MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dzieci w niebezpieczeństwie

Magdalena Kaczor
fot. R. Kwaśniewski
fot. R. Kwaśniewski
W ostatnim tygodniu tragicznie zginęła aż trójka dzieci. W miniony wtorek w Zdzieszowicach, przygnieciony trzepakiem zginął 6-letni Alan. Dwie godziny później, w Zakładzie Rolnym w Ujeździe przysypany ziarnem rzepaku, ...

W ostatnim tygodniu tragicznie zginęła aż trójka dzieci. W miniony wtorek w Zdzieszowicach, przygnieciony trzepakiem zginął 6-letni Alan. Dwie godziny później, w Zakładzie Rolnym w Ujeździe przysypany ziarnem rzepaku, śmierć poniósł 9-letni Mateusz. Ostatni wypadek miał miejsce w piątek. W przydomowym oczku wodnym utonął półtoraroczny Mateusz.

We wtorek 23 lipca około godziny 16. kilkuletni Alan bawił się na podwórku swojej ciotki. Kilkanaście minut wcześniej razem z innymi dziećmi siedział w domu i jadł obiad. Pomimo próśb ciotki o pozostanie w domu chłopiec poszedł się bawić na podwórko. Po chwili do domu pani Małgorzaty przybiegła przerażona koleżanka Alana, która krzyczała, że chłopiec leży na podwórku. Natychmiast wezwano pogotowie. Jednak wcześniej na miejsce dotarł Paweł Romanowicz miejscowy lekarz. Rozpoczął akcję reanimacyjną. - Dotarłem na miejsce w cztery, pięć minut po wypadku. Niestety, czaszka była potwornie pogruchotana i zdeformowana, obrażenia były bardzo rozległe. Chłopczyk miał strasznego pecha, bo nie dość, że upadł głową na beton, to jeszcze przygniotła go ciężka metalowa poprzeczka - wyjaśnia Romanowicz.
Romanowicz wspólnie z zespołem pogotowia z Krapkowic, który dojechał po 20 minutach, kontynuowali reanimację, przez całą godzinę. Niestety, nie przyniosła ona rezultatów.

Zdaniem Romanowicza, żaden lekarz nawet jeśli byłby na miejscu w chwili wypadku nie byłyby w stanie uratować życia dziecku.

Stary trzepak stał na podwórku od wielu lat. Był stary i mocno zardzewiały, więc pod wpływem ciężaru chłopca musiał się przewrócić. Policjanci z komisariatu w Zdzieszowicach ustalają czy tragedii dało się uniknąć i kto ewentualnie zawinił śmierci chłopca.

Tego samego dnia, dwie godziny później, na terenie Zakładu Rolnego w Ujeździe doszło do kolejnej tragicznej śmierci dziecka. Tym razem w dużej mierze zawiniła brawura i nieroztropność 9-letniego Mateusza. Pomimo tabliczek zabraniających wstępu wielokrotnie zakradał się na teren Zakładu Rolnego w Ujeździe. Podbierał ziarna rzepaku, którymi karmił gołębie. Jeden z pracowników zakładu podarował mu nawet całą torbą ziarna, ale mimo tego chłopak nadal przychodził. We wtorek około godziny 18 stanął na pryzmie rzepaku.

- Kiedy podajnik ślimakowy zaczął wciągać ziarno do suszarni, chłopiec zapadł się w utworzonym z ziaren lej - wyjaśnia Jan Gajewski, prezes zakładu.

Pracownik obsługujący urządzenie usłyszał krzyk dziecka i natychmiast wyłączył sprzęt. Zobaczył zapadającego się chłopca i natychmiast zaczął go odkopywać. Za chwilę przybiegł Gajewski i kilku innych pracowników, którzy przyłączyli się do akcji ratunkowej. Po chwili odkopano dziecko i jeden z pracowników zaczął reanimację. Wydawało się, że przyniesie ona dobry rezultat, bo chłopiec zareagował wymiotami. Niestety, lekarz z pogotowia ratunkowego w Strzelcach Opolskich stwierdził zgon. - Powiedział, że prawdopodobnie kiedy krzyczał do płuc dostało się za dużo rzepaku - dodaje Gajewski.

Przyznaje, że śmierć dziecka jest wielką tragedią, ale jednocześnie podkreśla, że nie czuje się za nią odpowiedzialny. Chłopiec mimo wielu próśb kręcił się po terenie zakładu. Na zarzuty Józefa Slósarczyka nadinspektora pracy w OIP w Opolu, że gdyby na otworze kosza zasypowego była krata zabezpieczająca nie doszłoby do tragedii, odpowiada, że nawet gdyby była krata to przy tej ilości rzepaku jaka była w koszu, chłopiec nie miał szans na przeżycie.

Mateuszem opiekowała się jego babcia, która nie chce komentować tego zdarzenia. Policja w Strzelcach Opolskich bada bada okoliczności tragedii. Niewykluczone, że po protokole końcowym z dochodzenia inspekcji pracy prokuratura może wszcząć dochodzenie o nieumyślne spowodowane śmierci. Jednak najpierw trzeba ustalić kto i czy w ogóle zawinił.

Trzecia tragedia rozegrała się w małej wiosce pod Nysą, Domaszkowicach. Półtoraroczny Mateusz utopił się w przydomowym oczku wodnym. Chłopczyk bawił się na podwórku sam, w tym czasie jego 22-letnia matka opiekowała się młodszą córeczką. Kobieta sama wychowywała dwójkę dzieci.

Policja nie stwierdziła braku nadzoru nad dziećmi. Ich matka była trzeźwa i jak mówią sąsiedzi i znajomi, zawsze troskliwie opiekowała się swoimi dziećmi. Śmierć chłopczyka to był tragiczny wypadek.

Należy jednak pamiętać o tym, że dzieci są najbardziej narażone na niebezpieczeństwa. Nieświadome zagrożenia, łatwowierne i słabe często ulegają wypadkom i stają się ofiarami.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto