Wodzenie niedźwiedzia rozpoczęło się tuż po 9.00 przed strażacką remizą. Orszak z niedźwiedziem prowadzonym przez leśniczego wchodził do grudzickich sklepów i na każde podwórko, które na dźwięk muzyki zostało otwarte.
- Od 1989 roku niezmiennie wodzimy niedźwiedzia – mówi Piotr Gabriel, organizator wydarzenia, który wcielił się w postać panny młodej. - To jest stara tradycja odziedziczona po dziadkach i rodzicach. Chcemy ją podtrzymywać, choć zmieniają się pokolenia i społeczność, która w Grudzicach mieszka. Rodziny autochtoniczne są w tę tradycję „wkręcone”. Wciągamy też nowych, którzy się u nas pobudowali.
Wodzenie niedźwiedzia jest okazją do kwesty na grudzicki LZS.
- Prowadzimy zbiórkę na działalność sportową. Tu nikt nie gra za pieniądze. Jesteśmy amatorami pasjonatami. Obok wodzenia przygotowaliśmy dziś w starej remizie „godziny otwarte”. Pokażemy zdjęcia z poprzednich lat, poczęstujemy kawą i herbatą i dotrzemy tam z niedźwiedziem. Mam nadzieję, że przyjdą ludzie z tych części dzielnicy, gdzie dzisiaj nie dotrzemy.
Obok policjantów, prawników, duchownych, Cyganki, śmierci, panny młodej i wielu innych postaci do orszaku niedźwiedzia należała także Grudzicka Orkiestra Dęta.
- Myślę, że gramy razem gdzieś od ośmiu lat. Zaczynaliśmy jako amatorzy, ucząc się razem – mówi Marek Szymaniec, akordeonista. - Gramy tutaj, żeby podtrzymać tradycję. I dobrze się bawić. Wiemy, że ludzie na to czekają. Gdyby berów w którymś roku nie było, odezwałyby się protesty. No i kiedy gramy, nikomu nie jest zimno.
Bera (po śląsku niedźwiedzia) i jego świtę przyjęły na podwórku, zatańczyły i zostały pobrudzone po twarzach sadzą na szczęście panie Agnieszka Paszkowska i Katarzyna Kaniut. - To dobry pomysł i fajna zabawa – mówią. - Zawsze niedźwiedzia przyjmujemy, chętnie z nim tańczymy i zawsze się nim cieszymy. Mamy nadzieję, że to jest zapowiedź szczęścia na cały rok. A zabawa? Każda odpręża i daje zadowolenie. Wodzeniu niedźwiedzia towarzyszy kwesta na młodą drużynę LZS. Na pewno warto jej pomóc.
- Czekałem na nich, oni zawsze tu są – przyznaje pan Walewski. - Kiedyś z niedźwiedziem tańczyła moja żona. Umiała to robić. Kiedyś występowała z Andrzejem Rosiewiczem. Niestety, dwa lata temu zmarła. Więc teraz ja musiałem zatańczyć z panną młodą. Więc mam dzisiaj i radość z zabawy i nostalgiczne wspomnienia.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?