- Hiszpanie, obserwując moje popisy na desce, dali mi przydomek „Pablo loco”, czyli Paweł-wariat – wspomina ze śmiechem 47-letni Paweł Urzędowski, przedsiębiorca z branży budowlanej z Niemodlina. – Zapracowałem sobie na ten przydomek brawurą podczas akrobacji. Hiszpanie robili dłuższe przerwy między trikami, a ja starałem się robić ich naprawdę dużo. Za tzw. combo, czyli figury łączone, dostawałem dodatkowe punkty. Trudność polega w tym sporcie na tym, że nie można przekroczyć wyznaczonych bojami linii.
Zawody o puchar króla odbywały się w Puerto de Mazarrón na południowo-wschodnim wybrzeżu Hiszpanii. Opolanin poleciał na nie na zaproszenie federacji Hydro Sport z Poznania.
Zajął wysokie, czwarte miejsce. Inny Polak, Artur Zakrzewski, wodnymi popisami wywalczył sobie złoto.
- Pierwszy raz brałem udział w takich zawodach, wiec plan był taki, że wystąpię w kategorii amatorskiej. Podczas klasyfikacji okazało, że trafiłem do grupy pro, a to oznaczało silniejszą konkurencję – wspomina Opolanin.
47-latek na flyboardzie lata stosunkowo niedawno, bo od trzech lat.
- Zaczęło się trochę przypadkowo. Nad Jeziorem Srebrnym w Januszkowicach zobaczyłem flyboarderów w akcji i postanowiłem spróbować. Gdy zaczynałem, miałem 44-lata, więc nie byłem już młodzieniaszkiem. Prowadzę aktywny tryb życia, ale mimo to miałem obawy, czy sobie poradzę. Nie czarujmy się, początki nie były łatwe, ale złapałem bakcyla.
Kondycja i siła mięśni we flyboardzie mają kluczowe znaczenie. Opolanin tłumaczy, że z latającą nad wodną deską jest trochę jak ze snowboardem, z tym że lądowania są mniej bolesne.
– Flyboard jest napędzany ze skutera wodnego, który wytwarza ciśnienie podawane do deski przez wąż, podobny do tego strażackiego – wyjaśnia Paweł Urzędowski. – Z deski wychodzą dysze, skierowane w stronę lustra wody i dzięki nim zawodnik jest w stanie wzbić się w powietrze nawet na wysokość ponad 20 metrów. Balansując ciałem wymuszamy ruch deski. Utrzymanie równowagi nie jest łatwe, a akrobacje, które były oceniane na zawodach, to już wyższa szkoła jazdy.
Flyboarding ma jeden mankament – jest kosztownym hobby, ale ci, którzy spróbowali mówią, że dla tych emocji warto.
– Deska ze sterowaniem to wydatek około 40-50 tys. złotych. Do tego trzeba mieć skuter. Używany kupimy za 50 tys., ale nowy kosztuje ponad dwa razy tyle – wylicza Opolanin. – Użytkowanie też nie jest tanie. Skuter potrafi spalić w ciągu godziny 30-50 litrów paliwa. 1,5 godzinny trening kosztuje zatem blisko 600 złotych, ale takich emocji nie da się porównać z niczym innym. Wcześniej pływałem na skuterach wodnych. Odkąd spróbowałem flyboardingu zorientowałem się, że skuter to już dla mnie żadna frajda.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?