Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mordował dla kilkuset złotych

Marek Świercz
Roman O. na sali sądowej. Fot. GO
Roman O. na sali sądowej. Fot. GO
Roman O. zatrząsł się tylko raz, gdy został skonfrontowany z histerycznie płaczącą córką, która zeznała, że mógł mieć broń. Ale szybko wziął się w garść. Choć nie ulega wątpliwości, że córkę kochał naprawdę.

Roman O. zatrząsł się tylko raz, gdy został skonfrontowany z histerycznie płaczącą córką, która zeznała, że mógł mieć broń. Ale szybko wziął się w garść. Choć nie ulega wątpliwości, że córkę kochał naprawdę. To do niej w kilka godzin po zbrodni wysyłał SMS-y z życzeniami. Za pierwszym razem miała urodziny, za drugim był akurat Dzień Dziecka. Strach pomyśleć, ale może mordował właśnie po to, by akurat w te szczególne dni mieć za co doładować kartę w swojej komórce?

Chyba nigdy się tego nie dowiemy. 48-letni Roman O., pierwszy wielokrotny zabójca w dziejach Opolszczyzny, do niczego się nie przyznaje. Opolski Sąd Okręgowy skazał go właśnie na potrójne dożywocie i orzekł, że o zwolnienie warunkowe będzie mógł się ubiegać dopiero po 35 latach. Jeśli wyrok się utrzyma i Roman O. pójdzie siedzieć, to będzie mógł ubiegać się o wyjście na wolność w wieku 81 lat (dwa lata przesiedział w śledztwie).
– Czemu milczy? Bo liczy na to, że się wyślizgnie. Nie ma nic do stracenia: albo wolność, albo dożywocie – komentuje prokurator Sławomir Wojciechowski, który przejął sprawę w lipcu 2002 roku, gdy okazało się, że tajemniczy morderca z Nysy uderzył w Kościerzynie na Pomorzu.
Proces był poszlakowy, a w takim przypadku oskarżony zawsze może wierzyć, że w końcu się wywinie. Zwłaszcza jeśli ma już tego rodzaju osobiste doświadczenia. A Roman O. ma.

Tylko zakopał?

Roman O. od zawsze był na bakier z prawem. Siedział za kradzieże i rozboje, poważniejszą odsiadkę dostał, gdy w rodzinnej miejscowości dokonał brutalnego rozboju na studentce: przewrócił ją na ziemię, pobił, zabrał jej torebką. Gdy siedział, jego żona znalazła sobie dochodzącego narzeczonego. Gdy wyszedł, narzeczony zniknął a potem odkopano jego zwłoki.
Roman O. został oskarżony o morderstwo, głównym świadkiem oskarżenia była jego żona, która zeznała, że dokonał zabójstwa w trakcie pijackiej libacji. Został nawet dwa razy skazany za to zabójstwo przez Sąd Wojewódzki w Gdańsku, ale ostatecznie właściwy Sąd Apelacyjny zmienił kwalifikację czynu i stwierdził, że można go ukarać tylko za ukrycie zwłok, czyli pomoc w zatarciu śladów przestępstwa. Wszystko przez to, że w międzyczasie zmarła jego żona i prokuratura straciła głównego świadka.
Czy takie rozstrzygnięcie było słuszne? Nie wiadomo. Wiadomo za to na pewno, że Roman O. przekonał się osobiście, że Temidę da się ograć. Trzeba cierpliwie milczeć i czekać na rozwój sytuacji. Roman O. stosuje tę samą strategię i teraz.

Pistolet fajna rzecz

Roman O. wyszedł z więzienia w grudniu 1998 roku. Jego córka Beata miała straszne problemy z brutalnym narzeczonym, więc postanowili wyjechać z Kościerzyny. Trafili do Dzierżoniowa, gdzie Beata O. podjęła pracę w agencji towarzyskiej. Tata nie pracował, pozostawał na jej utrzymaniu.
W tym czasie Beata O. – tak na wszelki wypadek, ze strachu przed byłym chłopakiem – kupiła od jednego z klientów broń palną. Był to przerobiony na ostre naboje pistolet gazowy ROHM RG 725 z tłumikiem.
Gdy wyjechała do Niemiec, pistolet zabrał sobie ojciec, po czym wyprowadził się do Głuchołaz, gdzie mieszkał jego brat. Załapał się do pracy na targowisku, gdzie handlował zielenią – dostawał wyżywienie i 20 złotych dziennie. Poniewczasie okazało się, że chętnie pokazywał nowym znajomym swój pistolet. Przestrzeliwał go w plenerze a po założeniu tłumika strzelał z niego do kanapy, na której spał. Łuski zbierał, ale fakt strzelania został potwierdzony przez tzw. badania GSR, które wykrywają mikroślady powstające przy spaleniu metali w spłonce, a także przez jego znajomych. Świadkowie zeznali też, że nakłaniał ich w tym czasie do zrobienia jakiegoś skoku.
Te wszystkie fakty wyszły na jaw w końcowej fazie śledztwa, gdy Roman O. siedział już w areszcie. Bo na samym początku policja nie miała dokładnie nic.

Egzekutor z Nysy...

26 kwietnia 2002 roku ktoś wszedł do małego baru Club 2001 na peryferiach Nysy i przestrzelił głowę barmance, 22-letniej Monice P. Zabrał z kasy 600 zł, papierosy, flaszkę alkoholu oraz dwa telefony komórkowe: jeden należący do ofiary, drugi pozostający na wyposażeniu baru. Nikt go nie widział, nie zostawił żadnych śladów.
Ofiara była świadkiem w innej sprawie, pojawiło się więc podejrzenie, że rabunek miał ukryć prawdziwy motyw zabójstwa. Trudno było uwierzyć, że ktoś zamordował z zimną krwią dla kilkuset złotych.
Zabójstwo wstrząsnęło Nysą. Władze miasta ogłosiły, że wypłacą finansową nagrodę osobie, która dostarczy informacji pozwalających na ujęcie zabójcy. Odzewu nie było.

... i z Pomorza

Śledztwo szło różnymi torami. Policja stwierdziła, że w kilka godzin po zabójstwie ktoś zadzwonił z jednej z ukradzionych komórek do mieszkanki Nysy Renaty M. Wzięto ją pod obserwację, próbując się zorientować, czy dzwonił ktoś, kto tylko znalazł porzucony telefon, czy może sam zabójca. Dzięki pomocy operatora sieci telefonii komórkowej ustalono też, że do jednego z ukradzionych telefonów została włożona nowa karta prepaidowa i dzwoniono z niego z terenu Głuchołaz koło Nysy (tak jak i drugiego skradzionego telefonu). Z technicznego punktu widzenia śledztwo było jednak szalenie skomplikowane.
Śledczy robili swoje, ale morderca był szybszy. 1 czerwca 2002 roku około 17.00 ktoś wszedł do malutkiego sklepiku spożywczego na peryferiach Kościerzyny na Pomorzu. Najpierw strzelił w twarz stojącej za ladą 29-letniej Ewie K. Już chciał sięgnąć po pieniądze, gdy z zaplecza wyszła jej młodsza siostra, 25-letnia Zofia Z. Zabójca wpadł w panikę i zaczął do niej strzelać jak do kaczki. Gdy upadła, podszedł i strzelił jej w głowę. Wtedy połapał się, że ranna ekspedientka odzyskała przytomność i zaczęła się czołgać do drzwi. Dobił ją strzałem w głowę. Zabrał 800 zł i kilka butelek piwa i wyszedł. Na zapleczu płakało półroczne dziecko Zofii Z. Przepłakało całą noc, do chwili, gdy rankiem następnego dnia do sklepu weszli pierwsi klienci.

Trafiony, zatopiony

Gdy eksperci od balistyki dostali łuski z Kościerzyny, sprawa nabrała tempa. Okazało się, że zostały wystrzelone z tej samej broni, której użyto 26 kwietnia w Nysie. Śledztwo przejął prokuratur Wojciechowski z Prokuratury Okręgowej w Opolu. Klocki zaczęły się układać: bilingi połączeń z mieszkania Renaty M. z Nysy pokazywały, że dzwoniono z jej mieszkania między innymi do Kościerzyny.
Na podstawie zebranych wcześniej danych ustalono, że osobą, która łączy Nysę, Głuchołazy i Kościerzynę może być tylko Roman O., znajomy Renaty M. Szybko ustalono, że przed 1 czerwca był w rodzinnej miejscowości a w dniu zabójstwa nagle wyjechał. Wcześniej odwiedził znajomą, z którą wymienił się na komórki. Dał jej aparat, który został ukradziony z baru w Nysie. Co więcej, sąsiadka Romana O. zeznała, że widziała u niego pistolet.
– To wciąż były tylko poszlaki. Ale mój szef w oparciu o informacje CBŚ o niebezpieczeństwie kolejnych zabójstw uznał, że nie ma na co czekać, bo może zabić znowu – mówi prokurator Wojciechowski.
Była 6.00 rano 6 sierpnia 2002 roku, Roman O. wracał z siatką pełną zakupów do wynajmowanego w Głuchołazach mieszkania. Mijał zaparkowanego busa, gdy nagle obskoczyli go uzbrojeni po zęby antyterroryści. W tym samym czasie zwijano Renatę M. z Nysy, którą na tym etapie śledztwa podejrzewano o współudział w zbrodni. Okazało się, że o niczym nie wiedziała, ale była w posiadaniu komórki zamordowanej Moniki P. Dostała ją w prezencie od Romana O. Pętla się zacisnęła.

Grunt to kasa

Uzasadniając wyjątkowo surowy wyrok potrójnego dożywocia sędzia Jarosław Mazurek stwierdził, że oskarżony Roman O. jest całkowicie pozbawiony wyższych uczuć i zdolności współodczuwania z innymi ludźmi. W dniu dokonania zabójstw kontaktował się z córką i znajomymi, by pochwalić się, że właśnie otrzymał zastrzyk gotówki. Był ożywiony i ucieszony, gotów zajrzeć z wizytą. I prezentem w postaci flaszki alkoholu i komórki zabranej zamordowanej dziewczynie.

Zero skrupułów
To jest historia z życia wzięta, a wygląda tak, jakby została zaczerpnięta z kryminału. I to kiepskiego. Bo jaki pisarz tworzyłby zbrodniarza, który morduje dla paru groszy? Taki bohater byłby niewiarygodny. A jednak. Roman O. jest dowodem na to, że i tacy zbrodniarze istnieją.
Ta historia jest niesłychana. Gdy kilka lat temu rabusie zastrzelili w warszawskim banku strażnika i trzy kasjerki, opinia publiczna była w szoku, że świadomie zaplanowali mord dla głupich kilkuset tysięcy złotych. I stawiali publicznie pytanie, ile warte jest dziś ludzkie życie.
Zależy dla kogo. Dla Romana O. życie trzech młodych kobiet było pozbawione jakiejkolwiek wartości. Nie wiedział, ile pieniędzy znajdzie w kasie małego barku czy małego sklepiku spożywczego. Zadowoliłaby go każda kwota. Wiedział tylko jedno: żaden świadek nie miał prawa pozostać przy życiu. Ocalało tylko 6-miesięczne dziecko. Ale ono nie mogło go przecież rozpoznać.

Mówi prokurator Sławomir Wojciechowski z wydziału VI ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Opolu:
Nie lubię opierać się tylko na dowodach osobowych. Bo ludzie kłamią, mylą się, zmieniają zeznania, nie pamiętają albo tylko t udają, odwołują wszystko na sali rozpraw. Zwłaszcza w sprawach najpoważniejszych, czyli takich, jakimi zajmuje się nasz wydział. Uważam, że trzeba szukać do upadłego twardych, materialnych dowodów przestępstwa. I tak było w tej sprawie, wszyscy – prokuratura, Centralne Biuro Śledcze i Komenda Wojewódzka Policji w Opolu – wykonali benedyktyńską robotę, żeby utkać z poszlak gęstą sieć, w którą miał wpaść zabójca. I to się udało, czego dowodem jest wyrok Sądu Okręgowego w Opolu. Potrójne dożywocie, dożywocie za każde z trzech zabójstw, to dowód na to, że nasza praca nie poszła na marne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto