Mija rok od tragicznej śmierci profesora Marka Tukiendorfa
Maria Ruszecka, niewidoma śpiewaczka Jestem mieszkanką Nysy, osobą niewidomą od urodzenia. Pan rektor okazał mi bardzo dużo serca. Obdarzył mnie swoją uważnością. Poznaliśmy się w 2008 roku. Rozpoczynałam wówczas studia w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nysie na Wydziale Jazzu i Muzyki Estradowej. Śp. prof. Marek Tukiendorf był wówczas prorektorem Politechniki Opolskiej i reprezentował tę uczelnię podczas rozpoczęcia roku akademickiego w Nysie. Podczas mszy inauguracyjnej śpiewałam psalm i „Ave Maria”. Po uroczystościach czekał na mnie w przedsionku nyskiej bazyliki. Nie znałam go wcześniej. Zdał mi się sympatyczny, energiczny, uśmiechnięty. Nie ukrywam, był pod wrażeniem mojego śpiewu i gry. Zapytał, czy mogłabym wziąć udział w konferencji dla naukowców z całej Polski, zapewniając oprawę muzyczną. Tak rozpoczęła się nasza przyjaźń. Zaprosił mnie nie tylko do swego życia akademickiego, ale i rodzinnego. Miałam okazję grać podczas pogrzebu ojca pana profesora i w czasie chrzcin małego Marka. W czasie studiów pan rektor pomagał mi wielokrotnie, gdy tego potrzebowałam. Znalazł czas, by przyjechać na mój dyplomowy recital do Wrocławia, gdzie kontynuowałam studia. Z jego inicjatywy otrzymywałam stypendium. Przeznaczałam je na sprzęt, doposażając swój warsztat. Te pieniądze pomogły mi m.in. sfinansować notatnik brailowski, który ułatwia mi funkcjonowanie, a także kupić sprzęt nagłaśniający, który pomaga mi funkcjonować jako muzykowi. Na mszy pogrzebowej pana rektora śpiewałam psalm. Nie traktowałam tego jako występu w katedrze. To była moja osobista modlitwa za niego. Nadal bardzo mi trudno mówić o rektorze, że był i już go z nami nie ma. Oprac. Krzysztof Ogiolda