Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zielone Opole (z zazdrości)

Elżbieta Flisak
Jednemu Wersal, drugiemu wersalka ze śmietnika.
Jednemu Wersal, drugiemu wersalka ze śmietnika. Elżbieta Flisak
Ciekawie zapowiada się sesja Rady Miasta w czwartek 29 września 2016 r.

Poruszone zostaną m.in. trzy kwestie, na które warto zwrócić uwagę. Przydałoby się, żeby podczas sesji Państwo byli obecni, jeśli tylko mają taką możliwość. Niestety, trwa ona w godzinach pracy. W późniejszym terminie na stronie Miasta pojawiają się protokoły, jednak to nie to samo co osobiste uczestnictwo. Oto program: http://www.opole.pl/projekty-uchwal-xxxi-sesji-rady-miasta-opola-29-wrzesnia-2016-r/

ROZCIEŃCZENIE RTĘCI W TERMOMETRZE MIASTA

Pierwszą z kontrowersyjnych spraw jest oddelegowanie dwóch radnych do Komisji Rewizyjnej, czyli takiej, która kontroluje działalność Prezydenta Miasta oraz jednostek organizacyjnych i pomocniczych. Żeby móc uczestniczyć w pracach tej komisji, jeden z radnych – pan Krzysztof Drynda – zostanie odwołany z uczestnictwa w Komisji Budżetowej i Infrastruktury, a drugi – pan Sławomir Batko – z Komisji Infrastruktury. Komisja Rewizyjna stanie się jedną z dwóch najliczniejszych: będzie mieć 11 członków – podczas gdy cała Rada Miasta skupia 25 członków.

Komisja Infrastruktury zostanie tym samym zmniejszona z 10 do 8 członków, a przecież w związku z rozlewaniem się miasta, planami przecięcia Pasieki trasą średnicową i nawarstwiającymi się problemami komunikacyjnymi czeka ją huk roboty. Bardzo niepopularnej roboty.

Nie chodzi jednak o ucieczkę z Komisji Infrastruktury. Gdyby tak było, obaj radni zasililiby Komisję Społeczną i Zdrowia. Ma zaledwie 7 członków, jej działanie jest niezmiernie istotne, a jedynym trudnym politycznie tematem wydaje się opiniowanie projektów uchwał Rady pod kątem ich wpływu na stan zdrowia i jakość życia Opolan.

Przypomnijmy sesję 24 marca 2016 r., podczas której radni głosowali nad uchwałą w sprawie zmiany granic administracyjnych Opola. Nieformalna koalicja skupiona wokół prezydenta Wiśniewskiego zagłosowała wówczas nad przyjęciem uchwały. Kiedy zarzucono im, że przecież nie mieli możliwości przed głosowaniem zapoznać się ze szczegółami wniosku o zmianę granic (słynne zielone segregatory), stwierdzili, że to tylko głosowanie nad opinią dla samej koncepcji. Głosowanie przebiegło w pełnej świadomości, że sprzeciw wobec powiększenia jest bardzo intensywny i obejmuje także dużą część Opolan (wówczas było wiadomo o 687 osobach, które wystosowały sprzeciw; skala jest jednak większa).

Wypada więc spytać, czy radni, którzy nie widzą niczego zdrożnego w głosowaniu w ciemno nad tak kontrowersyjną uchwałą, mającą tak istotne i trudne do oszacowania skutki (także dla samego Opola), są aby najwłaściwszymi kandydatami na członków Komisji Rewizyjnej. Jutro będzie okazja sprawdzić, czy wciąż żywią bezgraniczne zaufanie do Prezydenta Opola, którego mają odtąd przecież kontrolować. Nadarzy się okazja, żeby się częściowo zrehabilitować, a tym samym uzasadnić swoją przydatność w ‘Termometrze Miasta’.

PRZYTUL SPORTOWCA – ZROBISZ KARIERĘ

Pojawia się oto w programie sesji punkt poświęcony zmianie uchwał warunkujących przyznawanie nagród w świecie sportu. Celowo nie piszę ‘nagród dla sportowców i trenerów’, bo zmiana umożliwia przyznanie nagrody z puli sportowej dowolnej osobie fizycznej, co do której panu Prezydentowi zda się, że właśnie przyczyniła się do sukcesu opolskich sportowców. Decyzji tej nie będzie musiał nawet konsultować z Radą Sportu ani Wydziałem Sportu. Może zlecić weryfikację wykorzystania dotacji, ale o zleceniobiorcach znów nic z projektu uchwały nie wynika. Teoretycznie mogą to być rodzice sportowca. Jeśli dobrze pójdzie, odtąd nagrody sportowe będą spływać m.in. na ręce przysadzistego pana w prochowcu i z fajką, który – załóżmy – podwiózł zawodnika na dworzec albo ładnie życzył mu powodzenia.

Jeśli radni na to przystaną, nastąpi także znaczne zwiększenie puli na dotacje, stypendia i nagrody: aż o 1/3 (obecnie 750 tys., docelowo 1 mln zł). Nieco większy od Opola Elbląg poprzestaje na kwocie 647 tys., a Płock zastrzegł sobie przynajmniej maksymalną wartość jednorazowej nagrody na poziomie do 2 tys. zł.

Dwukrotne zwiększenie procentowej wartości dotacji jednorocznej na cele promocji i marketingu (z 10% do 20%) na pewno odbije się głośnym echem w gabinetach managerów firm reklamowych i nie tylko. Jak wiadomo, prowadzenie działalności marketingowej to taki sport wzmożonego ryzyka, więc należy się dotacja na wysiłek jak najszybszego masowego wydrukowania swego logo na koszulkach zawodników.

Obecny kształt uchwał o zasadach dotowania i nagradzania sportowców i ich trenerów jest, w mojej ocenie, przyzwoity. Opiera się na dość obiektywnych kryteriach, takich jak wyniki sportowe, zostawiając nieznaczną furtkę dla mecenasów sportu. Nie wiadomo, jak się potoczą losy sportowców, trenerów, ale i naszego miejskiego budżetu, jeśli ta furtka zostanie wypchnięta na oścież. Słowem, jeśli jutro nie zmrozimy wzrokiem Bazyliszka co najmniej połowy radnych, będzie się działo na opolskiej arenie sportowej.

OPOLE POZIELENIEJE Z ZAZDROŚCI

Mowa będzie o kolejnym kontrowersyjnym projekcie. Zielone Opole, podobnie jak Wielkie Opole, ma formę koncepcji. Podobnie pociąga duże skutki finansowe – na chwilę obecną ok. 6 milionów, ale koncepcje mają to do siebie, że się zmieniają i koszty wtedy rosną. Podobnie też wywołuje skutki przyrodnicze (uporządkowanie samosiewów – czytaj: wycinka kilkuset drzew, głównie zdrowych, których jedyną winą jest to, że nie zostały posadzone ręką ludzką i że są młode). Podobnie także jak przy Wielkim Opolu, zaistniał problem z dostępem do wniosku. Na trzy dni przed sesją musiałam obejść dwa budynki UM, żeby dostać się do koncepcji, która jednak o tej godzinie była niepełna.

Z wywiadu w UM dowiedziałam się, że jeszcze żaden z radnych nie pytał o te dokumenty. Jeden radny potwierdził swą klasę i w rozmowie ze mną wyraził wolę zapoznania się z ową dokumentacją. W związku z tym, że nie wiadomo było, czy pozostali także zamierzają, wszyscy otrzymali analizę Komitetu Obrony Pasieki – Miasta dla Ludzi, wraz z prośbą o przeczytanie wniosku, który umieściliśmy tymczasowo pod tym adresem:
https://drive.google.com/drive/folders/0B22CICtDnrr9T2J4eFV0SlhuYkE

Zielone Opole to projekt odnowienia terenów zielonych. Ma uzyskać finansowanie unijne, choć należy wiedzieć, że najczęściej w takich programach wymagany jest znaczny wkład własny Miasta. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że wybrane tereny znajdują się głównie w dwóch dzielnicach willowych (Półwieś i Bierkowice), rzadko odwiedzanych i w ogóle słabo dostępnych dla przeciętnego mieszkańca Opola. Jedno z opracowań zakłada odnowienie terenów zielonych Przedmieścia Odrzańskiego i ten, naszym zdaniem, ma jeszcze uzasadnienie: właśnie dzięki temu, że jest skierowany do mieszkańców budynków wielorodzinnych. Jego realizacja może też uzupełnić tereny przyrodniczo-rekreacyjne wyspy Bolko i Pasieki oraz bulwarów, dzięki czemu stanie się ważny potencjalnie dla większości Opolan.

Żeby móc wyjść z domu prosto na ogród w stylu iście wersalskim, mając na koncie kredyt znacznie przewyższający stan posiadania, trzeba być nikim innym jak Prezydentem Miasta. Tym samym, który dąży do przecięcia Pasieki trasą średnicową dla samochodów kosztem kilkusetletnich drzew w zabytkowym parku i znacznej liczby drzew poza tym parkiem. Tym samym, który wie, jak bardzo ograniczyły się możliwości komunikacji i wypoczynku mieszkańców Kolonii Gosławickiej, a mimo wszystko chce im jeszcze dołożyć olbrzymi węzeł drogowy. Tym samym, który przygląda się rodzicom dzieci z ul. Reymonta, jak starają się pozyskać plac po dawnym targowisku na choćby niewymyślny plac zabaw, a w odpowiedzi słyszą, że to niewykonalne i… niebezpieczne. Podobnie wnioskodawcy z tej samej ulicy, którzy zapragnęli odnowienia historycznego szpaleru drzew, aby mieć czym oddychać. Mały Rynek nie może się doczekać zwykłego bezpieczeństwa, spokoju i higieny. Groszowice podziwiają przez dno od butelki po piwie wielki plac po cementowni, z którym nic się nie dzieje – ani nie zaprasza się tam pracodawcy dla mieszkańców, ani im się nie osładza bezrobocia nowym parkiem w tym miejscu. Nowa Wieś Królewska już nawet nie czeka na remizę, tylko po cichu liczy, że wóz strażacki dojeżdżający z daleka nie natrafi na zamknięty szlaban kolejowy.

Nie odmawiałabym mieszkańcom uprzywilejowanej we wniosku części Półwsi i Bierkowic prawa do upiększania swojego otoczenia zgodnie z przepisami, jednakże uważam, że wnioskodawca nie wziął pod uwagę palących potrzeb rewitalizacji reszty miasta i tym samym wyszedł przed szereg. Istnieją dzielnice peryferyjne, które pilnie wymagają nie tyle upiększenia, co przywrócenia bezpiecznych, zdrowych i praktycznych rozwiązań umożliwiających normalne funkcjonowanie społeczności. Niestety, także pod wieloma względami rewitalizacja w trybie pilnym przysługuje Śródmieściu. Także same dzielnice objęte wnioskiem być może liczą na pozostawienie zieleni wysokiej, skoro w krótkim czasie duży obszar zaniedbanej, ale wartościowej przyrody został wykarczowany pod cmentarz. I to na długo przed wystąpieniem potrzeby powiększenia cmentarza oraz przed końcem sezonu lęgowego. Zaniedbane parki i stare cmentarze są ostoją i żerowiskiem dla wielu gatunków niekoniecznie często spotykanych w miastach. Drzew, które samodzielnie przetrwały niekorzystne warunki – przede wszystkim obniżony poziom wód gruntowych, porywiste wiatry i zanieczyszczenia – nie powinno się poświęcać pod nowe nasadzenia o niepewnej przyszłości. Zwłaszcza jeśli nie planuje się o nie dbać i regularnie podlewać.

Wiele się mówi o trendach angażowania mieszkańców we współtworzenie parków i skwerów i ogólnie o udziale społeczeństwa w decydowaniu o swym losie, a tymczasem w jednym z tych opracowań autor bardzo krytycznie odnosi się do nasadzeń sprzed mniej niż 10 lat wykonanych spontanicznie przez samych mieszkańców. Jedynym zarzutem jest rzekomy brak estetyki. Ciekawe, jak się z tym odnajdą opiekunowie tych drzewek, kiedy przyjdą pewnego razu z pracy, a tu efekt ich wieloletnich starań, noszenia wody w wiadrze, przycinania suchych pędów przy świetle latarki i kombinowania, jak tu zwieźć nawóz – będzie leżał wykarczowany pod progiem ich domu…

Rewitalizacja często jest źle rozumiana. Mówi się o punktowych działaniach, głównie mających poprawić wygląd jakiegoś miejsca. Tymczasem istotą rewitalizacji jest działanie na rozległych obszarach, i to przede wszystkim w sferze społecznej, zaspokajanie potrzeb ludzi, począwszy od tych najbardziej podstawowych. Jeśli w danej dzielnicy jest złe powietrze, to skwer z ładnymi roślinami zielnymi niewiele tu pomoże (a jeśli powstanie w miejsce zagajnika, to wręcz zaszkodzi). Jeśli kobieta nie jest w stanie przepchać wózka między ścianą a „zaparkowanymi” samochodami w codziennej drodze do żłobka, to nie osłodzi jej tego nawet najbardziej wyszukany plac zabaw choćby i przystosowany do celów integracyjnych: po prostu do niego nie dotrze z domu. Jeśli w okolicy nie ma pracy, a osoby nieposiadające samochodu mają daleko do przystanku i w dodatku zlikwidowano tam przejście dla pieszych, to jeśli się im postawi wielką blaszaną perkusję w parku, będą w nią walić głowami z rozpaczy, przenosząc swoją frustrację na mieszkające w okolicy rodziny.

Można więc zatem, będąc takim bezrobotnym, wybrać się na sesję i spojrzeć w oczy ludziom, którzy jednym „tak” pogłębią przepaść między już przeinwestowanymi dzielnicami, w których cena gruntów jeszcze bardziej wzrośnie, a zdegradowaną resztą miasta, z której już ucieka, kto żyw. Nowe Opole będzie Nową Bogotą. Kto ma palce u jednej ręki, pewnie z łatwością policzy radnych, którzy zwrócą się na forum Rady Miasta z prośbą o objęcie rewitalizacją obszarów będących w największej potrzebie, uwzględnienie hierarchii tych potrzeb, zaproszenie samych mieszkańców do współtworzenia nowych parków, co zmniejszy koszty i zwiększy przywiązanie tych ludzi do ich miejsca, a przede wszystkim – o wycofanie się z jednoczesnej świadomej degradacji już istniejących cennych przyrodniczo i kulturowo miejsc.

KAŻDEMU TO, NA CO ZASŁUŻYŁ NAJMNIEJ

Nie zdradzę, skąd pochodzi fotografia, żeby nazajutrz nie zjawiła się tam komisja „bezpieczeństwa” celem demontażu. Dziś z huśtawki korzystał chłopak i bawił się tak pięknie, jak tylko potrafią się bawić dzieci, zanim wpoi się im chęć posiadania i przechwalania się posiadaniem. On nieprędko doczeka się parku do gry w minigolfa: już prędzej poszerzenia ulicy, którą będzie musiał pokonywać w drodze do szkoły. Niech więc żaden komisarz mu nie zabiera radości przykręconej do trzepaka wprawną ręką taty albo wujka.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto