Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Człowiek, któremu skradziono życie

Agata Pustułka
Pamięta wiele, ale jeszcze więcej mu z głowy wyleciało: imię matki, nazwisko i widok rodzinnego domu. Zostały jakieś strzępy, zapachy i kolory... Alojz Przybalka szuka brata.

Pamięta wiele, ale jeszcze więcej mu z głowy wyleciało: imię matki, nazwisko i widok rodzinnego domu. Zostały jakieś strzępy, zapachy i kolory...

Alojz Przybalka szuka brata. Widział go tylko raz, gdy jako kilkuletnie dziecko, tulił w ramionach wrzeszczące zawiniątko. Matka rodziła w domu, a akuszerka zobaczyła, że zaciekawiony stoi w kącie i bez namysłu wręczyła mu malucha. Alojz pamięta ten dotyk, chociaż minęło już sześćdziesiąt osiem lat...

Tak w ogóle to Alojz pamięta wiele, ale niestety jeszcze więcej mu z głowy wyleciało: imię matki, nazwisko, widok rodzinnego domu. Zostały jakieś strzępy, zapachy i kolory. Tego najważniejszego wciąż nie wie.

Trzeba więc zrobić remanent. Pokazać, co jest pewne. Ma na imię Alojz. Jego siostra bliźniaczka to Małgorzata. Ale nie są jak dwie połówki jabłka. Ona w przeciwieństwie do niego nie chce grzebać się w przeszłości. Tuż po wojnie wyemigrowała do Francji, gdzie dobrze wyszła za mąż i obrosła w dzieci i wnuki.

Kiedy po wielu latach odwiedziła w Polsce brata, była zdziwiona, że Alojz tak biednie mieszka, choć on na jej przyjazd odnowił przytulny domek w opolskich Dziergowicach. Swój pierwszy prawdziwy dom. Z ogródeczkiem, makowcem prosto z pieca i uśmiechem żony Moniki. Jednak żeby Alojzowi to ciasto zupełnie smakowało, musi odkryć swoją przeszłość.

Dom dziecka

Szli bardzo długo. Babka w kwiecistej spódnicy, chuda i wysoka, niosła Małgorzatę. On dreptał obok trzymając się tej spódnicy jak babcinej ręki. Nie wiedzieli, dokąd tak idą i po co. Byli zmęczeni, marudni. Gdyby wiedzieli, gdzie idą, pewnie uciekliby w świat na swoich małych nóżkach.

Dom Dziecka w Brzezince, dzielnicy Mysłowic, wtopiony w mały park i jednorodzinne domki, mimo wszystko sprawia wrażenie odizolowanego. I dziś, i latem 1939 roku, kiedy Alojz pierwszy raz przekroczył drewniany próg. Miał wtedy najwyżej cztery lata (dokładnie jednak nie wiadomo ile, bo datę urodzenia dla Alojza urzędnicy wymyślili dużo później.)

Siostra od razu poleciała do dzieci. On do końca krzyczał i łkał. Jak rzep przyczepił się do babki. - Chciała mnie od siebie oderwać - wyjaśnia. Dziś jest wciąż zły, że dał się zmylić przyglądającej się tej scenie nauczycielce. Skusiła go jakąś zabawką. Gdy się obejrzał, zobaczył uciekającą babkę. Nie miał siły jej gonić. Nigdy już jej nie spotkał.

Ojciec?

- Zostawiła nas samych i na dodatek bez nazwiska - wyrzuca Alojz. Gruba kierowniczka ochronki zawołała go do siebie, gdy bawił się piłką. - Spytała mnie, jak się nazywam. Milczałem. Jesteś Przybalka - oznajmiła. - Ball po niemiecku piłka znaczy. Rzeczywiście wtedy byłem przy piłce. Nie jest to moje prawdziwe nazwisko - mówi Alojz.

Ale jego tułaczka dopiero się zaczęła - bez metryki urodzenia, z resztką pielęgnowanych wspomnień. - Nie mogę sobie wytłumaczyć, dlaczego trafiliśmy do domu dziecka. Co stało się z mamą i bratem? Jak przez mgłę widzę tatę w mundurze polskiego żołnierza. Zanim poszedł walczyć o Polskę, zabił dwa konie z naszego gospodarstwa. Ale czemu to zrobił? Czy nie chciał zostawiać ich Niemcom? - zastanawia się Alojz.

Ojca widział potem tylko raz, choć tu też nie ma pewności. Pewnego dnia do domu dziecka zjechali żołnierze.

- Chłopaki zawołały mnie z podwórka. Podobno ktoś się o mnie pytał - wyjaśnia Alojz. - Ten żołnierz, wysoki i chudy jak moja babka, poczęstował mnie gorącą zupą, a jak na mnie patrzył, łzy leciały mu z oczu.

Wojna

Domy dziecka: Bogucice u zakonnic. Z siostrą jeszcze trzymają się razem. Nikt o nazwisko nie pyta. Słupna koło Mysłowic. Stróż pilnujący sierocińca straszy dzieci, lata za nimi z nożem. Panicznie boją się przechodzić obok wielkiej dębowej szafy. Podobno otwierając drzwi wpada się wprost w piekielne czeluści. Małgosia wraca do Bogucic. Bielsko-Biała. Kolejny sierociniec Alojza. Na obiad jedzą makaron posypany cukrem pudrem. Głodują solidarnie - dzieci i nauczycielki.

W Bielsku wojna daje Alojzowi o sobie znać po raz pierwszy. Do bidula przyjeżdża Niemka w idealnie skrojonym mundurze. Mierzy im nosy i rozstaw oczu, szuka aryjskich rysów, ale u ciemnowłosego i ciemnookiego Alojza ich nie znajduje, chociaż chłopak mówi płynnie po niemiecku i jest grzeczniutki.

Oświęcim

W oświęcimskim obozie znalazł się zimą. - To musiał być 1943 rok - oblicza Alojz. Dziecięce baraki, stłoczeni na pryczach jak śledzie. I zmarznięci.

Pewnego razu z zapartym tchem obserwowali wyczyn młodego mężczyzny, któremu jeden z esesmanów nakazał przenieść ogromny głaz. Gdy wykona zadanie, ocali życie.

- Z wielkim trudem przeniósł kamień. Wszyscy biliśmy mu brawo. Wtedy od tyłu zaszedł go drugi esesman i bez wahania strzelił w głowę. Tego dnia wieczorem starzy więźniowie ostrzegli Alojza: "Uciekaj. Niemcom skończył się cyklon B. Wy będziecie następni. Jak przyjedzie kolejna dostawa". A potem podsunęli mu plan ucieczki przez obozowe latryny.

- Zgniłe deski, wąskie przejście. Droga do wolności prowadziła przez gówna - ironizuje dziś Alojz. - Smród dusił, ale przeszedłem, a wraz ze mną dwóch żydowskich chłopaków - Stefan i Daniel.

Ucieczka

Uszli może kilkaset metrów gdy dogoniły ich psy i zaczęły szarpać. Leżeli bez ruchu. Żołnierze, którzy nadbiegli po kilku minutach, uznali ich za martwych i postanowili zostawić do rana. Nie chcieli sobie krwią mundurów pobrudzić. Alojz słyszał, jak rozmawiali...

- Jak długo leżeliśmy? Nie wiem. Pewnie w środku nocy przyjechały po nas z taczką siostry serafitki z sąsiadującego z obozem klasztoru. Na co dzień tą taczką woziły chleb. Już w klasztorze okazało się, że wszyscy żyjemy. Po spotkaniu z wilczurami do dziś mam pamiątkę - ślady po pogryzieniach.

Stefek i Daniel poszli na przechowanie. Podobno jeszcze w czasie wojny pod opieką rabina Goldmana wyjechali do Izraela. A Alojz? Alojz ze swoim szczęściem trafił do szpitala w Lublińcu, gdzie niemieccy lekarze pobrali od niego szpik kostny, który miał uratować życie jednemu z chorych na białaczkę żołnierzy. Kręgosłup Alojza od tego czasu w miejscu nacięcia ma sporą bliznę.

Wojenne ostatki Przybalka spędził w Armii Czerwonej. Radzieccy żołnierze przejęli polskie sieroty jako tragarzy amunicji na pierwszej linii frontu. Walczył na terenie republik nadbałtyckich i Prus Wschodnich. Za odwagę i męstwo żołnierz Alojz, lat 9, dostał dwa medale, które pieczołowicie przechowuje w meblościance.

Rodzina

Siostrę odszukał przez Czerwony Krzyż. Między nimi nie pojawiła się jednak dawna bliskość. Próbował też dotrzeć do krewnych i choćby jakiejś dalekiej rodziny. Bezskutecznie. W żadnych archiwach nie zachowały się dane. Ani u sióstr w Bogucicach, gdzie być powinny, ani w mysłowickim domu dziecka, którego jest najstarszym żyjącym wychowankiem. Nikt, zupełnie nikt go nie pamiętał.

Poczuł się jakby ktoś skradł mu całe życie.

Żeby zaistniał dla urzędów, trzeba było tożsamość Alojzowi wymyślić. W papierach ma więc wszystko w porządku. Mama Małgorzata Kołodziejska. Data urodzenia. Wszystko pięknie wraz z podpisem naczelnika.

Życie po wojnie

Jednak wolność miała dla Alojza gorzki smak. Już pełnoletni poszedł na swoje z bidulową wyprawką - dwoma kocami i dwoma prześcieradłami. Najpierw pracował jako pomocnik traktorzysty, potem w porcie w Koźlu, zaliczył wojsko, etat w tartaku i na kolei.

- Gdzie dobrze płacili, tam się szło - wyjaśnia. Najdłużej, aż do emerytury, był w Zakładach Chemicznych w Blachowni i tam dorobił się stanowiska mistrza i szacunku ludzi, o co zawsze jest najtrudniej.

Ale dopiero w Dziergowicach znalazł swoje miejsce na ziemi. Monika jest jego drugą żoną. Niewysoka, pogodna.

- Przyszedłem, powiesiłem kapelusz i zostałem - śmieje się Alojz.

O swoje nieliczne pamiątki - album czarno-białych fotografii, złote radzieckie ordery, dba jak o grządki w ogrodzie. Ma teraz mnóstwo wolnego czasu, który poświęca na szukanie swojej przeszłości. Był już wszędzie i nic.

Dyrektorka domu dziecka przekopała pożółkłe teczki, ksiądz proboszcz z Brzezinki zajrzał do parafialnych ksiąg. W latach 1934-1936 przyszły wprawdzie na świat trzy pary bliźniąt, ale poza tym faktem nic do Alojza i Małgorzaty nie pasuje. Tamtych życiorysy są skończone. Ich nie.

- Często zastanawiam się, jak mój brat ma na imię. Czy jest do mnie podobny? - rozmyśla Alojz. Nawet nie ma swojego zdjęcia z dzieciństwa, żeby porównać kształt nosa, układ brwi. - Może brata wzięli na wychowanie jacyś dobrzy ludzie? Pewnie wiedzieli, co stało się z matką i powiedzieli mu. Może on mnie odnajdzie?

Alojzowi od wielu lat natrętnie śnią się groby bliskich. Ale gdzie one są? Może ktoś to wie?

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto