Podczas ostatniego dnia 56. KFPP na Scenie alternatywnej wystąpili:
- The Dumplings,
- Rebeka,
- Barbara Wrońska,
- Miuosh
- Otsochodzi
- Lao Che
Usłyszeliśmy też Tomka Lipińskiego w 40-lecie jego pracy artystycznej.
Poniedziałkowe koncerty na festiwalu to tradycja wciąż młoda, ale utarła się już opinia, że artystycznie to najlepsza cześć imprezy. Tegoroczny koncert muzyki alternatywnej miał ten trend utrzymać, a odświeżone na jego potrzeby hasło "polska młodzież śpiewa polskie piosenki" samo w sobie brzmiało megaatrakcyjnie.
I wszystko tak się zaczęło.
The Dumplings a potem Miuosch pokazali, że klasyki można grać bardzo nowocześnie, melodyjnie. Jeżeli młodzi mieliby śpiewać stare piosenki to właśnie w ten sposób, bardzo po swojemu, niekoniecznie wcale w sposób pasujący do stylistyki Opola (o ile coś takiego naprawdę istnieje).
Widownia nie kojarzyła pewnie większości oryginalnych utworów, a nowe wersje wcale nie pomagały w ich rozpoznaniu. I to była, jak się wydawało na początku, jedna z najważniejszych zalet tego koncertu. Trochę może zgrzytały filmiki obrazujące historię bigbitu, które nijak się miały do kolejnych wykonań młodych artystów w amfiteatrze.
To nie był na pewno koncert dla tych, którzy wychowywali się na bigbicie. Wielu odrobinę starszych wielbicieli gatunku pewnie z niedowierzaniem kręciło głową. Jeśli ktoś przyszedł do amfiteatru z nadzieją na fajne "pogibki" w rytm dawnych przebojów, to chyba miał kłopoty ze znalezieniem sobie miejsca na krzesełkach o przyzwoitej przecież wygodzie. To była raczej propozycja dla bardzo współczesnego słuchacza, poszukującego w muzyce "tego czegoś".
Młodzi artyści gnietli te dawne piosenki niemiłosiernie. Czasem dawało to przyjemne rezultaty, a czasem serwowało porcję - nazwijmy to zaskoczenia.
Gdzieś w środku koncert zaczął się rozłazić. - Jakoś z tego wybrniemy - mówiła o swojej interpretacji jednak z artystek. I czasem wyglądało to tak, jakby artyści przede wszystkim chcieli wybrnąć. No i sytuację musiał ratować Lao Che...
To był koncert muzyki alternatywnej zestawionej z muzyką, która 60 lat temu też taką była. Po sporej porcji wykonań nasuwał się wniosek, że dzisiejsza alternatywa jest pozbawiona energii. Koncert bardziej przypominał spotkanie muzyczno-filozoficzne, a nie hołd dla wielkich twórców z przeszłości. Dynamikę zastępowało czasem dyskretne plumkanie, nawet bardzo gustowne - ale wciąż plumkanie. To nie było też różnorodne show. Większość występujących artystów proponowało podobny styl, a to sprawiło, że różnorodne piosenki z przeszłości otrzymywały podobne muzyczne ubranka.
Druga część koncertu była jasna jak słońce. Współcześni artyści śpiewali współczesne piosenki. Wszystko wróciło na swoje miejsce, wszystko brzmiało tak jak miało chyba brzmieć. Na pewno nie był to najlepszy koncert poniedziałkowy na opolskim festiwalu.
Kilka dobrych wykonań nie rozgrzało opolskiej publiczności.
Wyważeni prowadzący ten stan spokoju w amfiteatrze raczej utrzymywali. Zabawny przez chwilę był Miuosch, zachęcając opolską publiczność do czegoś, czego amfiteatr jeszcze nie widział, czyli do powstania i podniesienia rąk. To była rzeczywiście głęboko alternatywna propozycja. Ale nie czepiam się artysty, bo Miuosch był naprawdę SPOKO.
The Dumplings zresztą też...
Tomek Lipiński zamknął imprezę w swoim dawnym stylu, amfiteatr jego przekaz oczywiście przyjął, czyli pewne rzeczy są w Opolu niezmienne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?