Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wymyślone długi

Anna Malinowska, (tok)
Rys. Marek Nycz
Rys. Marek Nycz
Po naszych publikacjach opisujących metody działania Biura Usług Finansowych „Cerber” i spółki „Fast Finance” (obie firmy mają siedziby we Wrocławiu) do DZ zgłosili się kolejni fikcyjni dłużnicy.

Po naszych publikacjach opisujących metody działania Biura Usług Finansowych „Cerber” i spółki „Fast Finance” (obie firmy mają siedziby we Wrocławiu) do DZ zgłosili się kolejni fikcyjni dłużnicy. W każdym przypadku metoda działania była taka sama – pisma żądające spłaty pieniędzy. W przeciwnym razie straszono komornikiem i „grupą windykacji bezpośredniej”. Większość ofiar windykatorów to osoby, które zaciągnęły kiedyś kredyt. Choć należność spłacili, co potwierdzają dowody wpłat i inne dokumenty, firmy w swoich pismach donoszą, że mają jeszcze zaległości. Wśród poszkodowanych zdarzają się jednak przypadki osób, które nigdy żadnych pożyczek nie zaciągały.

Windykatorzy nie odpuszczają
Ewa Kawczyńska z Mysłowic o swoje racje walczy już od dwóch lat. Choć dysponuje wszelkimi możliwymi dokumentami, które potwierdzają, że kobieta nie może mieć długu widnykatorzy z warszawskiej firmy „Intrum Justitia” nie odpuszczają. – Wszystko zaczęło się od zawyżonego rachunku z Telekomunikacji Polskiej SA – mówi Ewa Kawczyńska. – Sprawa znalazła swój finał w sądzie. Musiałam udowadniać, że doszło do pomyłki. Dokładnie badałam billingi. Wśród numerów był m.in. numer pomocy drogowej Polskiego Związku Motorowego w Katowicach. Dowiedziałam się, że już od kilku lat ten numer nie jest aktywny. W końcu radca prawny TP SA zaproponował ugodę pozasądową i zrzekł się roszczeń. Szybko jednak okazało się, że to nie koniec moich kłopotów.
„Dłużniczka” Telekomunikacji kilka miesięcy po zawartej ugodzie dostała pismo od TP SA, że dług abonentki – ponad 1.400 zł został przekazany firmie windykacyjnej. – Przesłałam pismo, w którym tłumaczyłam firmie „Intrum Justitia”, że nie mam długu – opowiada Kawczyńska. – Kiedy to nie poskutkowało złożyłam doniesienie w prokuraturze. Prokuratura postępowanie umorzyła, a ja od windykatorów dostałam kolejny list. Tym razem informowali mnie, że od długu, którego nie ma, naliczają mi kary administracyjne. Znowu oddałam sprawę do prokuratury. I znowu dowiedziałam się, że na to wszystko nie ma mocnych.
„Dłużniczka” dostała już odpowiedź z prokuratury. Prokurator badający sprawę zgodził się z zarzutami co do zaniedbań do jakich doszło w TP SA i firmie windykacyjnej w kwestii nieistniejących wierzytelności i związanych z nimi opłat administracyjnych. Prokurator w swoim piśmie podkreśla jednak, że obie firmy pomyłkę mają wyjaśnić między sobą i że cała sytuacja nie wyczerpuje znamion przestępstwa. Ewa Kawczyńska od windykatorów tymczasem wciąż dostaje kolejne pisma...

Tylko komornik
Prawnicy w rozmowach z nami uspokajali, że roszczeniowe pisma firm windykacyjnych nie mają żadnych podstaw prawnych. W odzyskiwaniu długów jest tylko jedna droga – postępowanie egzekucyjne może wszcząć tylko komornik. Wcześniej jednak musi być orzeczenie sądu – wyrok, postanowienie czy nakaz zapłaty. Policjanci z kolei podkreślają, że firma upoważniona przez wierzyciela do windykacji długu nie może używać siły fizycznej, naruszać nietykalności dłużnika, czy też zabierać jakichkolwiek przedmiotów w zastaw. Jeśliby do tego doszło, to ewidentnie będziemy mieć do czynienia z przestępstwem. Okazuje się jednak, że windykatorzy balansują na pograniczu prawa. Ich działania nie wyczerpują znamion przestępstwa. Ile jednak osób dało się oszukać? Dlaczego bezkarnie można zastraszać? W jaki sposób odbywa się przepływ danych osobowych fikcyjnych dłużników? Jeśli organy ścigania są bezsilne, być może nam uda się udowodnić bezprawie działań takich firm jak „Cerber”.

Stary kredyt
Wśród poszkodowanych Czytelników nie brakowało też tych, którzy są ofiarami opisanego przez nas wcześniej „Cerbera”. Andrzej Sosna z Miedźnej koło Pszczyny kilka lat temu zaciągnął kredyt w banku. Pośrednikiem była Agencja Ratalnej Sprzedaży we Wrocławiu. Chodziło o zakup samochodu. Sosna kredyt spłacił w całości i to jeszcze przed ostatecznym terminem. Po spłacie bank wystąpił o zdjęcie zastawu sądowego na samochodzie i zwrócił jego właścicielowi weksel, który był dodatkowym zabezpieczeniem kredytu. Sosna dostał pismo z banku o całkowitej spłacie kredytu. – Po jakimś czasie samochód sprzedałem i kupiłem nowy – mówi „dłużnik”. – Też skorzystałem z kredytu, ale tym razem w innym banku. Nie miałem problemu z załatwieniem pożyczki. Tymczasem po dwóch latach dał o sobie znać stary kredyt.
Sosna dostał pismo firmy windykacyjnej „Cerber”, która miała odkupić zobowiązania wobec Agencji Ratalnej Sprzedaży. – Miałem rzekomo nie spłacić całości kredytu i teraz kwota ta wynosi wraz z odsetkami 1600 zł – mówi kredytobiorca. – W rozmowie telefonicznej windykatorzy poinformowali mnie, że nie interesuje ich posiadana przez mnie dokumentacja. Miałem wpłacić pieniądze i koniec. Jeśli nie, to panowie obiecali, że odwiedzą mnie w domu i przekonają do spłaty zadłużenia.
Dalej scenariusz jak wcześniej opisany – pisma z groźbami i rosnące odsetki...

Mają długopis zamiast bejsbola...
Właściciel wrocławskiej firmy „Cerber” oburza się słysząc pytanie, dlaczego ściąga od ludzi nieistniejące długi. – To nie my naliczyliśmy ludziom te długi, a Agencja Ratalnej Sprzedaży, w której zaciągali kredyty – mówi. – Kupiliśmy wierzytelności tej spółki w 2004 roku. Mamy dokumenty, które to potwierdzają wraz z kilkoma tysiącami umów, które agencja zawarła ze swoimi klientami – zapewnia i dodaje, że dług pani Malinowskiej z Bytomia (o kłopotach której pisaliśmy w marcu) w wysokości 1.186 złotych „Cerber” kupił na początku kwietnia ubiegłego roku. – Dostaliśmy umowę cesji i wysokość kwot z niezapłaconych faktur. Jeśli ta pani uważa, że nie jest nikomu nic winna, niech złoży doniesienie w prokuraturze. Zobaczymy, kto wygra.
Kiedy pytam o „specjalistów” z Grupy Windykacji Bezpośredniej, Kuczyński odpowiada, że są to ludzie, którzy pracują w terenie.
– To nasi negocjatorzy – wyjaśnia. – Jeśli ktoś jednak wyobraża sobie, że są wyposażeni w kije bejsbolowe i pistolet, to się myli. Nasi pracownicy mają ze sobą co najwyżej komputer i długopis. Idą do dłużnika po to, by się dogadać. Jeśli to się nie udaje, sprawa trafia do sądu. Działamy zgodnie z prawem, a nie poza nim.

Martwe prawo
– Prawo jest martwe wobec firm windykacyjnych – uważa Władysław Wawrzonkowski z Tychów. – Jak się na to wszystko patrzy, to po prostu ręce opadają.
„Dług” Wawrzonkowskiego ma związek z ubezpieczeniem jego samochodu w Towarzystwie Ubezpieczeniowym „Compensa”. – Z ubezpieczalni dostałem pismo, że muszę zapłacić składkę – prawie 20 zł – mówi właściciel auta. – Nie wiem skąd wzięła się ta kwota, bo całe ubezpieczenie zapłaciłem i to kilka dni przed terminem. Napisałem pismo do „Compensy”, przesłałem kopię przelewu. Po jakimś czasie odezwali się windykatorzy.
Wawrzonkowski dostał pismo z firmy „EGB Investments” z Bydgoszczy. Żądano wpłaty kwoty „zaległej” w ubezpieczalni wraz z odsetkami – już prawie 100 zł. Co dziwne kwota bazowa nie wynosiła jak wcześniej blisko 20 zł, ale prawie 15 zł. – Nie udało mi ustalić skąd taka różnica – wzdycha „dłużnik”. – W końcu napisałem pismo do „EGB Investments”, że taka firma nie jest dla mnie partnerem dla jakiejkolwiek polemiki. Ja tłumaczę, przesyłam dokumenty, a oni swoje. Pismo, za pismem. W ostatnim liście straszą mnie komornikiem.
Towarzystwo Ubezpieczeniowe „Compensa” z kolei nie odpowiedziało na żadne z pism Wawrzonkowskiego. – Sprzedali wyimaginowany dług i umożliwiają wyłudzanie pieniędzy – kwituje mężczyzna. – I to wszystko w majestacie prawa.

Wezwanie do zapłaty
– Skąd jacyś ludzie wchodzą w posiadanie naszych danych osobowych? – zastanawia się Krystyna Jaromin z Katowic. – Nigdy nie brałam kredytów i nie pożyczałam pieniędzy. Pewnego dnia po prostu dostałam wezwanie do zapłaty. Myślałam, że dostanę zawału jak przeczytałam to pismo. Kazali mi płacić ponad 5 tys. zł. Straszyli, że jak nie zapłacę, to koszty wzrosną nawet do prawie 10 tys. zł. Dług miałam spłacić do 7 dni. W przeciwnym razie jak się wyrażono „podejmiemy kroki zmierzające do uzyskania tytułu wykonawczego i egzekucji”.
Wezwanie do zapłaty przysłała wrocławska firma „iCentrum”. Krystyna Jaromin pieniędzy nie wpłaciła i całą sprawę próbowała wyjaśnić. – Kosztowało mnie to wiele zachodu, ale w końcu udowodniłam, że doszło do pomyłki – opowiada kobieta. – Okazało się, że istnieje inna Krystyna Jaromin, która mieszka nie w Katowicac,h a w innym mieście na Śląsku. Windykatorzy przestali przysyłać mi pisma, ale nikt nie raczył mi wytłumaczyć, skąd wzięto moje dane.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto