- Mogę działać, mam na to zgodę sanepidu - mówi właściciel sklepu.
Rano przed sklepem stał samochód policji. Funkcjonariusze jednak nie interweniowali.
- Pewnie mnie sprawdzali przez radio, a ja mam zgodę sanepidu na działanie. W środę pozwolono mi zdjąć plomby założone w sobotę - opowiada właściciel sklepu.
Właściciel powiedział reporterowi nto, że musiał złożyć w sanepidzie pisemne oświadczenie, iż dopalaczami na handluje. W sklepie pozostało jednak sporo akcesoriów związanych z dopalaczami, np. fajki wodne czy bibułki.
- Te rzeczy można też kupić w innych sklepach, nie łamię prawa - podkreśla właściciel.
Jak przyznaje, zainteresowanie jest na razie niewielkie. Przechodnie z zaciekawieniem przyglądają się jednak otwartemu wejściu.
- Być może sklep sam zamknę, gdy właściciel lokalu zgodzi się oddać mi czynsz, który zapłaciłem za kilka miesięcy z góry - mówi prowadzący placówkę.
W jego ocenie zamknięcie sklepu - które było częścią wojny jaką rząd wypowiedział sprzedającym dopalacze - było bezprawne.
- Gdy sytuacja się uspokoi, będę chciał wrócić do tego interesu - przyznaje najemca sklepu.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?