Chciał być Niemcem, ale nie dostał paszportu, więc w 1970 roku porwał samolot. Nie udało mu się, ale po odsiedzeniu wyroku i tak skutecznie wyrwał się z Polski. Tym razem z... wycieczką Orbisu do Hamburga, gdzie mieszka do dziś.
35 lat temu uprowadzono z Polski samoloty do Kopenhagi, Berlina i na Bornholm. An-24, lecący z Katowic do Warszawy, zgodnie z żądaniem porywacza, Rudolfa Olmy z Bielska-Białej, miał wylądować w Wiedniu. Bomba, którą skonstruował, wybuchła, gdy tylko maszyna wzniosła się na wysokość 1.500 m. Pasażerowie i załoga cudem przeżyli. Porywacz został kaleką – stracił oko, lewą dłoń, miał poparzoną lewą część ciała. – Leżałem na podłodze przekonany, że to już koniec, umieram. Wtuliłem się w dywan i czekałem na śmierć – wspomina po latach Rudolf Olma.
Dziś mieszka w Niemczech, dokąd się zresztą wybierał 26 sierpnia 1970 roku. Uciekł z Polski przy kolejnej nadażającej się okazji, po 17 latach spędzonych w więzieniu. Tym razem wybrał autokarową wycieczkę Orbisu i wysiadł w Hamburgu. Jest już na emeryturze i pasjami klei... modele samolotów.
Bomba jak torcik
W 1970 roku był desperatem gotowym na wszystko. Kostkę trotylu – ważącą 400 gramów – ukrył w waflach, które oblał czekoladą i zapakował w przeźroczystą folię. Bomba wyglądała jak torcik. Włożył ją do siatki z pomarańczami i słodyczami, żeby nie wzbudzała żadnych podejrzeń.
Siatkę wniosła do samolotu narzeczona jego brata – Maria K., kelnerka. Jak wykazał później sąd – nieświadoma niczego. Olma odebrał pakunek na pokładzie. Wybrał miejsce tuż za kabiną pilotów, przy oknie, by móc bezpiecznie i niezauważalnie wyjąć trotyl z „tortu”, a potem rozbroić bombę.
Gdy o godz. 17.30 samolot rozpoczął wznoszenie, Olma stanął tyłem do kabiny pilotów. W jednej ręce trzymał kostkę trotylu, a w drugiej zawleczkę połączoną z bombą sznurkiem – tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał do niego strzelić. Wybuch byłby wówczas nieunikniony.
Mówił głośno, by przekrzyczeć ryk silników, że to porwanie, że chce do Wiednia. Słyszał, jak drugi pilot mówi przez radiotelefon: – Uprowadzenie! Uprowadzenie! Uprowadzenie!
Wybuch
– Patrzyłem na faceta z bombą w ręce i czułem się jak w kinie, gdyż całe to zdarzenie wydawało mi się nierealne – wspomina znany fotoreporter warszawski, Leopold Dzikowski. Siedział blisko porywacza. Wszyscy pasażerowie, jego zdaniem, zachowywali zadziwiający spokój. Porwań samolotów z Polski było wtedy wiele i wszystkie kończyły się happy endem.
Tymczasem An-24 nagle wykonał zaskakujący manewr. – Gwałtownie jego dziób opadł i wszyscy polecieliśmy do przodu, również porywacz z tą rozbrojoną bombą. Wtedy rozległ się huk. Poczułem dym i żar – mówi Dzikowski.
Gdy samolot utracił stabilność, Olma stracił równowagę. Prawdopodobnie szarpnął rękami i kostka trotylu wypadła mu z ręki. – Wiedziałem, że muszę ją złapać, aby nie wybuchła. Ale wybuchła – mówi Olma.
Na szczęście – dla wszystkich – porywacz zdążył złapać bombę lewą ręką i ładunek eksplodował w powietrzu. Wojskowi nie mają wątpliwości, że 400 gramów trotylu to potężne zagrożenie, zmiata z powierzchni ziemi średniej wielkości drzewo.
– Gdyby ta bomba wybuchła na podłodze samolotu, bez wątpienia powstałaby wyrwa, a potem dekompresja. Mogłaby uszkodzić przewody paliwowe... Skończyłoby się katastrofą – mówi ppłk Andrzej Cieślak z Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Katowicach.
25 lat więzienia
Na pokładzie znajdowało się 27 pasażerów. Najczęstsze obrażenia to popękane błony bębenkowe w uszach i poparzenia. Zdaniem Leopolda Dzikowskiego piloci specjalnie wykonali taki manewr, który mógłby zdezorientować porywacza. Zaryzykowali życie pasażerów, by potem liczyć na medale. Władza ludowa była zadowolona z udaremnienia uprowadzenia maszyny.
Proces toczył się przed katowickim Sądem Wojewódzkim (dziś Okręgowym) w tempie ekspresowym. W trzynastym dniu ogłoszono wyrok – Rudolfa Olmę, który przyznał się do wszystkiego i wziął całą winę na siebie, skazano na 25 lat więzienia. Sędziemu najbardziej przeszkadzało to, że oskarżony podkreślał swoje niemieckie pochodzenie.
– Był to proces polityczny, dyspozycyjny sędzia i drakoński wyrok – wspomina obserwatorka procesu.
Z pomocą brata
Historia Rudolfa Olmy trafiła na wystawę katowickiego IPN-u, krążącą teraz po Polsce – „Uciekinierzy z PRL-u”. Ukazuje ona dramatyczne zmagania Polaków z komunistycznym ustrojem, który odebrał im możliwości wyjazdu z kraju. Jednak Olmę trudno nazwać bohaterem tamtych lat, dziś powiedzielibyśmy, że był raczej terrorystą. Nie miał prawa tak ryzykować życia innych.
Sam teraz mówi ze skruchą, że nie powinien rozbrajać bomby. – Byłem przekonany, że absolutnie panuję nad techniką, że bomba może wybuchnąć tylko wtedy, gdy ja tego będę chciał. I to był błąd! – przyznaje.
Na ławie oskarżonych zasiadł z Rudolfem brat Leon, oskarżony o pomocnictwo. Sąd skazał go na 4 lata więzienia opierając się na... „doświadczeniu życiowym”, a nie na dowodach. Leona nie było w samolocie, ale wcześniej dwukrotnie z narzeczoną Marią wykonał loty rozpoznawcze z Katowic do Warszawy. Rudolf dał im bilety na lot i siatkę z waflami oblanymi czekoladą, zapakowane w przeźroczystą folię. Bez trotylu. Chciał się przekonać, czy taki „tort” może wzbudzić zainteresowanie ochrony. Nie wzbudził.
Udowodnij niewinność!
Za trzecim razem Maria wniosła do samolotu prawdziwą bombę i sąd za pomocnictwo skazał ją na 2 lata. W drugiej instancji została uniewinniona, gdyż nic nie wskazywało na to, że wiedziała o zamiarach Rudolfa Olmy. On sam utrzymywał, że nikogo nie wtajemniczył w swoje plany. Jednak brat Leon poszedł siedzieć. Jego obrońcą z urzędu była wówczas mecenas Jolanta Zajdel.
– Na sali znajdowało się chyba więcej esbeków niż publiczności – wspomina Jolanta Zajdel-Sarnowicz.
– Pamiętam, jak sędzia mówił: „Niech oskarżony udowodni nam swoją niewinność”. Zaprotestowałam i przypomniałam sędziemu, że niedawno na aplikacji uczył mnie czegoś innego. To oskarżonemu trzeba udowodnić winę.
Wiceprokurator wojewódzki Paweł Bednarek groził Olmie – wrogowi ludu – karą śmierci. Kilka lat później sam uciekł z Polski do Niemiec w trakcie wycieczki do Austrii. Legitymację partyjną zostawił w biurku.
Nie przewidziałem...
Ojciec Olmów był Niemcem. Tuż po wojnie rodzina miała spakowane walizki, by wyjechać z Polski, ale ojciec się rozchorował i opuścili transport. Wkrótce zmarł i chłopcy pozostali z matką w Bielsku. Żyli w biedzie, matka nie radziła sobie z ich wychowaniem, więc trafili do domu dziecka.
Ponoć myśl o porwaniu samolotu zrodziła się wtedy, gdy nad jeziorem w Międzybrodziu Bialskim Olma znalazł materiał wybuchowy. Utrzymuje, że zostawili go tam chłopcy, którzy... łowili ryby.
– Byłem przekonany, że piloci wykonają moje polecenie, że nikt nie odważy się zaryzykować ataku na mnie, nie podejmie próby rozbrojenia bomby, bo byłby szaleńcem – mówił Olma Radosławowi Dunaszewskiemu z telewizji TVN, który kręci film o tym tragicznym zdarzeniu. – Nie przewidziałem wszystkiego...
Drzwi do kabiny pilotów były wyrwane, a on leżał ogłuszony na podłodze z osmaloną twarzą. Nic nie widział, bo drugie oko też było uszkodzone. Zaczął sprawdzać, co zostało z lewej dłoni. Już wiedział, że jest zmasakrowana i konieczna będzie amputacja.
Wycieczka w jedną stronę
– Po wylądowaniu samolotu nikt się specjalnie nie przejął porywaczem. Załadowano go na wózek do przewożenia bagażu i wieziono w stronę karetki – przypomina Dzikowski.
Pierwszą przepustkę dostał po dziewięciu latach odsiadki, pierwszy pięciodniowy urlop – po 12. Siedział w więzieniu z szermierzem Jerzym Pawłowskim. Wyszedł na skutek amnestii po 17 latach. Był rok 1988. Kilka miesięcy później wykupił w Orbisie wycieczkę do Hamburga, wysiadł w Niemczech i już nie wrócił.
Dziś wiedzie samotne życie, ma obywatelstwo i polskie, i niemieckie. Do Polski przyjeżdża na urlop, pomaga bratu w Bielsku. Za swoją wolność drogo zapłacił.
W czasach Polski Ludowej uprowadzenia samolotów, przez pilotów cywilnych i wojskowych, należały do najbardziej spektakularnych i skutecznych ucieczek z kraju. W latach 1948–1989 odnotowano ich 19.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?