Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Masz pracować, nie chorować

[email protected]
Wojciech Pawłowski już nie odzyska zdrowia. Fot. Lucjusz Cykarski
Wojciech Pawłowski już nie odzyska zdrowia. Fot. Lucjusz Cykarski
Wyleczyć mnie już nie można - mówi 37-letni Wojciech Pawłowski z Międzyrzecza Górnego koło Bielska-Białej. Bez kul nie przejdzie nawet na drugą stronę pokoju.

Wyleczyć mnie już nie można - mówi 37-letni Wojciech Pawłowski z Międzyrzecza Górnego koło Bielska-Białej. Bez kul nie przejdzie nawet na drugą stronę pokoju. Od dwóch lat walczy ze swoim kalectwem i żywi się nadzieją, że firma Cooper Standard Automotive Polska (CSA) w końcu przejmie się jego losem i wypłaci odszkodowanie.

W CSA pracował jako operator maszyn. Na początku 2004 r. został wysłany do pracy w Wielkiej Brytanii. Miał nauczyć się obsługi nowych maszyn. Polaków wysłano do roboty bez tłumacza, żaden nie znał angielskiego. W hali produkcyjnej znaleźli się bez przeszkolenia bhp.

Tamtej nocy z soboty na niedzielę Pawłowski tyrał przez 12 godzin. Stał przy maszynie, gdy najechał na niego wózek widłowy. Upadł na betonową posadzkę i stracił przytomność. Gdy ją odzyskał, chciał wrócić do pracy.

- Póki mogłem stać przy maszynie, pracowałem, ale ból się wzmagał - wyjaśnia.

- Zaraz po wypadku pan Pawłowski sam zdecydował o dalszym wykonywaniu pracy - mówi z naciskiem Agnieszka Koss, dyrektor do spraw personalnych Cooper Standard Automotive Polska w Bielsku-Białej.

Jednak z Pawłowskim było coraz gorzej, więc angielski kierownik i polski lider grupy spisali protokół powypadkowy. Co było w tym protokole, Pawłowski nie wie do dziś. - Podobno sam się uderzyłem o jedną z przewożonych skrzyń - mówi. Ale napisany po angielsku protokół podpisał. - Byłem w szoku - wyjaśnia. - Dziś wiem, że popełniłem błąd, ale bałem się, że wyślą mnie wcześniej do Polski, że stracę zarobki.

I tak go wysłali - lekarz uznał, że nie nadaje się do pracy. W Łodzi przeszedł dwie operacje kręgosłupa. Ma uszkodzony centralny układ nerwowy, obumarłe komórki w rdzeniu kręgowym, niedowład spastyczny nóg, niedowład lewej ręki i wyciętą kość z lewego barku.

Większość pieniędzy Pawłowskich idzie na leczenie, a na utrzymaniu mają czworo dzieci w wieku od 5 do 17 lat. Są zdani na samych siebie. Firma dała im 1.100 zł zapomogi i bezpłatny przewóz do łódzkiej kliniki, gdzie Pawłowski był operowany.

W przedpokoju Pawłowskiego stoi wózek inwalidzki. Pożyczony, bo na własny go nie stać.

- Czy można powiedzieć, że żyję, skoro nic nie mogę zrobić? - mówi z goryczą. - Po najmniejszym wysiłku fizycznym łapie mnie niedowład, nie mogę przejść kroku, przewracam się. No i ten straszny ból, którego niczym nie mogę uśmierzyć. Po chwili dodaje: - Muszę żyć, mam czworo dzieci.

Wspomina, że kiedy wraz z innymi Polakami trafił do pracy w brytyjskiej hali, żaden z nich nie znał angielskiego, a tłumacza im nie przydzielono. Anglik coś wyjaśniał, tłumaczył, jak obsługuje się maszyny, a oni domyślali się, co mówi, ale go nie rozumieli. Nikt jednak nie narzekał, nie zgłaszał uwag. Grupa bała się utraty intratnej pracy.

Tamtej nocy, gdy doszło do wypadku, pracował 12 godzin. Nie wiedział, że nadjeżdża wózek widłowy. - Niczego nie słyszałem, hałas był tak duży. Na każdym stanowisku grało radio - wspomina. - Kątem oka dostrzegłem czarne plastikowe skrzynie, a potem poczułem ogromny ból. Gdy się ocknąłem, Anglik stawiał mnie na nogi i pytał: Are you OK? Odpowiedziałem "OK", bo tyle umiałem.

Usiłował dalej pracować, ale zrobiło mu się słabo i nogi drżały. Powiadomił brygadzistę o zdarzeniu.

Kierownictwo Cooper Standard Automotive Polska w Bielsku-Białej, które nie chce wypłacić odszkodowania, powołuje się właśnie na tę decyzję Pawłowskiego: przecież po wypadku nadal pracował, nikt go nie zmuszał.

- Nie mam sobie nic do zarzucenia. Bałem się utraty pracy - wyjaśnia Pawłowski. - Przed wyjazdem za granicę mówiono nam, że jedziemy do pracy, a nie chorować.

Agnieszka Koss, dyrektor do spraw personalnych Cooper Standard Automotive Polska w Bielsku-Białej, podkreśla, że istnieją wykluczające się wersje zdarzenia: - Jego przebieg znają tylko poszkodowany i kierowca wózka widłowego. Są w równym stopniu zainteresowani tą sprawą i mogą ją przedstawiać w nieobiektywny sposób.

Jednak milczy na temat obdukcji lekarskiej, której poddany został Pawłowski kilka dni po wypadku, gdy do Wielkiej Brytanii przyjechał z Bielska-Białej tłumacz, inż. Aleksander Wanat. Wtedy lekarz stwierdził, że Pawłowski nie nadaje się do pracy i trzeba go zabrać do Polski.

Do kraju przywieziono go samochodem, w niekorzystnych dla jego zdrowia warunkach.

Obok domu w Międzyrzeczu Górnym Wojciech Pawłowski urządził kiedyś pole do siatkówki i grał z dziećmi w piłkę. Chodził po górach. Teraz nawet na spacer nie wychodzi. Pokonanie 30 metrów jest dla niego ogromnym wysiłkiem. Stuprocentowe kalectwo.

Kilka miesięcy temu odwiedził go dyrektor Piotr Gąska z CSA z delegacją. Chcieli na własne oczy przekonać się, czy Pawłowski rzeczywiście cierpi.

- Mój wygląd ich zaskoczył - mówi poszkodowany. - Obiecali, że się odezwą, pomogą, powiadomią swoich przełożonych w USA i Anglii.

Ale nic z tego. Gąska więcej się nie odezwał, a Koss podkreśla, że przecież pomogli. Ta pomoc to 1.100 złotych zapomogi i darmowy przewóz do łódzkiej kliniki, gdzie Pawłowskiego operowano.

Na tym szczodrość zagranicznej firmy się skończyła.

- Trzeba przebudować dom, zrobić podjazd dla wózka... Ile bym dał, żeby znów być sprawny - wzdycha Wojciech Pawłowski.

Śledztwo w sprawie wypadku wszczęła Prokuratura Rejonowa w Bielsku-Białej.



Śledztwo trwa

Prokuratura Rejonowa w Bielsku-Białej wszczęła śledztwo w sprawie wypadku przy pracy Wojciecha Pawłowskiego. Akta przekazano już bielskiej Prokuraturze Okręgowej. - Dalsze czynności podejmiemy w ramach pomocy prawnej z Wielką Brytanią, bo to tam doszło do wypadku - mówi prokurator Joanna Niewiara.



Opinia lekarzy

Zdaniem lekarzy z Zakładu Medycyny Sądowej Śląskiej Akademii Medycznej, istnieje związek przyczynowy między wypadkiem przy pracy a kalectwem Pawłowskiego i jest to ustalenie fundamentalne dla sprawy. W opinii dla prokuratury lekarze napisali: "Do urazu (skręcenia i stłuczenia) kręgosłupa doszło w momencie uderzenia lub też w momencie upadku po utracie równowagi spowodowanej potrąceniem przez wózek. Stan pokrzywdzonego wyczerpuje znamiona ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci ciężkiego kalectwa".

Świadczenia przysługujące z powodu wypadku przy pracy:
• 100 proc. zasiłku chorobowego
• świadczenie rehabilitacyjne – dla ubezpieczonego, który po wyczerpaniu zasiłku chorobowego jest nadal niezdolny do pracy, a dalsze leczenie rokują odzyskanie zdolności do pracy
• zasiłek wyrównawczy – dla ubezpieczonego pracownika, którego wynagrodzenie uległo obniżeniu wskutek uszczerbku na zdrowiu
• jednorazowe odszkodowanie – dla ubezpieczonego, który doznał stałego lub długotrwałego uszczerbku na zdrowiu
• jednorazowe odszkodowanie – dla członków rodziny zmarłego
• renta z tytułu niezdolności do pracy – dla ubezpieczonego, który stał się niezdolny do pracy wskutek wypadku przy pracy
• renta rodzinna – dla członków rodziny zmarłego, uprawnionego z tytułu wypadku przy pracy
• dodatek do renty rodzinnej – dla sieroty zupełnej
• renta szkoleniowa – w celu przekwalifikowania zawodowego ze względu na niezdolność do pracy w dotychczasowym zawodzie
• dodatek pielęgnacyjny
• pokrycie kosztów leczenia z zakresu stomatologii i szczepień ochronnych oraz zaopatrzenia w przedmioty ortopedyczne.
od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto