Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Więcej żołnierzy do Afganistanu

Dorota Kowalska, Anna Gwozdowska
fot. arc
Wiosną 2010 r. do dwóch tysięcy polskich żołnierzy stacjonujących w Ghazni mogłoby dołączyć kolejnych 200 - mówi "Polsce" minister obrony Bogdan Klich. - Po tym, jak w tym roku wzrosła liczba polskich żołnierzy, w naszej prowincji jest bezpieczniej - argumentuje.

Polacy wyślą więc do Afganistanu więcej żołnierzy, ale nie ma to związku z apelem gen. Stanleya McChrystala, głównodowodzącego wojskami NATO w Afganistanie, o zwiększenie zaangażowania sił w tym rejonie świata. Według generała bez kilkudziesięciotysięcznych posiłków NATO przegra tę wojnę. Na apel odpowiedzieli już Brytyjczycy, którzy rozważają wysłanie do Afganistanu dodatkowego tysiąca żołnierzy jeszcze w tym roku.

Klich mówi "Polsce", że na razie nie ma pilnej potrzeby wzmocnienia naszych wojsk w Afganistanie. Teraz Polacy radzą sobie nie najgorzej. Od wiosny br. przeprowadzili osiem dużych operacji, za które chwalą ich Amerykanie, i od sprawy Nangar Khel, czyli od dwóch lat, nie zanotowali strat wśród cywili.

Mimo to wśród samych wojskowych coraz częściej słychać głosy, że polska strategia w Afganistanie się nie sprawdza. Niektórzy przekonują wręcz, że powinniśmy powoli redukować, a nie zwiększać nasze siły w tym rejonie świata. - Albo wzmocnimy tam nasz kontyngent, albo w ogóle powinniśmy zacząć myśleć o sojuszniczej strategii wyjścia - uważa gen. Bolesław Balcerowicz.

- To, że Brytyjczycy wyrażają gotowość wysłania do Afganistanu dodatkowych ludzi, nie znaczy, że mamy zrobić to samo. Oni są na uprzywilejowanej pozycji, jeśli chodzi o stosunki z USA, my przy swoim zaangażowaniu na tej misji niewiele otrzymaliśmy w zamian - mówi z kolei gen. Roman Polko. I dodaje, że mięso armatnie w postaci naszych żołnierzy powinniśmy zastąpić pracą dyplomatyczną w strefie Ghazni.

Podobnego zdania jest gen. Stanisław Koziej, który podkreśla, że nie stać nas na wysyłanie kolejnych wojsk do Afganistanu, bo musimy inwestować w profesjonalizację armii. Nastroje próbuje studzić szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. - W sprawie operacji afgańskiej nie należy podejmować pochopnych decyzji - przekonuje Aleksander Szczygło.

Ostrożność doradza także gen. Bronisław Kwiatkowski, odpowiedzialny za misje zagraniczne. - Co do redukowania sił, myślę, że w tym momencie jest na to za wcześnie. Ani afgańska policja, ani siły bezpieczeństwa nie są przygotowane do tego, aby funkcjonować samodzielnie - mówi. Apeluje, żeby z decyzjami poczekać na wyniki przygotowywanego przez MON raportu o sytuacji polskiego kontyngentu.

Rząd pracuje nad raportem o sytuacji w Afganistanie, ale na razie żadnych zmian naszej strategii nie będzie

W przyszłym roku wyślemy więcej żołnierzy do Ghazni

MON nie zamierza na razie odpowiadać na raport głównego dowódcy wojsk sprzymierzonych w Afganistanie gen. Stanleya McChrystala, który zawiera apel o zwiększenie wojskowego zaangażowania w tym kraju. - Warunki do powiększenia naszego kontyngentu będą dopiero wiosną 2010 r. - mówi "Polsce" minister obrony narodowej Bogdan Klich. Do Afganistanu mógłby wtedy wyjechać dwustuosobowy odwód.

Jednak na razie żadnych zmian w polskiej strategii nie będzie. - Po tym jak wiosną 2009 r. liczba naszych żołnierzy wzrosła do 2 tys., w naszej prowincji jest bezpieczniej. Kiedy minie zima, zagrożenie może się zwiększyć - tłumaczy minister Klich.

W MON panuje opinia, że raport McChrystala nie jest zaadresowany do Polski. - Od dawna stosujemy się do zasad, o które teraz apeluje gen. McChrystal. Od sprawy Nangar Khel (2007 r.) nie mieliśmy ofiar wśród cywilów i przeprowadziliśmy od wiosny osiem dużych operacji przeciwko talibom - opowiada Klich. Polskie sukcesy zauważają Amerykanie. Między innymi dlatego minister Klich zdecydował, że kolejną, szóstą zmianą będzie nadal kierował płk Rajmund Andrzejczak.

Raport McChrystala spowodował jednak spore zamieszanie, także w Polsce. - Sam przeciek raportu to rodzaj nacisku. Zresztą, Amerykanie już kilkakrotnie wzywali do większego udziału Europejczyków - przyznaje Witold Waszczykowski, wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Czy to jednak naciski na Polskę? Niekoniecznie. Według naszego informatora z kręgów bliskich MON polski rząd jest pewien, że McChrystal apeluje raczej do krajów, które zagwarantowały sobie tzw. ograniczenia narodowe, co w praktyce oznacza, że ich wojska są w Afganistanie, ale nie uczestniczą w walce.

Jak dotąd jedynym krajem, który zareagował na zawoalowane żądania McChrystala, jest Wielka Brytania. Wczorajszy "The Times" podał, że Anglicy rozważają powiększenie swojego dziewięciotysięcznego kontyngentu o tysiąc żołnierzy. To niewiele, jeśli wziąć pod uwagę, że Amerykanie liczą na dodatkowych 30 tys. żołnierzy.

Polska na razie do Brytyjczyków nie dołączy, ale - jak mówi nam Bogusław Winid, ambasador RP przy NATO - raport McChrystala analizuje zarówno MON, jak i MSZ. Rząd pracuje też nad własnym raportem o sytuacji naszego kontyngentu. - Będzie dokładną analizą sytuacji panującej w Afganistanie. I dopiero potem będziemy musieli podjąć decyzję, co dalej - mówi "Polsce" gen. Bronisław Kwiatkowski, odpowiedzialny za misje zagraniczne. Kiedy dokument będzie gotowy, nie wiadomo.

Dlatego też polski rząd nie rozważa obecnie radykalnej zmiany swojej strategii w Afganistanie. Nie zamierza ani mocno powiększać polskiego kontyngentu, ani - wbrew sugestiom niektórych generałów - dzielić się zarządzaniem prowincją Ghazni. Nie ma też żadnych planów, by całkowicie wycofać się z Afganistanu.

Obecnie kończy się piąta zmiana polskiej misji w Afganistanie i rok, od kiedy Polacy stacjonują w strefie Ghazni, jednej z najniebezpieczniejszych w tym rejonie. Dotychczasowy bilans naszej misji to 13 poległych żołnierzy i wciąż rosnący w siłę terroryści, którzy nie zamierzają składać broni. Rodzi się zatem pytanie, czy polska strategia obrana w Afganistanie jest słuszna.

Według gen. Bolesława Balcerowicza Polska ma obecnie dwa wyjścia. Jeśli chcemy skutecznie zarządzać prowincją Ghazni i zapewnić jej bezpieczeństwo, trzeba wzmocnić naszą obecność w Afganistanie. O ile? - Być może podwoić, ale nie ma dobrej liczby na partyzantów. Te liczby ciągle w Afganistanie się zmieniają, od 8 tys. do obecnych ponad 100 tys. żołnierzy NATO, a kłopoty rosną - podsumowuje generał.

Drugie wyjście to według niego walka o sojuszniczą strategię wyjścia z Afganistanu. - Trzeba śmiało spojrzeć prawdzie w oczy. Zresztą o takim wyjściu przebąkują już sami Amerykanie - przyznaje gen. Balcerowicz. Nie zgadza się z nim gen. Kwiatkowski. - Myślę, że w tym momencie jest na to za wcześnie. Ani afgańska policja, ani siły bezpieczeństwa tamtego regionu nie są przygotowane do tego, aby funkcjonować samodzielnie - mówi.

Wtóruje mu Aleksander Szczygło, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. - W sprawie operacji afgańskiej nie należy podejmować pochopnych decyzji. Być może trzeba położyć większy nacisk na szkolenie Afgańczyków. A w perspektywie dwóch lat można będzie oddać większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo samym Afgańczykom, tak jak kiedyś w Iraku - tłumaczy Szczygło.

Jedno jest pewne: większość naszych rozmówców jest zgodna co do tego, że nie należy się śpieszyć z powiększaniem naszego kontyngentu. - To, że Brytyjczycy wyrażają gotowość wysłania tam swoich wojsk, nie znaczy, że mamy zrobić to samo. My przy swoim zaangażowaniu na tej misji niewiele otrzymaliśmy w zamian - uważa gen. Roman Polko. - Wysłaliśmy 2 tys. żołnierzy bez żadnych ograniczeń narodowych, co oznacza, że mogą być wykorzystywani do wszystkiego. Tymczasem wpływ na całą misję mamy nikły. Nie dostaliśmy żadnego flagowego stanowiska w dowództwie tej misji - dodaje generał.

Jego zdaniem nie należy wysyłać do Afganistanu kolejnych żołnierzy, bo koszt takiej "wysyłki" przerasta możliwości naszego kraju. Biorąc pod uwagę wdrażany właśnie proces profesjonalizacji wojska i chroniczny brak sprzętu, kolejne miliony umoczone w Afganistanie pogrążą naszą ramię.

Z misją wiążą się olbrzymie koszty. Według szacunków dowództwa operacyjnego tylko na 2009 r. MON na misję afgańską przeznaczyło 679,1 mln zł, z czego 304 mln to koszty osobowe i pieniądze wydane na doraźne działania. Gdybyśmy jak Anglicy chcieli dosłać do Afganistanu kolejny tysiąc żołnierzy, razem z nimi do Ghazni pojechałoby jakieś 150 mln zł.

- Dlatego powinniśmy raczej powoli redukować nasz kontyngent - mówi gen. Polko. - W strefie Ghazni może nam ktoś pomagać, a mięso armatnie w postaci naszych żołnierzy powinniśmy zastąpić pracą dyplomatyczną, zwłaszcza z miejscowymi władzami prowincji - uważa były dowódca GROM.

Powiększenie kontyngentu byłoby też niezwykle kosztowne politycznie, co zdaniem naszych informatorów w MON rząd poważnie bierze pod uwagę. Według najnowszych sondaży, m.in. TNS OBOP, poparcie Polaków dla operacji afgańskiej dramatycznie spada. Już tylko co czwarty Polak jest za jej kontynuowaniem.

W MON panuje opinia, że raport McChrystala nie jest zaadresowany do Polski. - Od dawna stosujemy się do zasad, o które teraz apeluje gen. McChrystal. Od sprawy Nangar Khel (2007 r.) nie mieliśmy ofiar wśród cywilów i przeprowadziliśmy od wiosny osiem dużych operacji przeciwko talibom - opowiada Klich. Polskie sukcesy zauważają Amerykanie. Między innymi dlatego minister Klich zdecydował, że kolejną, szóstą zmianą będzie nadal kierował płk Rajmund Andrzejczak.

Raport McChrystala spowodował jednak spore zamieszanie, także w Polsce. - Sam przeciek raportu to rodzaj nacisku. Zresztą, Amerykanie już kilkakrotnie wzywali do większego udziału Europejczyków - przyznaje Witold Waszczykowski, wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Czy to jednak naciski na Polskę? Niekoniecznie. Według naszego informatora z kręgów bliskich MON polski rząd jest pewien, że McChrystal apeluje raczej do krajów, które zagwarantowały sobie tzw. ograniczenia narodowe, co w praktyce oznacza, że ich wojska są w Afganistanie, ale nie uczestniczą w walce.

Jak dotąd jedynym krajem, który zareagował na zawoalowane żądania McChrystala, jest Wielka Brytania. Wczorajszy "The Times" podał, że Anglicy rozważają powiększenie swojego dziewięciotysięcznego kontyngentu o tysiąc żołnierzy. To niewiele, jeśli wziąć pod uwagę, że Amerykanie liczą na dodatkowych 30 tys. żołnierzy.

Polska na razie do Brytyjczyków nie dołączy, ale - jak mówi nam Bogusław Winid, ambasador RP przy NATO - raport McChrystala analizuje zarówno MON, jak i MSZ. Rząd pracuje też nad własnym raportem o sytuacji naszego kontyngentu. - Będzie dokładną analizą sytuacji panującej w Afganistanie. I dopiero potem będziemy musieli podjąć decyzję, co dalej - mówi "Polsce" gen. Bronisław Kwiatkowski, odpowiedzialny za misje zagraniczne. Kiedy dokument będzie gotowy, nie wiadomo.

Dlatego też polski rząd nie rozważa obecnie radykalnej zmiany swojej strategii w Afganistanie. Nie zamierza ani mocno powiększać polskiego kontyngentu, ani - wbrew sugestiom niektórych generałów - dzielić się zarządzaniem prowincją Ghazni. Nie ma też żadnych planów, by całkowicie wycofać się z Afganistanu.

Obecnie kończy się piąta zmiana polskiej misji w Afganistanie i rok, od kiedy Polacy stacjonują w strefie Ghazni, jednej z najniebezpieczniejszych w tym rejonie. Dotychczasowy bilans naszej misji to 13 poległych żołnierzy i wciąż rosnący w siłę terroryści, którzy nie zamierzają składać broni. Rodzi się zatem pytanie, czy polska strategia obrana w Afganistanie jest słuszna.

Według gen. Bolesława Balcerowicza Polska ma obecnie dwa wyjścia. Jeśli chcemy skutecznie zarządzać prowincją Ghazni i zapewnić jej bezpieczeństwo, trzeba wzmocnić naszą obecność w Afganistanie. O ile? - Być może podwoić, ale nie ma dobrej liczby na partyzantów. Te liczby ciągle w Afganistanie się zmieniają, od 8 tys. do obecnych ponad 100 tys. żołnierzy NATO, a kłopoty rosną - podsumowuje generał.

Drugie wyjście to według niego walka o sojuszniczą strategię wyjścia z Afganistanu. - Trzeba śmiało spojrzeć prawdzie w oczy. Zresztą o takim wyjściu przebąkują już sami Amerykanie - przyznaje gen. Balcerowicz. Nie zgadza się z nim gen. Kwiatkowski. - Myślę, że w tym momencie jest na to za wcześnie. Ani afgańska policja, ani siły bezpieczeństwa tamtego regionu nie są przygotowane do tego, aby funkcjonować samodzielnie - mówi.

Wtóruje mu Aleksander Szczygło, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. - W sprawie operacji afgańskiej nie należy podejmować pochopnych decyzji. Być może trzeba położyć większy nacisk na szkolenie Afgańczyków. A w perspektywie dwóch lat można będzie oddać większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo samym Afgańczykom, tak jak kiedyś w Iraku - tłumaczy Szczygło.

Jedno jest pewne: większość naszych rozmówców jest zgodna co do tego, że nie należy się śpieszyć z powiększaniem naszego kontyngentu. - To, że Brytyjczycy wyrażają gotowość wysłania tam swoich wojsk, nie znaczy, że mamy zrobić to samo. My przy swoim zaangażowaniu na tej misji niewiele otrzymaliśmy w zamian - uważa gen. Roman Polko. - Wysłaliśmy 2 tys. żołnierzy bez żadnych ograniczeń narodowych, co oznacza, że mogą być wykorzystywani do wszystkiego. Tymczasem wpływ na całą misję mamy nikły. Nie dostaliśmy żadnego flagowego stanowiska w dowództwie tej misji - dodaje generał.

Jego zdaniem nie należy wysyłać do Afganistanu kolejnych żołnierzy, bo koszt takiej "wysyłki" przerasta możliwości naszego kraju. Biorąc pod uwagę wdrażany właśnie proces profesjonalizacji wojska i chroniczny brak sprzętu, kolejne miliony umoczone w Afganistanie pogrążą naszą ramię.

Z misją wiążą się olbrzymie koszty. Według szacunków dowództwa operacyjnego tylko na 2009 r. MON na misję afgańską przeznaczyło 679,1 mln zł, z czego 304 mln to koszty osobowe i pieniądze wydane na doraźne działania. Gdybyśmy jak Anglicy chcieli dosłać do Afganistanu kolejny tysiąc żołnierzy, razem z nimi do Ghazni pojechałoby jakieś 150 mln zł.

- Dlatego powinniśmy raczej powoli redukować nasz kontyngent - mówi gen. Polko. - W strefie Ghazni może nam ktoś pomagać, a mięso armatnie w postaci naszych żołnierzy powinniśmy zastąpić pracą dyplomatyczną, zwłaszcza z miejscowymi władzami prowincji - uważa były dowódca GROM.

Powiększenie kontyngentu byłoby też niezwykle kosztowne politycznie, co zdaniem naszych informatorów w MON rząd poważnie bierze pod uwagę. Według najnowszych sondaży, m.in. TNS OBOP, poparcie Polaków dla operacji afgańskiej dramatycznie spada. Już tylko co czwarty Polak jest za jej kontynuowaniem.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Więcej żołnierzy do Afganistanu - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto