Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zaodrze w Oppeln było zakazane. Jaka była codzienność mieszkańców Opola?

Piotr Guzik
Piotr Guzik
Życie codzienne w przedwojennym Opolu. Rok 1931. Chór męski "Echo". W okresie międzywojennym w mieście wydawano też dwie gazety w języku polskim, funkcjonował konsulat, działał teatr lalkowy.
Życie codzienne w przedwojennym Opolu. Rok 1931. Chór męski "Echo". W okresie międzywojennym w mieście wydawano też dwie gazety w języku polskim, funkcjonował konsulat, działał teatr lalkowy. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Opole sprzed stu lat było miastem urzędniczym. Co nie oznacza, że było senną mieściną. - Popularną formą spędzania wolnego czasu był sport oraz działanie w różnych stowarzyszeniach. Przy czym była to rozrywka głównie dla zamożnych. Biedniejsi ciężko pracowali na utrzymanie. Ale też mieli swoje rozrywki - mówi dr Maciej Borkowski, znawca historii Opola.

Obecnie prawie wszyscy żyjemy ze stałym połączeniem z internetem. Mamy telewizję, serwisy streamingowe, radio i poczucie tego, że na nic nie starcza nam czasu.

- W latach 20. XX wieku telewizji nie było, a radio dopiero raczkowało. Ludzie nie byli narażeni na taki nawał informacji, jak teraz. Nie oznacza to jednak, że to była senna mieścina. Przed stu laty mieliśmy bowiem burzliwy okres powstań śląskich - wskazuje dr Maciej Borkowski.

Początek lat 20. odznaczył się w mieście pobytem trzech armii, których zadaniem było pilnowanie porządku w czasie plebiscytu.

- To byli żołnierze włoscy, francuscy oraz brytyjscy. W przypadku tych ostatnich szczególną uwagę mieszkańców przykuwali Szkoci, którzy nosili swoje tradycyjne kilty - opowiada historyk.

Obcokrajowcy ubarwiali miasto m. in. nie tylko odmiennymi strojami, ale i w chwilach, gdy obchodzili własne święta państwowe. Przykładem fotografia ukazujących żołnierzy francuskich, którzy w ramach obchodzenia w koszarach wypadającego 14 lipca święta rewolucji 1789 roku z pomocą dzieci wykonali wielopoziomową figurę.

Nie idź na Zaodrze, jeśli nie musisz

Rola Opola wzrosła po zakończeniu plebiscytu. Gdy okazało się, że Katowice znajdą się w granicach Polski, to właśnie do Opola przeniesiono m. in. naddyrekcję kolei, dla której wybudowano okazały gmach przy obecnej ul. Korfantego. Obecnie mieszczą się w nim miejska i wojewódzka komenda policji.

- Gwałtowny rozwój miasta po I wojnie światowej wiązał się m.in. z dużym zapotrzebowaniem materiały budowlane. Z Odry i Młynówki, która wtedy była znacznie głębsza, niż obecnie, wydobywano piasek potrzebny do budowania nowych gmachów. W tym okresie powstały na przykład kamienice wzdłuż obecnej ul. Kościuszki, które były przeznaczone dla urzędników - opisuje dr Maciej Borkowski.

Wydobywaniem piasku zajmowali się ludzie niezamożni. Dowodem fotografia, na której młoda dziewczyna pomaga wciągać taczkę z piachem po pochylni znajdującej się na sporej łodzi na Młynówce. Świadectwem ubóstwa jest fakt, że ani dziewczyna, ani mężczyzna, nie mają butów.

Biedota i proletariusze zamieszkiwali głównie teren Zaodrza. Dzielnica była owiana złą sławą, a w ówczesnej prasie pojawiały się apele, aby osoby, które nie muszą się tam zapuszczać, unikały tej części Opola.

- Robotnicy nie mieli wielu rozrywek. Mężczyźni często spędzali czas w knajpach. Te potrafiły być wyposażone w dwa wejścia. Dzięki temu klienci mogli dyskretnie ulotnić się z lokalu, tak aby nie znalazła ich w nim żona albo matka. O ile oczywiście nie byli kompletnie zmorzeni alkoholem - opowiada dr Maciej Borkowski.

Osoba znająca język polski poszukiwana do pracy

Wyróżnikiem Zaodrza na mapie Opola była nie tylko zła reputacja, jaką owiana była ta część miasta.

- Gdybyśmy nagle cofnęli się w czasie, to osoby nie znające języka niemieckiego właśnie na Zaodrzu miałyby największe szanse na to, by się z kimś porozumieć. To właśnie tam mieszkał największy odsetek osób, które deklarowały język polski jako język ojczysty. Przy czym musimy mieć świadomość, że w istocie owym językiem była gwara śląska, nikt tam chyba nie mówił literacką polszczyzną - zaznacza dr Maciej Borkowski.

- To oznaczało, że od policjantów patrolujących Zaodrze wymagano znajomości języka polskiego. Musieli wiedzieć, czy ktoś krzyczy, bo obraża matkę adwersarza, czy też krzyczy, bowiem na przykład lży matkę cesarza. Oczywiście w tym drugim przypadku trzeba było liczyć się z interwencją mundurowych - wskazuje historyk.

Dr Maciej Borkowski przekonuje jednak, że sytuacja Polaków mieszkających w Oppeln nie była zła.

- Polacy mogli liczyć na pracę m. in. w sklepach. Ich właściciele potrzebowali osób posługujących się gwarą, bowiem mieszkańcy podopolskich miejscowości przyjeżdżający na zakupy do miasta posługiwali się właśnie nią. Mało który z mieszkańców wsi znał dobrze język niemiecki. Sklepikarze nie chcieli tracić klientów tylko z powodu tego, że sami mieli kłopoty z porozumiewaniem się z nimi - stwierdza.

- W okresie międzywojennym w Opolu wydawano też dwie gazety w języku polskim, funkcjonował konsulat, działał teatr lalkowy i męski chór. Działalność prowadził także Bank Rolników przy dzisiejszej ulicy Książąt Opolskich. Dalekie od prawdy są więc opowieści o tym, że Polacy w Oppeln byli nieustannie stygmatyzowani i prześladowani - zauważa dr Maciej Borkowski.

Hindenburg przyciągnął tłumy, Hitler przyjęty bez entuzjazmu

Nie znaczy to jednak, że nie było napięć na tle narodowościowym. Najbardziej słynnym incydentem była napaść i pobicie polskich aktorów z Katowic po tym, jak wystawili w 1929 roku "Halkę" Stanisława Moniuszki.

- Sala teatralna mieściła się w gmachu ratusza na rynku. Już w trakcie spektaklu rzucono na scenę "śmierdzące bomby". Aktorów chcących wyjechać z miasta dotkliwie pobito. Odpowiadali za to nazistowscy bojówkarze. Skandaliczna przy tym była niemal całkowita bierność policji. Sprawa odbiła się szerokim echem - opowiada historyk.

Końcówka lat 20. była już naznaczona kryzysem, który po paru latach ostatecznie doprowadził do upadku Republiki Weimarskiej i przyczynił się do objęcia władzy przez narodowych socjalistów. Mimo tego - jak podkreśla dr Maciej Borkowski - Oppeln z tamtego okresu nie było jeszcze miastem nazistowskim.

- To się zmieniło po tym, gdy Adolf Hitler doszedł do władzy. Ale gdy był w Opolu w 1932 roku, kiedy kandydował na urząd kanclerza, był w mieście witany tylko przez swoich zwolenników, a opolscy komuniści usiłowali zorganizować antynazistowską manifestację - mówi.

Czym innym była wizyta prezydenta Paula von Hindenburga w 1928 roku. Był on jedynym urzędującym prezydentem Republiki Weimarskiej, który pojawił się w Opolu.

- Dla mieszkańców miasta to było wielkie wydarzenie. Dość powiedzieć, że przed 1918 rokiem każdy postój w Opolu pociągu wiozącego cesarza Wilhelma II był odnotowywany w prasie. Oczywiście cesarz podczas krótkiego postoju na dworcu nie wysiadał z wagonu - zauważa historyk.

Kiedyś granica miasta, teraz śródmieścia

Granicę 50 tys. mieszkańców Opole przekroczyło w latach 30. Oczywistym jest, że obszar zajmowany przez miasto był znacznie mniejszy, niż obecnie. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę, jak bardzo od tego czasu powiększyła się powierzchnia Opola.

- Około stu lat temu stacja Opole Wschodnie znajdowała się na peryferiach, będąc w istocie granicą miasta. Teraz jest to granica śródmieścia. Zakład wodociągowy stał w szczerym polu. Cmentarz na terenie osiedla Armii Krajowej znajdował się daleko poza terenami zamieszkanymi - opowiada historyk.

O ile biedota nie miała szerokich możliwości spędzania wolnego czasu, tak osoby bardziej zamożne chętnie zrzeszały się w różnych stowarzyszeniach. Wiele było stowarzyszeń propagujących aktywność fizyczną – w Opolu działały między innymi stowarzyszenia wioślarskie, pływackie czy łyżwiarskie.

- Nad Odrą funkcjonowały kąpieliska, na których obowiązywał regulamin. Osobne plaże były wyznaczone dla mężczyzn, a osobne dla kobiet i dzieci. Obowiązywał też zakaz przebywania na terenie kąpielisk bez stroju kąpielowego. Kto go łamał, musiał liczyć się z mandatem - mówi dr Maciej Borkowski.

- Zimą, gdy Odra zamarzła, jeżdżono po niej na łyżwach. Popularne było ślizganie się po Stawie Zamkowym, który wtedy miał inny kształt oraz był głębszy. Rozgrzać można było się herbatą lub grzańcem zakupionym w Domku Lodowym, który stoi nad stawkiem do dziś - opowiada.

Ów Domek Lodowy to jedna z pozostałości po dawnym Opolu. O ile miasto nie ucierpiało podczas I wojny światowej, o tyle w ostatnich miesiącach II wojny światowej wiele budynków zniszczono. Zniszczenia były spowodowane nalotem amerykańskim w grudniu 1944 i walkami o Opole w styczniu 1945, ale przede wszystkim miasto było niszczone przez żołnierzy radzieckich, a później przez szabrowników, którzy plądrowali budynki a potem je podpalali, by zatrzeć po sobie ślady.

Na szczęście pozostały fotografie, które dają nam wyobrażenie na temat tego, jak przed stu laty prezentowało się miasto oraz jak wyglądali jego mieszkańcy. W galerii dołączonej do tekstu zobacz zdjęcia, o których opowiadał dr Maciej Borkowski, a także inne ujęcia codzienności ludzi z Oppeln.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto