Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Akcja pod Bezdanami. Westernowy napad Piłsudskiego i przyszłych premierów

Jakub Szczepański
"Zamach na pociąg pocztowy" na łamach "Nowości Ilustrowanych", Kraków, 17 listopada 1906
"Zamach na pociąg pocztowy" na łamach "Nowości Ilustrowanych", Kraków, 17 listopada 1906 wikipedia
Skok na carski pociąg pod Bezdanami to był niezwykły i zuchwały napad. Pikanterii dodawał mu fakt, że kilku z "rabusiów" potem rządziło Polską

W tym głośnym skoku na pociąg 26 września 1908 roku w Bezdanach uczestniczył m.in. Józef Piłsudski (to on wymyślił napad) i trzech późniejszych premierów Polski. Z kolei przyszły prezydent Ignacy Mościcki pomagał skonstruować bomby. Niemal wszyscy uczestnicy tej, co by o niej nie mówić, awanturniczej akcji zaszli bardzo wysoko. Bo Walery Sławek był za sanacji premierem aż trzykrotnie. Aleksander Prystor raz. Tomasz Arciszewski piastował stanowisko premiera
RP na uchodźstwie w latach 1944-1947. Aleksandra Szczerbińska zaś została potem żoną Piłsudskiego. Nie da się też ukryć, że wszyscy uczestnicy tej operacji zdobyli pod Bezdanami coś dla nich najcenniejszego, pełne zaufanie późniejszego Komendanta i Marszałka. A to oznaczało zaszczyty, tytuły, prestiżowe stanowiska.

Podczas operacji Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej zginął tylko jeden rosyjski żołnierz, pięciu innych raniono, bojowcy wyszli z napadu bez żadnych
strat. Zdobyli dokładnie 200 812 rubli i 61 kopiejek, w tym srebro, złoto, papiery wartościowe. Był to największy taki skok na ziemiach polskich. Liderzy PPS mówili o tej operacji nie jako o napadzie, tylko o ekspropriacji - rekwizycji carskiej forsy, tak brzmiało dostojniej. Pieniądze przydały się dla powstających w Galicji polskich organizacji wojskowych, dzięki nim spłacono też długi organizacji, wsparto nimi uwięzionych towarzyszy oraz ich rodziny.

"Parszywa Siedemnastka"

W akcji Piłsudskiego uczestniczyli: Walery Sławek, Aleksander Prystor, Aleksander Damasty, Tomasz Arciszewski, Jerzy Sawa-Sawicki, Józef Kobiałko, Kazimierz Młynarski, Bronisław Gorgol, Włodzimierz Momentowicz, Aleksander Lutze-Birk, Edward Gibalski, Bertold Brajtenbach, Czesław Świrski, Jan Balaga,
Jan Fijałkowski, Włodzimierz Hellmann. Pomagała też w przygotowaniach do napadu Aleksandra Szczerbińska, przyszła żona Piłsudskiego.

Pomysł akcji, jak była mowa, wyszedł od Piłsudskiego. Wiedział on doskonale, że PPS potrzebowała jak najszybciej finansowej kroplówki, szczególnie braki dały się we znaki po 1905 roku. Bez tego zastrzyku sama parta, jak i jej paramilitarna przybudówka - Organizacja Bojowa PPS - były bliskie agonii. A to oznaczało pożegnanie się z planami walki o niepodległość. Carska agentura co chwila zadawała kolejne ciosy PPS-owskm strukturom, ludzie dowiadywali się o kolejnych stratach ponoszonych przez to ugrupowanie, z warszawskiej Cytadeli dobiegały głosy o kolejnych zakatowanych bojowcach.

Nic więc dziwnego, że spadało dla niej poparcie, wielu porzucało jej szeregi. Potrzebna była akcja, która z jednej strony potrafiłaby odbudować morale wewnątrz PPS-u i poprawić jej obraz wśród zwykłych Polaków. A przede wszystkim miała dać środki tak bardzo potrzebne do konspiracyjnej roboty, do szykowania kolejnych ataków na wroga. Jedyny sposób, w jaki można było zdobyć środki, to napady na rosyjskie firmy i urzędy. To prawda, że były takie działania, jak choćby akcja pod Rejowcem, gdzie ludzie kierowani przez Tomasza Arciszewskiego zrabowali 3500 rubli, a po napadzie na pocztę przy ul. Wspólnej w Warszawie konto PPS zasiliło prawie 6500 rubli. Były też mniej lub bardziej udane napady w Łodzi, Wisznicy, Łowiczu czy Nałęczowie. To wszystko jednak było mało, kropla w morzu konspiracyjnych potrzeb, pozyskiwano zaledwie drobnicę. Kiedy wydawało się, że to już koniec działania PPS, Józef Piłsudski zagrał va banque.

Postanowił opracować skok, który pozwoliłby na lata rozwiązać finansowe kłopoty. Na miejsce przyszłej akcji wybrał Litwę. Dlaczego akurat te tereny? Z jednej strony znał je doskonale, z drugiej strony liczył, że będzie to zaskoczenie dla carskich siepaczy. Poza tym Litwa była w miarę bezpieczna dla PPS-owskich bojowców, tamtejsza policja była leniwa, nie miała też doświadczenia w walce z bojownikami czy, jak ich carat nazywał, bandytami. Plan Piłsudskiego mógłby
śmiało posłużyć za przykład rasowym gangsterom, których wyczyny znamy głównie z amerykańskich filmów. Zaczęto przygotowania od mniejszych skoków, by zdobyć środki na główną akcję.

Najpierw Piłsudski wtajemniczył w szczegóły akcji Aleksandra Prystora, późniejszego zresztą premiera RP, który miał już spore doświadczenie w konspiracyjnej
robocie. Ze zbieraniem środków na główne uderzenie nie było jednak łatwo, co prawda dwa napady były udane, "pozyskano" po kilkanaście tysięcy rubli, ale już
dwa kolejne okazały się totalną klapą. Na dodatek większość zrabowanej kasy przekazano Stanisławowi Patkowi, który jako obrońca więźniów politycznych przeznaczył je na walkę w sądach i szybko okazało się, że "zbiórkę" trzeba zaczynać od nowa. Sytuacja stała się w pewnym momencie tak dramatyczna, że aby przetrwać najgorsze, trzeba było nawet sprzedać broń trzymaną w berlińskiej i wiedeńskiej kwaterze partii. Pomysłu akcji na Litwie jednak nie zarzucono. Z polecenia Piłsudskiego Prystor ruszył do Wilna, by rozpocząć przygotowania do wielkiego skoku. W tym samym czasie odwołano z Kijowa Aleksandrę Szczerbińską, gdzie pracowała już nad planem napadu na miejscowy bank. Pojechała do Wilna, by razem z Janiną Prystorową obserwować ruch pociągów na tamtejszym dworcu.

Domki letniskowe w pobliskich lasach wybrano na składy materiałów wybuchowych, a mieszkania w niedalekiej odległości wybrano na składy broni i schronienie dla członków grupy. Ci, których wyznaczono do akcji, zaczęli pracę od podróży na trasie pociągu, który miał być celem ataku. Ich zadaniem było
nawiązywanie kontaktów z kolejarzami, wyszukiwanie najlepszych miejsc i momentu do ataku. Pod lupą znalazł się przede wszystkim dworzec w Bezdanach.

Nowy termin napadu

Termin ataku na pociąg i dworzec wyznaczono na 19 września. I nagle pech, na wyboistej drodze wywróciła się bryczka z bojowcami. Nowy rozkaz głosił: odwołujemy akcję. Kolejny termin Piłsudski wyznaczył za tydzień, na sobotę 26 września. Atakujący mieli już wyznaczone zadania i wyuczone na pamięć hasło: "kto idiota?" i odzew: "komuniści".

To był początek operacji, która przeszła potem do historii Polski. Jedni ruszyli w rejon stacji piechotą, inni udali się tam tramwajem konnym. W całej operacji brało udział 17 ludzi, trzon stanowiła jednak szóstka. To "komando" z Walerym Sławkiem na czele, wsiadło do pociągu z pieniędzmi wcześniej. Druga grupa zamachowców czekała na nich na peronie w Bezdanach. Świetnie tam grali, udając zwykłych, przypadkowych pasażerów. Jeden z nich np. zaległ jak kłoda na ławce, odgrywał podpitego, inny w tym czasie obskakiwał namolnie jakąś kobietę. Kilka minut przed godziną 23 pociąg zaczyna leniwie zbliżać się do Bezdan. Wtedy Walery Sławek dał sygnał Świrskiemu, aby ten zaciągnął hamulec i razem z Prystorem i Brajtenbachem zaczęli walić do uciekających żandarmów.

Odpowiedzialny za działania dywersyjne Lutze-Birk usiłował w tym czasie wysadzić w powietrze szyny. Miał jednak pecha, plan się walił, bo pociąg zatrzymał się dalej, niż planowano. Dlatego Lutze-Birk podbiegł do lokomotywy i pistoletem sterroryzował jej obsługę. Kiedy jego towarzysze opiekowali się zatrzymanymi, on ruszył przed siebie. Z lokomotywy buchało jednak dużo pary, niewiele było widać i wtedy następuje dramatyczny moment, który mógł się zakończyć tragedią. Bojowiecnie słyszy bowiem umówionego okrzyku: "kto idiota?" niewiele brakuje, by zginął od kul swojego - z ręki Helmana. Na szczęście pomyłka szybko się wyjaśnia, obaj odetchnęli z ulgą. Akcja się rozwija, bojownicy wrzucają do pociągu ładunki wybuchowe. Kiedy te wybuchają w wagonach wypadają wszystkie szyby, momentalnie też gasną światła.

W pewnej chwili wyłoniła się na przodzie jednego wagonów jakaś upiorna postać wrzeszcząca na całe gardło: "Dawać tu lampę acetylenową!", którą po chwili wrzucono do środka. Był to głos Tomasza Arciszewskiego, który w ręku miał karabin, po chwili dobiegł do niego Fijałkowski. Widać nerwowe bieganie na stacji,
bojowcy rzucają do siebie urywane zdania, obserwują to przerażeni ludzie na dworcu kolejowym. Powstaje zamieszanie, nikt z pasażerów i ludzi czekających na dworcu nie wie, co się tak naprawdę dzieje. Padają przekleństwa, mieszające się z płaczem. Jeden z bojowców, strzelając w powietrze, odpędza ludzi, którzy nieświadomi niebezpieczeństwa wyszli z dworca.

Kiedy lokomotywa zatrzymuje się wreszcie na stacji, grupa Sławka doskakuje do eskorty oraz oficerów i urzędników. Przyłożone do skroni pistolety robią swoje, nikt nie kwapi się do stawiania oporu, napadnięci posłusznie oddają broń. Nadal padają strzały, słychać odgłosy wybuchów. Zamachowcy rozbijają telefon i telegraf, opadają semafory, a jeden z bojowców, trzymając w jednym ręku pistolet, w drugim bombę, trzyma w szachu ludzi na stacji. Strzały nie milkną, to desperacka obrona żandarmów, którzy siedzą w wagonie. W tym czasie Gibalski rzuca bombę przez wybite okno. Piłsudski, Prystor i Arciszewski wdzierają się o przedziału pocztowego. Zatrzymały ich jednak pancerne drzwi, za którymi skryła się eskorta.

Pokerowa zagrywka

Zamachowcy nie mają już jednak ani jednej bomby, wydaje się, że nici z planu, że przepadnie skarb tak bardzo potrzebny partii. Konwojenci wagonu pocztowego czują się pewnie za żelaznymi drzwiami przedziału. Trwa nerwowe wyczekiwanie. Mścisław, czyli Józef Piłsudski, wydaje się bezbronny w takiej sytuacji.

Podchodzi jednak do drzwi i krzyczy na cały głos po rosyjsku: "Otwierać! Jeśli nie - bombę rzucę!". Zaczyna spokojnie odliczać: dziesięć, dziewięć, osiem. Kiedy wypowiada siedem, drzwi się otwierają. Blef poskutkował, a zrezygnowana ochrona wagonu opuszcza go z podniesionymi rękoma. Bojownicy rzucają się błyskawicznie do paczek z pieniędzmi, złotem i papierami wartościowymi. Nie tykają jednak worków ze srebrnym bilonem, z których każdy waży po 20 kg.

Zamachowcy muszą się spieszyć, wiedzą doskonale, że za kilkadziesiąt minut przyjedzie tu następny pociąg. Następuje końcowy moment operacji, jeden z bojowców bierze od przerażonego dróżnika trąbkę i na rozkaz Piłsudskiego daje nią sygnał do odwrotu. Była wtedy dokładnie godzina 23.45. Bojownicy uciekają w różnych kierunkach. Jedni piechotą, inni bryczkami, pozostali zaś łodzią. Zanim bojownicy się rozproszyli, uspokoili jeszcze na odchodnym podróżnych.

Liczą łup w majątku

Piłsudski wraz z Momentowiczem pojechali bryczką w kierunku Jedlinki. Tam w miejscowym majątku liczą łup. Zdobyte srebro i złoto zakopano, po kilku tygodniach przyszła żona Piłsudskiego, Aleksandra Szczerbińska przemyciła je do Galicji. Papierami wartościowymi natomiast miał się zająć Prystor. Kazano mu je zrealizować w Kijowie. Wkrótce po akcji następuje dramat, bo władze rosyjskie przypadkowo aresztowały Jana Fijałkowskiego.

Wyciśnięto z niego informacje, które pozwoliły dotrzeć do udzielającego schronienia uczestnikom napadu Ignacego Grabowskiego. Zeznania Fijałkowskiego
oraz zdrajcy Edmunda Baranowicza pozwoliły z kolei carskiej bezpiece aresztować Czesława Świrskiego. Potem w ręce agentów cara wpadł jeszcze Czesław Zakrzewski i Cezaryna Kozakiewiczówna. Świrskiego, Fijałkowskiego i Zakrzewskiego skazano 9 września 1909 na karę śmierci, Grabowski i Kozakiewiczówna skazani zostali na ciężkie roboty.

Po licznych interwencjach kary śmierci zamieniono skazańcom na dożywotnią katorgę. Dla Piłsudskiego i jego środowiska Bezdany stały się symbolem jego niesłychanej odwagi, przeciwnicy zaś wytykali mu z kolei, że takimi działaniami jak napad na pociąg pocztowy potwierdzał tylko swoją szemraną, bandycką przeszłość.

Akcja w Bezdanach miała szczytny cel, wsparcie partii, pomoc jej członkom. Nie przeszkodziło to jednak wypominać Piłsudskiemu to działanie jako niewłaściwe,
a celował w tym m.in. jego wielki przeciwnik polityczny, Roman Dmowski. Piłsudski nie wstydził się tego kroku. W 1926 roku po tym jak Marszałek pojednał się z arystokracją na raucie w pałacu Radziwiłłów w Nieświeżu, krążył wtedy po kraju złośliwy wierszyk: "To nie sztuka zabić kruka ani sowę trafić w głowę. Ale sztuka
całkiem świeża trafić z Bezdan do Nieświeża".

Akcja pod Bezdanami była, razem z działaniami pod Rogowem, najbardziej zuchwałą i efektowną ze wszystkich operacji ekspropriacyjnych w wykonaniu Organizacji Bojowej PPS.

Jakub Szczepański

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Akcja pod Bezdanami. Westernowy napad Piłsudskiego i przyszłych premierów - Nasza Historia

Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto