Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Blamaż?!

Marek Świercz
Prokurator Beata Kozicka, gwiazda ratuszowego śledztwa, miała tym razem niewdzięczną rolę. Odczytanie aktu oskarżenia miało być chwilą triumfu prokuratury, stało się tematem wybitnie złośliwych komentarzy. Fot. M. Patrzyk
Prokurator Beata Kozicka, gwiazda ratuszowego śledztwa, miała tym razem niewdzięczną rolę. Odczytanie aktu oskarżenia miało być chwilą triumfu prokuratury, stało się tematem wybitnie złośliwych komentarzy. Fot. M. Patrzyk
Prysł mit wielomilionowych łapówek, jakie wymuszać mieli byli SLD-owcy włodarze Opola. Brali w łapę, ale wyraźnie mniej, niż twierdziła do tej pory prokuratura.

Prysł mit wielomilionowych łapówek, jakie wymuszać mieli byli SLD-owcy włodarze Opola. Brali w łapę, ale wyraźnie mniej, niż twierdziła do tej pory prokuratura. Gdy przyszło do korekty aktu oskarżenia, kwoty łapówek przypisanych głównym oskarżonym zmalały o połowę. A gdyby podliczyć to, co konkretnie schowalido kieszeni, wyszłoby jeszcze mniej.

Kompromitacja – orzekły media po pierwszym dniu procesu 15 oskarżonych w opolskiej aferze ratuszowej. O nieścisłościach w akcie oskarżenia ich obrońcy mówili od dawna i prokuratura przyznała w końcu, że musi dokonać poprawek. Nikt się jednak nie spodziewał, że zmiany dotyczyć będą aż 14 (!) oskarżonych i pójdą tak daleko. Byłemu prezydentowi i byłemu wojewodzie Leszkowi Poganowi, który miał wziąć 1,6 miliona zł łapówek, przypisano w końcu 765 tys. zł. Także zarzut wobec prof. Stanisława Dolaty, byłego przewodniczącego Rady Miasta Opola, stopniał z 1,4 miliona do 734 tysięcy.

– Kto zapłaci za moje straty moralne? – spytał głośno Dolata, gdy zobaczył poprawione zarzuty. – Prokuratura publicznie zarzucała mi znacznie wyższe kwoty, a zarzuty te rozpowszechniały potem wszystkie media!

Prokurator Beata Kozicka, główna gwiazda – także medialna – ratuszowego śledztwa, robiła dobrą minę do złej gry i powtarzała, że są to tylko dopuszczalne w polskiej procedurze karnej „modyfikacje w granicach oskarżenia”. Do innego wniosku doszedł ostatecznie sędzia Andrzej Głowacz, który zdecydował się na wystąpienie do prezesa sądu z wnioskiem o rozważenie możliwości zwrócenia aktu oskarżenia prokuraturze. Bo poprawek naniesiono zbyt dużo, by mówić o zwykłej modyfikacji zarzutów. Nie wiadomo, kiedy zapadnie decyzja, nie wiadomo też, kiedy odbędzie się następna rozprawa.

Czy opolska prokuratura naprawdę skompromitowała się tak bardzo? Jaką rolę odegrało w śledztwie podgrzewanie atmosfery i powtarzanie informacji o wielomilionowych łapówach? Jak liczy łapówki prokuratura i jak powinien je sobie – dla jasności sprawy – przeliczyć zwykły Kowalski?

Oskarżenie na wyrost

Pierwsza rozprawa w opolskiej aferze ratuszowej zakończyła się oczekiwaną wpadką prokuratury. Choć sędzia Andrzej Głowacz zrobił wszystko, by kontynuować proces, ostatecznie uznał, że zmiany wprowadzone przez prokuraturę do aktu oskarżenia idą za daleko. W efekcie prezes sądu zadecyduje, czy nie zwrócić aktu prokuraturze.

O tym, że akt oskarżenia roi się od nieścisłości, obrońcy mówili od dawna. Mecenas Marek Sawczuk, obrońca Stanisława Dolaty, już wcześniej składał wniosek o odesłanie aktu oskarżenia do prokuratury. Sąd uznał jednak, że proces trzeba wreszcie rozpocząć i zgodził się na to, by prokuratura naniosła poprawki przy odczytywaniu zarzutów.

W praktyce okazało się jednak, że nie jest to takie proste. Przed procesem oskarżeni i ich adwokaci dostali kartki, na których wyszczególniono zmiany stawianych im zarzutów. Obrońców wzburzył jednak fakt, że kartki nie są nawet opieczętowane. Co to za dokument? – pytali.

– To wszystko w rażący sposób narusza prawa mojego klienta do obrony – przekonywał mec. Sawczuk. – Zarzuty są zmienione tak bardzo, że powinniśmy mieć szansę ustosunkować się do nich na piśmie. To jest tak naprawdę nowy akt oskarżenia.

Sędzia Głowacz był jednak wyraźnie zdeterminowany, by kontynuować rozprawę. W efekcie prokurator Beata Kozicka przez prawie 1,5 godziny odczytywała 44 zarzuty wobec 15 oskarżonych. Do odczytania uzasadnienia już nie doszło, bo sędzia Głowacz zarządził przerwę i z urzędu zażądał od prokuratury, by ta z marszu przygotowała dla oskarżonych i obrońców pełną listę zmian. Bo skoro są oskarżeni o działanie w zmowie, to powinni znać wszystkie modyfikacje aktu oskarżenia.

Reakcja sędziego była całkiem zrozumiała – w trakcie odczytywania zarzutów adwokaci raz za razem, łamiąc procedurę, wyrywali się z kolejnymi pytaniami. Trudno im było połapać się we wszystkich wprowadzonych zmianach. Prokuratura przygotowała taką zbiorczą informację, ale sędzia Głowacz uznał w końcu, że na tych zasadach procesu nie da się kontynuować. Ponieważ on sam nie może już zwrócić aktu oskarżenia prokuraturze (takie są procedury), wystąpił z takim wnioskiem do prezesa sądu.

Wszystko to oznaczać może opóźnienie ratuszowego procesu. Jeśli akt oskarżenia zostanie odesłany, prokuratura będzie musiała sporządzić nowy. W międzyczasie sąd może się zgodzić na uchylenie aresztu wobec Pogana i Dolaty. Tym bardziej, że w znaczący sposób zmieniono stawiane im zarzuty – kwoty przypisywanych łapówek stopniały o połowę. Na razie sąd nie zdecydował się na uchylenie aresztu, ale zajmie się tą sprawą w najbliższym czasie.

Na razie pewne jest jedno: prokuratura sama strzeliła sobie w kolano. O błyskawicznym procesie, którego wynik zaspokoiłby oczekiwania opinii publicznej, możemy na razie zapomnieć.

Dodajmy jednak, że mimo obniżenia kwot łapówek nie zmieniła się kwalifikacja popełnionych przestępstw – głównym oskarżonym nadal grozi do 12 lat odsiadki.


Chcieć a mieć

Nawet dziennikarze regularnie obsługujący sprawy sądowo-prokuratorskie mieli spory problem z wyliczeniem, ile tak naprawdę wzięli w łapę byli SLD-owscy notable. Kodeks karny, jak się okazało, stosuje własną arytmetykę, która mocno się różni od tej, jaką stosujemy układając domowy budżet. Weźmy dwa znamienne przykłady.

Poganowi, Promnemu i Kumcowi prokuratura dołożyła we wtorek zarzut żądania i przyjęcia 406 tys. zł łapówki od sieci Rossmann. Ale tę imponującą kwotę trzeba by teraz podzielić. Po pierwsze – połowa poszła na podatki, bo dołożono wielu starań, by zalegalizować fikcyjne prace remontowe. Do podziału zostało około 200 tys. zł. Ale swoją dolę dostali też ówczesny prezydent Piotr S. i szef Miejskiego Zarządu Budynków Komunalnych Mirosław M. Dla naszej trójki zostało odpowiednio mniej – półoficjalnie wiadomo, że Pogan wziął 25-30 tys. zł. Nadal sporo, ale pamiętajmy, że zarzucie ma 406 tys.!

Drugi przykład: łapówka wręczona przez konsorcjum budujące Obwodnicę Północną. Skorumpowani notable mają zarzut żądania 350 tys. zł, ale ostatecznie dostali 150 tys. zł, i to do podziału na trzech. Jeśli wzięli po równo (to akurat nie jest pewne), to z 350 tys. w zarzucie robi się 50 tys. w kieszeni. Jest różnica?

Obrońcy wskazują na jeszcze jedną wątpliwą kwestię: łapówkę w wysokości 500 tys. zł, jaką miał wyłożyć budujący Kolorowe Osiedle Eugeniusz Kończyło. Prokuratura uznała, że 350 tys. wziął Dolata, a 150 tys. Pogan. Obrońcy przekonywali jednak media, że to są ustalenia z sufitu: w przekazywaniu łapówy brali udział Tadeusz Sz. i Grzegorz K. (ten akt oskarżenia ich nie obejmuje). Podobno obaj wzięli dolę dla siebie, a to by znaczyło, że do dwóch notabli dotarła kwota niższa. O ile, nie wiadomo. Te – i inne – wątpliwości będzie musiał teraz rozstrzygnąć opolski sąd.

Udany blef

Łatwo naśmiewać się, że opolska prokuratura pogubiła się w stosunkowo prostych rachunkach. Zwłaszcza jeśli się pamięta konferencje prasowe, na których mówiła o horrendalnych łapówkach i korupcji jako stylu sprawowania władzy w Opolu. Ale sprawa nie jest taka prosta. Błędy w rachunkach są nie do obrony, ale strategia manipulowania opinią publiczną – jak najbardziej. To dzięki podgrzewaniu atmosfery prokuratura zyskała dowody, których w inny sposób mogłaby nigdy nie uzyskać.

Nie znamy całości materiału dowodowego, ale nie jest tajemnicą, że najważniejszą rolę w pogrążeniu byłych włodarzy Opola odegrały zeznania biznesmenów, którzy przyznali się do wręczenia łapówek. I urzędników – jak była wiceprezydent Ewa Olszewska – którzy przyznali się do przyjęcia korzyści majątkowych. Te samooskarżenia to rezultat psychozy, jaką umiejętnie wykreowała prokuratura po zatrzymaniu w sierpniu 2003 roku Pogana i Dolaty. Niewiele mówiła o dowodach, zasłaniając się dobrem śledztwa, ale podkreślała wagę postawionych i przygotowywanych zarzutów.

Te rewelacje – w połączeniu z powtarzanymi regularnie apelami o dobrowolne przyznanie się do opłacania miejskich urzędników – zachęciły osoby uwikłane w Ratuszgate do nawiązania współpracy z prokuraturą. Atmosfera niedomówień i sugerowanie, pewnie trochę na wyrost, ogromnej wiedzy, ułatwiło prokuraturze złamanie podejrzanych.

Taktyka okazała się być zaskakująco skuteczna – zatrzymani wiosną 2004 roku Piotr Kumiec, i Piotr S., były prezydent Opola, sami przyznali się do stawianych im zarzutów. Ten drugi – jak stwierdziła prokuratura – poszedł na pełną współpracę i w znaczący sposób powiększył wiedzę prowadzących śledztwo. Pewnie nigdy się nie dowiemy, jak mocne dowody miała prokuratura w chwili aresztowania Pogana i Dolaty. Wiemy za to na pewno, że rozegrała to aresztowanie tak umiejętnie, że dziś na brak dowodów narzekać nie może.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto