Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Maria, kierowca PKS-u Opole została skazana za spowodowanie kolizji, choć na jej autobusie nie ma śladów zderzenia

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Pani Maria, kierowca PKS-u Opole została skazana za spowodowanie kolizji, choć na jej autobusie nie ma śladów zderzenia.
Pani Maria, kierowca PKS-u Opole została skazana za spowodowanie kolizji, choć na jej autobusie nie ma śladów zderzenia. Archiwum prywatne
- Boli mnie ta niesprawiedliwość – tak o swoim prawomocnym wyroku sądowym mówi Maria Drajok, kierowca autobusu w PKS-ie Opole.

Pasażerowie ją znają. Osiem lat przepracowała jako kierowca autobusu, obecnie jeździ w opolskim w PKS-ie. 8 lutego ubiegłego roku ok. godziny 19 jechała kursowym autobusem do Jaśkowic pod Opolem.

Na placu w centrum wioski, gdzie jest stara remiza OSP i przystanek autobusowy, wysadziła kilku pasażerów. Droga była całkiem pusta. Potem, jak zawsze skręciła w boczną uliczkę Podleśną i tyłem zawróciła autobus na wprost, na plac koło przestanku. Remizę minęła bezpiecznie po lewej stronie.

- Pamiętam, że jakiś samochód osobowy stał wtedy pod remizą – opowiada Maria Drajok. – Jechałam spokojnie, wiozłam ludzi wracających z pracy. Włączyłam światła awaryjne, wycofałam na plac i pojechałam w powrotną drogę. Nic się nie wydarzyło.

Akt I. Winna wykroczenia

Osiem dni później Komisariat Policji przy ul. Cmentarnej w Opolu wystąpił do dyrekcji PKS w Opolu o udostępnienie informacji, kto 8 lutego kierował niebiesko – żółtym autobusem w Jaśkowicach. Właściciel opla, zaparkowanego przy remizie we wsi, złożył bowiem zawiadomienie, że autobus PKS uszkodził i zarysował jego auto.

- Sprawa o stłuczkę jest absurdalnie prosta. Moim alibi jest mój autobus. Gdyby doszło do jakiegokolwiek otarcia, to na mojej karoserii byłyby widoczne ślady – mówi Maria Drajok. – 17 lutego mój kierownik powiedział mi, że policja wystąpiła o informację, kto wtedy jechał. Sama zadzwoniłam na posterunek w Opolu i zapytałam o co chodzi. Policjantka powiedziała mi, że otarłam samochód stojący na parkingu. Zaraz potem poszłam sprawdzić swój autobus, przy świadkach zrobiłam mu też zdjęcia. Żadnych śladów otarcia nie było, a auto nie było myte od 8 lutego, bo to był środek zimy. Następnego dnia znów zadzwoniłam na komisariat, żeby przyjechali sami obejrzeć karoserię. Pani policjantka, która prowadziła sprawę, powiedziała mi tylko, abym czekała, bo procedury muszą trwać.

O policyjnym postępowaniu Maria Drajok sama zawiadomiła prezesa PKS i kierownika technicznego. Kilka dni później kierownik działu technicznego PKS, odpowiedzialny w firmie za ocenę szkód w pojazdach, przeprowadził oględziny autobusu i przygotował wewnętrzną, firmową dokumentację.

Przed oględzinami Solbus został umyty, pierwszy raz od zdarzenia w Jaśkowicach. Kierownik techniczny też nie znalazł na karoserii żadnych uszkodzeń, wgnieceń czy śladów otarcia. Pani Maria czekała więc, kiedy pojawi się policja.

W kwietniu, dwa miesiące po zdarzeniu w Jaśkowicach, zadzwonili do niej z komendy powiatowej w Prudniku, gdzie mieszka i gdzie parkuje na noc swój autobus. Zapowiedzieli wizytę na placu postojowym, ale nie dojechali w zapowiedzianym terminie. Po dwóch kolejnych tygodniach zadzwoniła dzielnicowa z Prudnika.

- Na placu parkingowym w moim autobusie przedstawiła mi zarzut spowodowania kolizji drogowej. Nawet nie chciała słuchać moich wyjaśnień, bo nie zna miejsca zdarzenia – opowiada pani Maria. – Od niej też się nie dowiedziałam, gdzie na mojej karoserii są ślady po zderzeniu. Przesłałam jej zdjęcia, które sama zrobiłam w lutym, 10 dni po tym zdarzeniu.

Poszkodowany właściciel opla wezwał policję na plac w Jaśkowicach 8 lutego przed godziną 20. Przyjechał patrol, przyjął zawiadomienie o wykroczeniu, przeprowadził oględziny uszkodzonego samochodu osobowego, obejrzał ślady kół na drodze, zrobił zdjęcia i szkice sytuacyjne.

Dwa miesiące później do akt sprawy włączono także wyniki oględzin autobusu wykonanych przez dzielnicową 14 kwietnia. 20 kwietnia cała dokumentacja powędrowała do sądu z wnioskiem o ukaranie.

25 maja 2021 na uproszczonej, zaocznej rozprawie przed Sądem Rejonowym w Opolu zapadł wyrok nakazowy: Maria Drajok jest winna spowodowania kolizji. Nie zachowała należytych środków ostrożności w czasie manewru omijania i kierując autobusem Solbus najechała na opla, powodując jego uszkodzenie.

Sąd uznał, że na podstawie zebranych dowodów okoliczności zdarzenia i wina kierowcy autobusu nie budzą wątpliwości. Maria Drajok. dostała 200 złotych grzywny.

Akt II Zdecydowanie winna wykroczenia

Maria Drajok nie była na pierwszej rozprawie nakazowej. Nie wiedziała o terminie. Kiedy jednak dostała wyrok, wniosła sprzeciw do Sądu Rejonowego w Opolu. Odnalazła nawet dwoje pasażerów, którzy tego dnia jechali z nią kursem przez Jaśkowice. Oni codziennie jeżdżą do pracy z PKS-em. Stanęli przed sądem 7 grudnia 2021.

Maria Drajok na rozprawie mogła posłuchać, jak wydarzenie zapamiętał właściciel opla. Mężczyzna był w wiejskiej świetlicy, w budynku dawnej remizy. Swój samochód zostawił zaparkowany na placu, tyłem do budynku.

Około 19 usłyszał warkot silnika autobusowego, ale był w pomieszczeniu, nie widział autokaru, nie słyszał odgłosu uderzenia i nie wyszedł zaraz potem, żeby sprawdzić stan swojego auta. Nieco później wsiadł do opla i pojechał do domu. Dopiero tam, w świetle lampy w garażu zauważył otarcia na przodzie karoserii i ślady niebieskiego lakieru.

Wtedy skojarzył to z autobusem, cofającym na placu przed remizą. Zadzwonił na policję, poprosił o przyjazd na miejsce zdarzenia i sam wrócił oplem do Jaśkowic.

Przesłuchiwani przez sąd pasażerowie z autobusu niewiele pomogli, bo po prostu po roku nie pamiętali dokładnych dat. Zeznał także kierownik opolskiego PKS, ten odpowiedzialny za wewnętrzna kontrolę po wypadkach i kolizjach. Potwierdził on, że w czasie swoich oględzin kwietnia nie zauważył i nie sfotografował żadnych śladów po otarciu.

Po raz drugi, po przeprowadzeniu pełnej rozprawy, Sąd Rejonowy w Opolu w składzie innym niż przy wyroku nakazowym, uznał, że wina Marii Drajok nie budzi wątpliwości. Nie zachowała ostrożności wykonując manewr cofania i omijając zapakowane auto osobowe. Najechała na opla, powodując jego uszkodzenie. Sąd odstąpił od wymierzenia kary, nawet tak symbolicznej jak 200 złotych grzywny.

Powołał się przy tym na okoliczności łagodzące: trudne warunki drogowe, panującą ciemność, nieduże pole manewru, wreszcie – niewielkie szkody w pojeździe pokrzywdzonego. Obciążył jednak obwinioną kosztami sądowymi wysokości 130 złotych.

Po raz drugi Maria Drajok nie zgodziła się z takim orzeczeniem. Poprosiła o pisemne uzasadnienie wyroku. Skoro bezpośrednich świadków zderzenia nie było, sąd oparł wyrok na logice i życiowym doświadczeniu. Zeznania kierownika technicznego opolskiego PKS, który kontrolował autokar i nie zauważył żadnych uszkodzeń - sąd uznał za nieistotne dla ustaleń, bo to zeznania „kolegi z pracy” obwinionej.

Śladów na Solbusie nie było, bo (według uzasadnienia) autokar musiał być wielokrotnie myty. W warunkach zimowych to wg sądu jest konieczne. Szczotki myjni mogły usunąć ślady lakieru po otarciu, a do wgnieceń wcale nie doszło. Biegłego, który mógłby na przykład porównać niebieski lakier z odrapanego opla z karoserią autokaru, nikt nie powoływał.

- Sąd dokonał dowolnej oceny dowodów, sprzecznej z zasadami prawidłowego rozumowania, wiedzą i życiowym doświadczeniem – odpisał na to w apelacji adwokat Marii Drajok, domagając się jej uniewinnienia.

Obrońca i sama Maria Drajok dowodzą, że kolizja autobusu w zaparkowanym oplem była w tych okolicznościach niemożliwa. Opel stał tyłem do budynku, a uszkodzenia ma po swojej lewej stronie czyli od kierowcy. Autobus musiałby cofając wykonać swoiste esy – floresy na placu, dwukrotnie zakręcić po literze „s”, żeby uderzyć w opla z tej strony. W zimowych warunkach takie manewry są dużo trudniejsze od zwykłego wycofania i kompletnie niepotrzebne.

- Sąd I instancji nie wyjaśnił, dlaczego brak jakichkolwiek śladów uszkodzeń na autobusie nie ma dla niego znaczenia – pisał w apelacji adwokat. – Dlaczego karkołomny manewr cofania jest dla niego bardziej prawdopodobny, niż najprostszy z możliwych. Wreszcie dlaczego uszkodzenia auta pokrzywdzonego znajdują się po drugiej stronie niż ta, po której mijał go autobusu?

Akt III. Absolutnie winna wykroczenia

Na początku marca Sąd Okręgowy w Opolu odrzucił apelację Mari Drajok, podtrzymał wyrok sądu rejonowego i zamknął wszelką drogę odwołań. W świetle prawa jest winna wykroczenia, choć sąd odstąpił od należenia kary i pozostał przy kosztach procesu (150 złotych).

Poszkodowany właściciel opla dostanie zwrot kosztów naprawy auta z polisy OC autobusu. Opolski PKS stoi po stronie swojej pracownicy, przyjmuje ustalenia swojego kierownika technicznego, że pojazd nie ma żadnych śladów zderzenia. Nikt w firmie nie zamierza karać Marii Drajok, bo nie widzi podstaw.

Sprawa przypomina spór o czapkę gruszek, ale jest głębsza, bo za wyrokiem stoi autorytet policji i powaga polskich sądów. Policji, która dwa miesiące zwlekała z oględzinami autobusu. I sądu, który nie uważa za stosowne, aby w takiej sprawie angażować biegłych i robić ekspertyzy techniczne.

- Straciłam zaufanie do sądu i policji. Nie wierzę już, że można tam znaleźć sprawiedliwość – komentuje dziś z rozżaleniem Maria Drajok.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pani Maria, kierowca PKS-u Opole została skazana za spowodowanie kolizji, choć na jej autobusie nie ma śladów zderzenia - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto