Trochę mniej zorientowanym w światowej przestrzeni wyjaśnijmy: pierwszy etap wyjazdu, a więc wspomniana wyspa znajduje się kawał drogi od Gorlic. Na dotarcie do celu potrzeba samolotu i półtorej doby z dwoma przesiadkami.
- Co mnie tam pognało? - uprzedza pytanie Michał Apollo, naukowiec z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie i podróżnik z Moszczenicy. - Dla takiego geograficznego świra, jak ja, magnesem jest coraz częściej historia, przeszłość miejsca. Otóż wspomniany wulkan wynurzył się z morza stosunkowo niedawno, bo jakieś sześćset lat temu, czyli w sumie niedługo po tym - jakieś dwieście lat - jak pojawili się na tym terenie pierwsi osadnicy. Przez pokolenia byli więc świadkami tego mistycznego procesu, w którym na pewno dostrzegali jakąś nadprzyrodzoną siłę - wyjaśnia Michał Apollo.
Michał Apollo, dobrze zapowiadający się naukowiec
Rangitoto jest największym z ok. 50 wulkanów położonych w rejonie Auckland, największego miasta Nowej Zelandii. Dzisiaj jest nieczynny, drzemie i tylko czas pokaże, co będzie z nim w przyszłości.
Najświeższy wyjazd Michała został podzielony na dwa etapy: nowozelandzki i japoński. Pojechał tam na dwie ważne konferencje naukowe dotyczące turystyki. Jak sam podkreśla, nie chce tym tematem zanudzać czytelników, ale warto wspomnieć, że w Japonii otrzymał nagrodę dla najlepiej zapowiadającego się naukowca, za pracę z dr Yaną Wengel i prof. Wiaczesławem Andrejczukiem.
Wyjazd do Nowej Zelandii, poza aspektem geograficznym, miał jeszcze jeden cel. Można go nazwać - konsumpcyjny. I bynajmniej nie chodzi o przysmaki z egzotycznych zwierząt, bo Michał jest wegetarianinem, ale o wino. Większości z nas trunek ten kojarzy się przede wszystkim z Francją czy Włochami, tymczasem Nowa Zelandia jest najbardziej na południe wysuniętym krajem winiarskim świata. Napitek bywa tam luksusowy, co wyraża się w cenie. I jak twierdzi Michał, również w smaku.
- Od razu zastrzegam, że nie jestem kiperem, nie podam więc rodzaju beczki, w której było przetrzymywane, pory dnia zbierania owoców, kąta nachylenia winniczego stoku ani temperatury w piwnicy - wylicza i się śmieje. - Chodzi mi bardziej o doznania typowo konsumpcyjne. I zapewniam, każdy przeciętny człowiek byłby w stanie rozpoznać różnicę pomiędzy „winem” a winem. Trunek, którego próbowałem, można zdecydowanie uznać za prawdziwe wino - dodaje podróżnik.
Po cichu przyznał nam się, że butelka, której zawartość smakował, kosztowała sześćset dolarów. - Ja piłem tylko lampkę - zastrzega od razu.
Żeglarski wyścig i definicja wolności
[/sc]
Wyprawa na kraniec świata miała też sportowy epizod. Otóż Michał wziął udział w lokalnych regatach żeglarskich wokół wysp nowozelandzkich. Nawet przez chwilę miał dostęp do steru. Sztuka prowadzenia jachtu okazała się nieco trudniejsza niż prowadzenia auta, ale ostatecznie jednostka pozostała w całości, na nikogo nie wpadli, nikt też nie wyleciał za burtę. Jednak gdy wiatr wzmagał na sile, stery przejmowała przyjaciółka Michała, prof. Heike Schänzel.
- Jak dalece oko sięga, tylko woda - mówi cicho, ale z powagą. - I ta woda, żagle, wiatr, łupinka, jaką przy tym wszystkim jest jacht, stanowi swoistą definicję wolności - dodaje.
Zaraz po zakończeniu konferencji w Nowej Zelandii przyszedł czas na Japonię.
- W samolocie do Osaki było całkiem sporo specjalistów z zakresu turystyki, była nas cała gromada - nadmienia. - Obie konferencje są stosunkowo ważne i cześć z naukowców chciała wziąć udział w obu - dodaje.
Po trzech intensywnych dniach, przyszedł czas na tzw. wycieczki pokonferencyjne. Michał wraz z grupą zaproszonych uczonych odwiedził wyspy artystów rozrzucone po Morzu Wewnętrznym. Celem wyjazdu było opracowanie wytycznych, by wykorzystać turystykę jako narzędzie rewitalizacji obszarów wiejskich. Tu głównym motorem jest sztuka.
- To niezwykle malownicze i romantyczne miejsca - przyznaje ze wzruszeniem. - Wiem, ponieważ obiegłem sobie jedną wyspę dookoła, a wschód słońca zrobił na mnie piorunujące wrażenie.
- Choć mamy tutaj do czynienia głównie ze sztuką współczesną, którą nie każdy lubi - z uśmiechem mówi Michał. - Ale każdy, ale to każdy będzie poruszony po odwiedzeniu muzeum-świątyni, w którym znajdują się prace takich artystów jak Claude Monet, James Turrell czy Walter De Maria - dodaje. A sam obiekt zaprojektował światowej sławy japoński architekt Tadao Ando.
- Po odwiedzeniu inscenizacji Yukinori Yanagi na wyspie Inujima każdy wyjdzie odmieniony, to mogę zapewnić - uśmiecha się Michał Apollo. Niestety z uwagi na zakaz robienia zdjęć, jedynym sposobem, by wspomniane miejsca zobaczyć jest udanie się do nich.
To miało być tylko wyjście z domu. Na chwilkę...
A te 52 kilometry? Relacja na portalu społecznościowym wyjaśnia wszystko.
- Postanowiłem pobiegać, bez konkretnego celu - zaczyna, parafrazując słowa Forresta Gumpa. Obrał kierunek na Magurę Małastowską. Jak się już tam znalazł, to stwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie, by zajrzeć do Wołowca. Stamtąd z kolei grzechem byłoby nie pobiec na Magurę Wątkowską. Kolejne punkty były już tylko konsekwencją wcześniej powziętych decyzji. W końcu jakoś trzeba było wrócić do domu!
FLESZ - Australia w ogniu. Zginęło miliard zwierząt
- W Zagórzanach rolnicy zanieśli plony przed ołtarz
- Gorlice. Kamil Bednarek gwiazdą Dni Gorlic
- Dni Gorlic 2019. Na scenie Lanberry i Natalia Szroeder
- Gorlice. Rolnicy poświęcili swoje maszyny
- Galeria Gorlicka otwarta! Trwa weekend promocji i atrakcji
- Tłum pod drzwiami Galerii Gorlickiej. Pierwszy pasaż otwarty
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?