Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wielki pożar strawił im dom. Małżeństwo z Opola mieszka w cieknącym kempingu

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Po pożarze zamieszkali w przeciekającej przyczepie kempingowej. Cieszą się, że mają choć tyle, ale na dłuższą metę nie mogą tu zostać. Sąsiedzi stanęli za nimi murem i organizują pomoc.

Ogień w stuletnim domu przy ul. Środkowej w Opolu wybuchł ostatniego dnia marca. Anita i Bogdan Stępniowie szykowali się już do snu.

- Płomienie były dosłownie wszędzie. Mam żal do męża, że ruszył w ten żywioł, żeby ratować nasz dobytek. Przecież mógł zginąć - mówi pani Anita. Skończyło się na poparzeniach, ale małżeństwo z dnia na dzień zostało bez dachu nad głową. Uratowali tylko to, co mieli na sobie.

Sąsiedzi błyskawicznie zorganizowali dla nich pomoc. Przy zgliszczach stanęła przyczepa kempingowa, która stała się ich tymczasowym domem.

- Przyczepa przecieka, ale w dzień to nie problem, bo my mamy wokół spalonego domu tyle pracy, że nie ma czasu w niej siedzieć. Czy to słońce, czy deszcz działamy. Gorzej jest nocą, bo na głowę kapie - mówi opolanka. - Ale ja i tak jestem wdzięczna i za nią i za tę pomoc, którą dostaliśmy. Sąsiedzi obiecali, że postawią nad tą przyczepą pawilon ogrodowy, więc przynajmniej już nie będzie z sufitu kapało...

W przyczepie nie mają prądu. Korzystają z przenośnej toalety, ustawionej w ogrodzie. Państwo Stępniowie nie spodziewali się, że wokół siebie mają tylu dobrych ludzi. Sąsiedzi połączyli siły i ruszyli z pomocą.

- Zorganizowaliśmy internetową zbiórkę i w miesiąc zebraliśmy prawie 16 tys. złotych - mówi Monika Michałowska, sąsiadka pogorzelców. - Okazało się jednak, że wyremontowanie domu kosztowałoby 200 tys. złotych. Taka kwota jest poza naszym zasięgiem, więc musieliśmy znaleźć plan B.

Tak powstał pomysł, by kupić kontener mieszkalny. Sąsiedzi wyliczyli, że na lokum, o powierzchni 36 metrów kwadratowych, musieliby uzbierać 75 tys. złotych.

- To są naprawdę dobrzy ludzie, dlatego nikogo do pomocy nie trzeba było namawiać. Ktoś wykorzystał swoje kontakty i zaoferował, że załatwi wylewkę pod ten kontener. Ktoś inny poprosił WiK w Opolu, by zapewnił dostęp do wody i ta woda z dnia na dzień się pojawiła. Restauracja „Niebo w gębie” codziennie dowozi pogorzelcom dwudaniowy obiad. Ale sami takiej sumy nie uzbieramy...

- Wcześniej mąż utrzymywał nas z pracy dorywczej. Żyliśmy skromnie, ale nikogo o pomoc nie prosiliśmy - mówi pani Anita. - Teraz też czuję się niezręcznie...

Przed pożarem w ich domu mieszkała mała suczka Tosia. Gdy w pierwszym tygodniu sąsiedzi przygarnęli ich pod swój dach, czworonożna przyjaciółka została na podwórku. - Tak bardzo szczekała rozżalona, że jedną noc spędziłam przy niej na podwórku. Żeby nie było jej przykro - opowiada opolanka. Za tę wrażliwość sąsiedzi cenią panią Anitę i jej męża. Dlatego poruszą niebo i ziemię, by nie zostali sami.

Internetową zbiórkę można wesprzeć na stronie **

Dobra zbiórka

**

W sprawie pomocy można też kontaktować się z Moniką Michałowską, pisząc na adres: [email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto