Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mówimy lobbing, myślimy afera

Maciej Domagała
Polscy politycy są w Europie Środkowej i Zachodniej wyjątkiem - jako jedyni boją się lobbingu i zdecydowanie potępiają działalność lobbystów.

Taki wniosek płynie z najnowszego sondażu przeprowadzonego wśród decydentów z 15 krajów w Unii Europejskiej.

Zaledwie trzy procent ankietowanych polskich polityków uważa, że lobbyści mają konstruktywny wpływ na podejmowanie decyzji. To zupełnie inaczej niż w innych krajach Europy, gdzie średnio 48 proc. polityków uznaje, że wpływ na procesy demokratyczne jest pozytywnym aspektem lobbingu.

Drugą zdecydowaną różnicą między postrzeganiem lobbingu w Polsce i za granicą jest jego przejrzystość. 90 proc. polskich polityków odpowiedziało, że lobbyści ukrywają swoje interesy, a cały proces nie jest transparentny. Średnia europejska to 57 proc.

Badania przeprowadził w 15 krajach Europy Burson-Marsteller, jedna z największych agencji PR na świecie.. Ankieterzy przepytali 500 parlamentarzystów, europarlamentarzystów i funkcjonariuszy europejskiej administracji wysokiego szczebla.

- Lobbing to ważny element procesu podejmowania decyzji, bo pomaga politykom - mówi nam brukselski lobbysta jednej z największych austriackich firm zajmujących się public relations i dodaje:

- Zajmujemy się dostarczaniem informacji w sprawach bardzo konkretnych. Nie ma polityka, który jest ekspertem w każdej dziedzinie. Dlatego lobbysta pomaga im podejmować decyzje najlepsze dla nich i dla Europy. Lobbysta, z którym rozmawialiśmy, nie chciał jednak ujawniać swojej tożsamości, tłumacząc to unikaniem rozgłosu. Nawet na Zachodzie, gdzie lobbyści działają od lat, profesja ta cieszy się dwuznaczną reputacją.

Mimo to w krajach europejskich lobbing traktuje się jako składnik demokracji. W Austrii aż 63 proc. polityków docenia pozytywny wkład lobbystów w proces podejmowania decyzji. Także na Węgrzech przychylnie patrzy się na ich działania.

W Brukseli działa obecnie ok. 15 tys. lobbystów. Jedynym sposobem na uregulowanie tej sfery jest stworzenie przejrzystych zasad, na jakich działają lobbyści.

W krajach europejskich przy projektowaniu legislacji prowadzone są systematyczne konsultacje społeczne. Termin spotkań jest jawny, rozmowy są protokołowane. Wiadomo, kto, z kim i o czym dyskutuje, a wszyscy lobbyści są zarejestrowani.

Polacy identyfikują lobbing z nieuczciwym działaniem. Pokazują to chociażby badania CBOS z 2004 r., w których 69 proc. badanych było pewnych, że ustawowe zapisy można kupić. Trzeba zadać pytanie, dlaczego to, co działa w innych krajach, u nas kojarzone jest z szarą strefą i lewymi interesami.

Polski lobbing ma dwa problemy: po pierwsze mamy niedoskonałe prawo, a po drugie lobbowanie kojarzy się z korupcją, a nie legalnym procesem konsultacji. Niedoskonałości legislacji zmuszają lobbystów do działań na granicy prawa, a to z kolei powoduje większy opór przeciwko zmianie ustawy o zawodowym lobbingu i koło się zamyka. Obecnie osoby i organizacje, które chcą przekonywać parlamentarzystów do swoich racji, muszą zapisać się w rejestrze lobbystów. Mogą wówczas brać udział w wysłuchaniach publicznych i posiedzeniach komisji sejmowych.

Wszystkie wnioski i dokumenty, które przedstawiają, muszą być raportowane. W praktyce w polskim rejestrze lobbystów figuruje 146 podmiotów. Jednak w zeszłym roku w Sejmie pojawiło się tylko 28 osób związanych z lobbingiem. Byli na 35 posiedzeniach komisji i nie zgłosili żadnych postulatów ani nie przedstawili żadnych dokumentów. - Liczby ośmieszają ustawę. Przecież zainteresowanych zmianą prawa są tysiące - mówi Witold Michałek z Business Center Club.

Od 1 kwietnia konsultacjami społecznymi objęte są tylko założenia ustaw. To bardzo ważny etap, ale liczą się szczegóły.

- Później, z niejasnych powodów, ostateczny projekt może mieć kształt, który podważa pierwotne założenia - mówi Michałek i dodaje: - W krajach zachodnich proces jest sformalizowany. U nas trzeba łapać polityka za rękaw, żeby przedstawić swoje racje. Dlatego zawsze znajdują się tacy, którzy łapią decydentów nawet na cmentarzu - mówi Michałek.

- Prawo nie zastąpi zmiany mentalności - mówi Małgorzata Molęda-Zdziech z SGH. - Przez lata byliśmy ćwiczeni w załatwianiu spraw przez znajomości. Z tego wynikają różnice kulturowe, które widać w podejściu do lobbingu.


Nie ustawiono tego przetargu

Z mec. Jarosławem Chałasem, szefem kancelarii prawnej Chałas i Wspólnicy, rozmawia Tomasz Ł. Rożek

CBA twierdzi, że rząd robił wszystko, żeby inwestor z katarskim kapitałem kupił stocznie w Gdyni i Szczecinie. Do tego stopnia minister skarbu chciał mu się przypodobać, że przesunął termin wpłacenia wadium.

Ale to nie jest nic nagannego. Tu przecież nie chodzi o przetarg na zakup samochodu, tylko o majątek wielkiej wartości. W przetargach na taką skalę często dochodzi do przesunięcia terminu wpłacenia wadium i nikt nie zrobi z tego problemu. Przecież jeżeli w walce o zakup stoczni staje inwestor z Kataru, to trzeba wziąć pod uwagę, że przed wpłaceniem kwoty musi zasięgnąć opinii miejscowych banków, posiadać określone certyfikaty.

Czyli to zupełnie normalne?

Tak. To samo by się działo, gdyby w przetargu wystartował jakiś Amerykanin czy Ukrainiec, który musi dopełnić pewnych formalności, wystarać się o pewne zabezpieczenia w bankach, które nie są wymagane w przypadku polskich inwestorów. Zawsze warto trochę dłużej poczekać na wadium, bo ono zostaje u organizatora przetargu, czyli w resorcie skarbu, nie przepada. W przypadku stoczni to była zdaje się bardzo duża kwota.

26 milionów złotych...

No właśnie. Tym bardziej więc zarzut, że przedłużono termin na wpłacenie tak dużej kwoty, jest nieuzasadniony. Mam wrażenie, że CBA próbowało na siłę sformułować kilka oskarżeń wobec najwyższych urzędników państwowych.

Czyżby podejrzenie CBA, że urzędnicy informowali Katarczyków o szczegółach ofert konkurencyjnych firm, też było nieuprawnione?

A to już jest sprawa zupełnie innego kalibru. Gdyby to podejrzenie się potwierdziło, mielibyśmy do czynienia z potężnym skandalem o charakterze wręcz kryminalnym. Doszłoby bowiem do złamania równości stron w procedurze przetargowej i do ujawnienia tajemnicy przedsiębiorstwa. Ale powtarzam - to są gdybania, bo wciąż nie wiemy, jak było na pewno. Mamy do czynienia z czymś pomiędzy poszlaką a pomówieniem.

Czy minister skarbu zachował się w tym przetargu jak profesjonalista? To szukanie informacji o inwestorze w Googlach było żenujące.

Ja oceniam ten przetarg pod kątem prawnym i nie widzę tu przestępstwa. Natomiast faktycznie nagięto pewne dobre obyczaje - minister nie powinien opowiadać wszem i wobec, że jest inwestor chętny na zakup stoczni, skoro była to wielka niewiadoma. Zrobiono z tej prywatyzacji show. To był poważny błąd w sztuce. Trzeba było się dogadać w zaciszu gabinetów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mówimy lobbing, myślimy afera - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto