Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na tropie tajemnic wraków

Emilia CELIŃSKA, Łukasz OSIŃSKI
Norweskie fiordy, egipska rafa koralowa, Zatoka Syjamska i wrak japońskiego krążownika zatopionego niedaleko Filipin - to niektóre z miejsc, gdzie nurkowali członkowie poznańskich klubów podwodnych.

Norweskie fiordy, egipska rafa koralowa, Zatoka Syjamska i wrak japońskiego krążownika zatopionego niedaleko Filipin - to niektóre z miejsc, gdzie nurkowali członkowie poznańskich klubów podwodnych.

Planów mają wiele, chcą dotrzeć we wszystkie, najpiękniejsze zakątki podwodnego świata. Nie brakuje im marzeń i odwagi.

Lokomotywy pod wodą

- W Egipcie na Morzu Czerwonym nie można gdziekolwiek rzucać kotwicy i nurkować – opowiada Tomasz Janicki z klubu “Akwanauci” – Są ściśle określone miejsca, gdzie można zatrzymać się i zejść pod wodę. Do tego niezbędny jest także przewodnik, który towarzyszył nam w wyprawie.
„Akwanauci” wyruszyli do Egiptu w poszukiwaniu podwodnych wraków. Nie lada atrakcją okazała się północno - wschodnia strona rafy Shaab Ali w cieśninie Gubal. Tu, na głębokości 30 metrów, spoczywa Thistlegorn- wrak brytyjskiego transportowca, storpedowanego i zatopionego w 1941 roku przez niemieckie bombowce.

– Zeszliśmy najpierw na głębokość 18 metrów by podziwiać pokład i stronę dziobową – mówi Tomasz Janicki. -W okolicach rufy trafiliśmy do szczeliny wyrytej w burcie statku torpedą. Statek przewoził lokomotywy, samochody, silniki, zbiorniki wody i paliwa – i ten cały ładunek ukazał się naszym oczom.

Na rafie koralowej doszło także do spotkania z żółwiem morskim – ogromny gad majestatycznie przepłynął w okolicy płetwonurków i wkrótce zniknął w toni wody. Zobaczyli też z bliska drapieżne mureny, jadowite skrzydlice, kolorowe papugoryby czy nadymki, ryby przypominające kształtem nadmuchaną piłkę.

Węże morskie i drapieżne ryby

Zdzisław Pietrucha, także członek klubu „Akwanauta”, to amator nurkowań w krajach południowo – wschodniej Azji i Pacyfiku.

- W 1987 roku wyruszyłem na swoją pierwszą wyprawę w te rejony – do Tajlandii. – wspomina. – Woda w tym kraju jest mętna – widoczność w niektórych miejscach sięga 3-4 metrów. Dodatkowym niebezpieczeństwem są występujące bardzo licznie w Zatoce Syjamskiej i na Morzu Andamańskim węże morskie. Są jadowite, a sprowadzenie odpowiedniej surowicy na czas w Tajlandii graniczy z cudem.

Kilka lat później miał okazję wrócić w te rejony. W 1998 roku nurkował na Malediwach, i tej wyprawy nie zapomni do końca życia. Z południa Półwyspu Indyjskiego, miejscowości Triwandram dotarli samolotem do stolicy archipelagu – Male. Widoczność w Oceanie Indyjskim, okalającym archipelag, sięga do 40 metrów. - Zwiedziłem pod wodą 130-metrowy frachtowiec, który zatonął tu w 1955 roku. Można było nawet wpłynąć do środka i obejrzeć jego wnętrze - mówi Pietrucha. - Podczas jednego z nocnych nurkowań, pod jednym z niewielkich wraków natknąłem się na dwie odpoczywające obok siebie ryby. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jedną z nich była drapieżna murena, a drugą 200-kilogramowy strzępiel. Do dziś żałuję, że nie miałem przy sobie aparatu fotograficznego.

Japoński krążownik

W 1999 roku pan Zdzisław wyruszył na Andamany. Była kolonia brytyjska posiada także swoją drugą nazwę – „Wyspy Szczurów i Skazańców”. W XIX wieku była to kolonia karna, do której korona brytyjska wysyłała właśnie skazańców. Z indyjskiego Madrasu wraz z kolegą Zdzisław Pietrucha dotarł do stolicy Andamanów – Port Blair.

- Nurkowaliśmy w Parku Narodowym im. Mahatmy Ghandiego. Przepiękne miejsce – wielotysięczne ławice ryb, żółwie morskie, rozległa rafa koralowa – i to wszystko przy widoczności sięgającej 18-20 metrów.
Rok później Zdzisław Pietrucha miał okazję odwiedzić Filipiny, archipelag o który w czasie II wojny światowej toczyły się zaciekłe walki pomiędzy Amerykanami i Japończykami. To właśnie tu, w Zatoce Manilskiej niedaleko miejscowości Puerto Gallery, nurkując natknął się na wrak japońskiego krążownika.

Klinga miecza wikinga

Na podwodne wyprawy od lat wyruszają też płetwonurkowie z klubu LOK „Delfin”. –– Wyjeżdżamy zazwyczaj rodzinnie - opowiada prezes klubu Andrzej Ratajczak. – Jak pływa chłopak zabiera dziewczynę, jak mąż to żonę z dziećmi. W ten sposób w naszym klubie powstały już małżeństwa, gdzie on nurkuje i ona nurkuje, ale zdarza się, że to ona ma wyższy stopień i pod wodą prowadzi go za rękę. Płetwonurkowie co dwa lata są w Norwegii, u swoich przyjaciół. To dzięki nim dowiedzieli się jak smakują kraby czy dorsze na parze w wodorostach, przyrządzane na kutrze. – Gdy nasz kucharz powiedział, że nie ugotuje dorsza bez włoszczyzny zdziwiony Norweg zapytał: a cóż to takiego? -– opowiada pan Andrzej. – Wyjaśniliśmy więc mu pokrótce, ale wtedy on skoczył do wody po wielką naręcz wodorostów. Potem przyniósł duży kocioł, specjalny garnek i przekładał warstwę wodorostów z warstwą ryb. Na dole naczynia znajdowało się troszkę wody i cała potrawa skraplała się na parze.

Z pobytu w Skandynawii wspominają też nurkowania na wraku, dużej jednostce z lat 20. poprzedniego wieku, będącej czymś pomiędzy łodzią podwodną a niszczycielem nawodnym. – Kiedyś wyłowiłem dziwny kamień – wspomina e pan Wojciech – Pokazałem go pod wodą norweskiemu koledze, bo wystawała z niego dziwna blaszka. On jednak radził go zostawić. Po powrocie do Polski pan Wojciech napuścił do wanny wody, zanurzył w niej kamień i lekko go ostukał. Okazało się, że ma przed sobą klingę miecza wikinga. – Gdy odwiedził mnie Norweg pokazałem mu czym jest wyłowiony kamień. Wtedy on ukląkł przed ławą, szczęka mu opadła i powiedział: a ja tyle razy go widziałem i nigdy nie chciałem zabrać...

Zatopiony świat

Klub „Delfin” LOK to nie tylko eskapady do Norwegii, Chorwacji czy Egiptu. Płetwonurkowie brali udział w poszukiwaniu legendarnej „Bursztynowej komnaty” w Górowie Iłowieckim, odkrywali też jako pierwsi zatopione sztolnie niedoszłej, pohitlerowskiej fabryki zbrojeniowej w Walimiu. Zanurkowali również w krystalicznie czystych wodach dawnej kopalni granitu w Sobótce. – Podczas jednego z naszych pobytów zdarzyło się, że ogłoszono zakaz poruszania się łodziami na terenie parku narodowego Chorwacji - wspomina pan Olek. – Okazało się, że do akwenu wpłynęły dwa wieloryby i nie umiały wydostać się na otwarte morze. Straż chorwacka zrobiła więc nagonkę i skierowała je do przesmyku, skąd popłynęły już dalej.

Jak można zaznać pododnych przygód? Pierwszy krok - to kurs płetwonurków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto