.

Jak się Pan usprawiedliwi?

- Jestem bardzo samotny z moimi rolami. Trochę ratuje mnie fakt, że to ja napisałem scenariusz do „Obywatela”. To ja przy biurku, w nocy, po cichu zaczynałem już grać swoją rolę. Kto w tym kraju ćwiczy swoje kwestie przez trzy czy cztery lata?

W książce „Tak sobie myślę” napisał Pan, że przejdzie do historii ze słowami z „Seksmisji”: „Ciemność, widzę ciemność”. Czy są takie słowa w „Obywatelu”, z którymi chciałby Pan przejść do historii?

- Widzę, że jest już takie powiedzonko, które powtarzają moje kręgi dystrybucyjne i produkcyjne, a to są sztaby ludzi. I oni mówią: „Po co ja do Pana po tę sól przyszedłem?” (śmiech).

Rozmawiała: Agnieszka Gałczyńska

Jerzy Stuhr ukończył krakowskie PWST. Pierwszy angaż dostał w Teatrze Starym. Zadebiutował w 1972 rolą brata Malisza w filmie "Na wylot". Pierwszym filmem, który wyreżyserował, był "Spis cudzołożnic". 7 listopada na ekrany wszedł jego najnowszy film pt. "Obywatel".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto