Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Groził dziennikarce śmiercią. Prokuratura nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego i postanowiła się tym nie zajmować

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Wiadomości, jakie dziennikarka "nto" otrzymywała po publikacji tekstu
Wiadomości, jakie dziennikarka "nto" otrzymywała po publikacji tekstu Piotr Guzik
Po tekście o księdzu z zarzutami, hejter groził dziennikarce "nto" śmiercią. Prokuratura nie ustaliła sprawcy. Uznała natomiast, że… dziennikarka się nie boi, więc nic się nie stało.

Sprawa ma związek z zarzutami postawionymi księdzu Rafałowi C., który według prokuratury ukradł tożsamość biskupa i rozsyłał wulgarne wiadomości, stwarzając wrażenie, że stoi za nimi zwierzchnik opolskiej diecezji.

O duchownym, który miał próbować zniszczyć biskupa opolskiego Andrzeja Czaję, napisałam pod koniec listopada. ilkadziesiąt minut po tym, gdy tekst pojawił się na portalu nto.pl dostałam pierwszego sms-a:

„Ostrzegamy Cię. Zostaw temat C. (tu pada nazwisko księdza z zarzutami) i Grzywocza (to ksiądz, który zaginął w Alpach w 2017 r. - przyp. red. ). Inaczej stracisz pracę i życie. A C. i tak zniszczymy i zabijemy. Policja jest nasza, dowody zniszczone”.

Chwilę później nieznany sprawca zadzwonił na mój telefon z czeskiego numeru, ale nie zdążyłam odebrać. Dwie minuty później przyszedł kolejny sms: „Odbieraj suko. Pożałujesz. Z C. spędzisz w pierdlu”. I kolejny: „Z Czają jeszcze nikt nie wygrał”.

Próba kontaktu i wysłane sms-em obelgi pojawiły się też następnego dnia. Sprawa była poważna, dlatego złożyłam zawiadomienie w prokuraturze. Nieco ponad dwa tygodnie później przyszła decyzja o odmowie wszczęcia dochodzenia „wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego”.

Katarzyna Pekar, prokurator Prokuratury Rejonowej w Opolu, która prowadziła sprawę, napisała w uzasadnieniu: „brak jest podstaw do przyjęcia, iż przesłane do zawiadamiającej treści sms-owe, zawierające groźby, wzbudziły u niej uzasadnioną obawę, że zostaną spełnione, co miało zmierzać do skłonienia zawiadamiającej do zaprzestania publikowania na łamach Nowej Trybuny Opolskiej artykułów dotyczących podszywania się pod biskupa Andrzeja Czaję”.

Z uzasadnienia nie wynika, by prokuratura podjęła jakiekolwiek działania, zmierzające do ustalenia, kto stał za tymi groźbami i jaki cel chciał osiągnąć.

Składając zawiadomienie powiedziałam pani prokurator, kto - moim zdaniem - może być autorem gróźb. Prokurator przyjęła to za pewnik i stwierdziła, że dziennikarka „sama próbowała się skontaktować z podejrzewanym przez siebie autorem sms-ów, zawierających groźby, co powoduje uzasadnione przypuszczenie, iż w rzeczywistości nie obawiała się sformułowanych w wiadomościach sms-owych treści”.

Tyle wynika z ustaleń prokuratorskich. Wiele wskazuje, że sprawa pogróżek ma związek z zarzutami przedstawionymi dwóm mężczyznom, którzy według śledczych ukradli tożsamość biskupowi i rozsyłali wulgarne wiadomości, stwarzając wrażenie, że stoi za nimi zwierzchnik opolskiej diecezji. Jeden z nich, Rafał C., jest księdzem, ale obłożonym karą suspensy. To oznacza, że nie może odprawiać mszy, spowiadać, ani wykonywać innych czynności kapłańskich. Zarzut kradzieży tożsamości usłyszał również jego świecki znajomy Rafał S.

Mężczyźni mieli preparować wiadomości mailowe i sms-owe w taki sposób, by sprawiały wrażenie wysłanych przez biskupa lub kanclerza opolskiej kurii (podobny charakter miały groźby wysłane autorce tekstu - przyp. red.). Wiadomości te zawierały treści nieprzyzwoite, wulgarne, a także groźby i miały skutkować nadszarpnięciem wizerunku biskupa oraz kurii.

Dlaczego Rafał C. mógł chcieć zniszczyć biskupa? Źródłem konfliktu miała być nałożona na niego suspensa. Duchowny do 2018 roku był proboszczem w Chałupkach (pow. raciborski). To wtedy pojawiły się podejrzenia, że ksiądz przywłaszczył sobie parafialne datki.

Biskup odwołał proboszcza, a wyjaśnianiem sprawy zajęły się organy ścigania. Biskup kazał też księdzu zamieszkać w jednym z domów diecezjalnych. Gdy duchowny tego nie zrobił, został ukarany suspensą.

Komentarz autorki:

Jak hejter prokuratora za nos wodził

Hejter wprawdzie ubliżał dziennikarce i groził jej śmiercią, ale ona wcale tak bardzo się nie bała, więc właściwie nic się nie stało. Taka mniej więcej była pokrętna logika pani prokurator, która uznała, że nie ma sensu zawracać sobie głowy tą sprawą. Mój błąd.

Pewnie zrobiłabym lepsze wrażenie na śledczych, gdybym w czasie przesłuchania zalewała się łzami, teatralnym gestem rozmazując wytuszowane rzęsy. Albo chociaż drżała z przerażenia, nerwowo oglądając się za siebie. Ironizuję, choć wcale mi do śmiechu nie jest.

Bartłomiejowi Sienkiewiczowi, byłemu ministrowi spraw wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska, odbiło się czkawką hasło, że „polska jest państwem teoretycznym”. Przypomniało mi się ono, gdy czytałam decyzję pani prokurator, coraz szerzej otwierając oczy ze zdumienia. Spodziewałam się, że sprawa zakończy się równie szybko, jak się zaczęła. Obstawiałam, że powodem będzie tzw. „niewykrycie sprawcy”.

Do głowy mi jednak nie przyszło, że śledczy nie zadadzą sobie nawet trudu, by spróbować go wykryć. Wygląda na to, że jedyną osobą, która starała się z nim skontaktować, by zapytać o co mu chodzi, byłam ja sama. Zastanawiam się, ile takich kuriozalnych decyzji zapada każdego dnia w tej czy innej prokuraturze. I czy tym, którzy je podejmują, nie przeszkadza to, że pospolici przestępcy wodzą ich za nos?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Groził dziennikarce śmiercią. Prokuratura nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego i postanowiła się tym nie zajmować - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto