Mój przeciwnik miał mieć topór, ale ja mam za słabo osłonięte ramiona - tłumaczył ciężko dysząc Tomko Konopczyc, który pokonał właśnie odzianego w czarną zbroję rycerza Chorągwi Nyskiej. - W tych warunkach obaj walczyliśmy więc na jednorękie miecze.
Tomko, czyli katowiczanin Tomasz Konopka z I Chorągwi Czarnego Rycerza Kasztelanii Będzińskiej, miał prawo się zmęczyć, bo - podobnie jak inni uczestnicy turnieju bojowego w skansenie Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach - miał na sobie rynsztunek ważący blisko 40 kilogramów. Obawa o ramiona, osłonięte jedynie kolczugą, też była uzasadniona, bo przeciwnik walił ostrym mieczem tak ostro, że nieźle nadszczerbił tarczę Tomka.
- To jest prawdziwy turniej bojowy dla śmiałków. Nasi rycerze z opolskiego Bractwa Mieczowego są na razie za słabo przeszkoleni, by uczestniczyć w takich potyczkach rozgrywanych niemal na serio. Na tym etapie poprzestajemy na inscenizacjach bitew - komentował turniej Adam Dziuba, który uczy opolskich rycerzy szermierki.
II Turniej Rycerski im. Księcia Władysława Opolczyka, organizowany od ubiegłego roku w bierkowickim skansenie, przyciągnął prawie dwustu rycerzy z kilku śląskich chorągwi. Ci widzowie, którzy gustują w rycerskich pokazach, z satysfakcją odnotować mogli różne - zabawne lub pouczające - nowinki. Oprócz powszechnie praktykowanych atrakcji, np. nauki strzelania z łuku czy też tańców młodych i pięknych niewiast, pojawiły się dyby, kat z Nysy za drobną opłatą "ścinający" wszystkich chętnych (przeważały młode panny i dzieciaki, choć niejeden maluch wchodził na szafot z duszą na ramieniu i łzami w oczach), dudziarz, kilku wrażych Krzyżaków oraz... średniowieczne narty długości blisko dwóch metrów, na których podobno jeździło kilka osób naraz.
Wniosek nasuwał się sam - rycerze AD 2002 i zapraszający ich organizatorzy plenerowych festynów wciąż szukają nowych wrażeń. Pozorowane pojedynki nikogo już nie interesują, więc zamiast inscenizacji mamy sportowe potyczki, w których naprawdę można wygrać i przegrać. Górą jest ten, komu uda się zadać przeciwnikowi trzy celne ciosy.
- Nie wolno uderzać poniżej łokcia i kolana, nie wolno też, ale to oczywiste, zadawać ciosu w plecy - tłumaczy Tomko Konopczyc.
Takie pojedynki, co ciekawe, są o wiele mniej efektowne od starć zaaranżowanych, które przypominają hollywoodzką batalistykę. Wystarczy bowiem wymiana kilku ciosów, by ubrany w ciężką zbroję wojak zaczął słaniać się na nogach. Bez kondycji i umiejętności operowania mieczem oraz tarczą, nikt nie ma tu żadnych szans.
- Zbroja jest ciężka, ale ochrona musi być, bo naprawdę można się pokaleczyć. W takich starciach jest zakaz zadawania pchnięć, bo one byłyby naprawdę mordercze, ale nawet zwykłe uderzenie strasznie boli. Gdyby trafiony w nogę zawodnik nie miał nagolenników, mógłby utykać do końca życia - oceniał przebieg kolejnych potyczek Adam Dziuba.
Trudno się więc dziwić, że najbardziej doświadczeni rycerze przedkładają skuteczność nad efekciarstwo - zamiast skakać jak fryga i wymachiwać mieczem, starają się od razu zadać "zabójczy" cios. W Bierkowicach celowali w tym zwłaszcza śląscy rycerze z Będzina. Zarówno Tomko jak i wikingobrody Sverd, czyli Piotr Jaworski, potrafili załatwić przeciwnika z marszu, w trzech błyskawicznych złożeniach. I w tej właśnie porażającej skuteczności - paradoksalnie - było chyba najwięcej dziejowej prawdy o rycerskich zmaganiach sprzed wieków, krwawych, brutalnych i z rzadka respektujących zasady fair play.
- To oczywiście jest nadal tylko zabawa, w tych sportowych pojedynkach nie ma instynktu samozachowawczego - mówi Dziuba. - Ale samo zainteresowanie rycerstwem jest objawem takiego instynktu, obrony przed banalnymi wzorami, jakie napływają do nas z Zachodu. I to cieszy.
Świątek w finale turnieju w Rzymie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?