Należy do nielicznej, bo około 100-osobowej grupy osób w całej Polsce posiadających kurs tzw. tanatoalety pośmiertnej. Choć pięć lat temu został hutnikiem, po godzinach wciąż współpracuje z zakładem pogrzebowym, bo … lubi to robić.
- Wszystko zaczęło się tuż po maturze, w 2005 roku - wspomina Radosław Szczeblewski, mieszkaniec Głogowa. - Po ukończeniu Technikum Ogrodniczego szukałem pracy w wielu firmach, również w KGHM-ie, ale tak się złożyło, że przyjęli mnie do „Arki”, do zakładu pogrzebowego. Od początku nie miałem z tym żadnego problemu, choć niemal od razu chłopaki zabrali mnie na cmentarz do kopania grobu.
Dość szybko zetknął się z ciałami zmarłych pomagając przy pogrzebach, czy wożąc je karawanem. - To bardzo drogie samochody, którymi nie każdy może jeździć - mówi pan Radosław. - Przede wszystkim ze względu na dużą odpowiedzialność, która spoczywa na kierowcy.
Po pół roku pracy w zakładzie zwolniło się miejsce w przyszpitalnym prosektorium. Radosław bez wahania zajął wakat robiąc wszystko, co było konieczne. Aby nauczyć się profesjonalnego przygotowywania zwłok, Radosław Szczeblewski trafił na kurs do specjalizującej się w tym firmy w Gorzowie Wielkopolskim. Podczas zajęć na ludzkich zwłokach, uczył się od podstaw mycia, golenia i ubierania ciał, a także pośmiertnego makijażu. Wie, jak zatuszować blizny, ufarbować włosy, zrobić pasemka, a nawet założyć tipsy.
Ojciec nie pochwalał tego, co robi syn. Długo nie wiedział, że Radosław ma dyplom z wykonywania pośmiertnej toalety. Przed kolegami nie ukrywał jednak gdzie pracuje, a kobiety, z którymi się wówczas wiązał na szczęście nie miały nic przeciwko temu.- Mówili na mnie zimny chirurg - śmieje się głogowianin.
Jak opowiada pan Radosław, praca w zakładzie pogrzebowym była konkretnie rozdzielona. Jedna ekipa kopała groby, druga przywoziła ciała do prosektorium, a trzecia, w której był, zajmowała się już zwłokami, od sekcji, po ubranie. Nie było lekko. - Bywało, że miesięcznie musiałem przygotować nawet 120 zmarłych - wspomina.
Twierdzi, że miał do czynienia z wieloma różnymi i trudnymi przypadkami i oglądał ludzkie tragedie. Były jednak i takie momenty, w których i on, twardziel, nie mógł sobie poradzić.
- To zwłoki dzieci … - mówi. - Taki przypadek za każdym razem długo przeżywałem, nie mogłem się pozbierać.
Praktyka i nabyta technika sprawiła, że pan Radosław radził sobie w najgorszych sytuacjach. Po wypadkach zbierał ludzkie szczątki, na widok których „odpływali” nawet zatwardziali strażacy i policjanci. Na jego stół w prosektorium trafiali również znajomi i przyjaciele, którymi zajmował się, jak umiał najlepiej. Był jednak moment, w którym się wycofał.
- Półtora roku temu zmarła moja mama - wspomina.- Nie potrafiłem jej przygotować, nie moją mamę… . Zrobił to poinstruowany przeze mnie kolega.
Pan Radosław od 2012 roku jest pracownikiem Wydziału Przygotowania Wsadu P1 w Hucie Miedzi „Głogów”. Ale nie wyobraża sobie życia bez swojej niecodziennej pasji. Po godzinach czeka na wezwanie z zakładu „Arka”, by służyć pomocą przy ekshumacji, pochówku czy przygotowaniu zwłok. - Lubię to, no nic nie poradzę - mówi głogowianin, którego marzeniem jest posiadanie własnego zakładu pogrzebowego. - Do ludzi, trzeba mieć szacunek, do tych martwych też.
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?