Dziennik Zachodni: Polscy piłkarze zazwyczaj urlop spędzają w ciepłych krajach, a my spotykamy się na wrocławskim Rynku...
TOMASZ KUSZCZAK: Na pewno nigdzie nie polecę, chcę wolny czas spędzić w kraju. Zaraz po finale Pucharu Anglii dostaliśmy urlop. Na początku odwiedziłem znajomych w Berlinie, a teraz kursuję po Polsce. Byłem w Poznaniu u mojego przyjaciela, Piotrka Reissa, kilka dni w Łodzi i Warszawie, a teraz we Wrocławiu. Tutaj mieszkają rodzice i brat, mam też wielu kolegów z lat szkolnych, więc trzeba odbudować znajomości.
DZ: Od wielu miesięcy plotkuje się, że Manchester United sprowadzi kolejnego bramkarza, Argentyńczyka Ustari. Bierze pan pod uwagę odejście do innego klubu?
TK: Dlaczego? Czemu gdy widzimy zagrożenie, to uciekamy? Kiedy pojawi się nowy bramkarz, to będę z nim rywalizował. Na co dzień biję się z jednym z najlepszych na świecie, Edwinem van der Sarem i jakoś nie uciekłem. Przy nowym bramkarzu też tego nie zrobię.
DZ: Po dobrych występach nie było żadnych ofert?
TK: Kolejne źle postawione pytanie. Dlaczego mam rozważać inne propozycje?
DZ: Bo mógł pan wpaść w oko dobremu zespołowi, gdzie zagwarantowano by występy w pierwszym składzie.
TK: Nie było żadnych ofert, gdyż wszyscy wiedzą, że nie chcę odejść z Manchesteru. Przecież podpisałem kontrakt na cztery lata. Gdybym chciał odejść po roku, negocjowałbym umowę ważną dwanaście miesięcy. Jestem w stanie zawrzeć z klubem kontrakt i na dziesięć lat, by grać w nim do końca kariery. Przecież "Czerwone Diabły" to zespół moich marzeń i teraz podejmuję walkę by być tam numerem jeden.
DZ: Alex Ferguson tylko dogląda treningów, czy sam w nich uczestniczy?
TK: Przy zespole pracuje cała armia ludzi, ale Ferguson jest zawsze. Przebiera się, kopie piłkę, jest z nami bez przerwy.
DZ: Jaki to człowiek?
TK: Bardzo go szanuję, dla mnie to wielki autorytet, życiowy i sportowy. Traktuje nas niczym swoje dzieci, dlatego każdy na boisku oddałby za niego serce.
DZ: Niedawno przyrównał pana do byłej gwiazdy klubu, Petera Schmeichela...
TK: Tak, to niesamowite. Przecież gdy miałem dwanaście lat, zdjęcie tego gościa wisiało na ścianie w moim pokoju. Potem miałem plakat całego zespołu, a niektórzy z nich, jak chociażby Giggs, Scholes, Neville, grają ze mną w jednej drużynie. Marzeniem było kiedyś pojechać na mecz tego klubu, a ja w nim gram!
DZ: Kto najbardziej podczas treningów zachodzi panu za skórę?
TK: Wszyscy z zawodników wiedzą o co chodzi w piłce. Trening strzelecki jest dla mnie jedną wielką loterią. Każdy strzela bardzo celnie, łącznie z obrońcami. Gdy chcę na przykład przechytrzyć Wayne'a Rooneya, to muszę go po prostu czymś zaskoczyć.
DZ: Ronaldo: wielka gwiazda, czy...?
TK: Bardzo spokojny i sympatyczny człowiek. W zespole nie ma arogancji lub gwiazdorstwa. Mój pierwszy dzień w klubie wyglądał dokładnie tak samo jak późniejsze: przyjęto mnie jakbym tam był już wiele lat.
DZ: Jak wyglądało świętowanie mistrzostwa Anglii?
TK: Nie pamiętam... (śmiech). Alkohol się polał, to normalna rzecz. Każdy pił to, co lubi. Ja piję zawsze sok jabłkowo-pomidorowy (śmiech). Były żarty, zabawy, śpiewy, jedno spotkanie, drugie. Medal zostawiłem w domu, leży na półce. Za rok będzie kolejny, by mu nie było smutno.
DZ: Jest czas na przyjaźnie między kolegami z zespołu?
TK: Gramy niemal co trzy dni, do tego dochodzą obozy kadry. Większość czasu spędzamy w hotelach i na zgrupowaniach, ciągle ze sobą. Dlatego gdy mam chwilę tylko dla siebie, staram się ją spędzić z rodziną, przyjaciółmi, wyskoczyć gdzieś, odstresować się.
DZ: Co z pana grą w reprezentacji Polski?
TK: Staram się zdobyć bilet do kadry, grając dobrze i jak najczęściej. Mam za sobą trzynaście meczów, a nie jest łatwo grać dwa spotkania, miesiąc siedzieć na ławie, potem kolejne dwa mecze i znów miesiąc bez gry.
DZ: Trener Andrzej Dawidziuk, pracujący w kadrze z bramkarzami, tłumaczył pana nieobecność tym, że trudniej zaakceptowałby pan rolę rezerwowego niż na przykład Łukasz Fabiański.
TK: Tłumaczą się winni.
DZ: Wraca pan pamięcią do błędu w meczu przeciwko Kolumbii?
TK: Jakiego błędu?! (śmiech) U trenera Janasa byłem drugim bramkarzem i gdyby nie ta wpadka, być może bym grał. Cóż, gdybym ten błąd popełnił na treningu, może nikt by o tym nie wiedział. Moja wpadka była drugim, najczęściej oglądanym w Polsce filmem w 2006 roku, na youtube. com. Żeby pan zajął to drugie miejsce, musiałby pan połknąć ten aparat wraz z obiektywem (bohater wywiadu do naszego fotoreportera - przyp. red.).
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?