Złom na wagę złota

Z podwórek zniknęły zardzewiałe fiaty, pod Goświnowicami czterej mężczyźni próbowali ukraść tory kolejowe, zbieracze złomu pracują od świtu do zmierzchu. Za to pracownicy walcowni Huty ?Andrzej? w Zawadzkiem mają powody do zmartwienia. Właśnie przerabiamy pouczającą lekcję globalizacji.

Ogromne zamieszanie, jakie zapanowało wśród osób ?robiących w metalach?, to rezultat gwałtownego wzrostu cen stali na światowych rynkach. A ceny poszły ostro w górę, bo Chińczycy szykują się do olimpiady i inwestują na potęgę, kupując na pniu każdą ilość stali.
- No i efekt jest taki, że tak wysokich cen złomu najstarsi ludzie nie pamiętają - mówi gazecie pracownik punktu skupu złomu na ul. Niemodlińskiej w Opolu.

Wielkie wiosenne porządki

Trzeba rozmawiać z szeregowymi pracownikami, bo właściciele firm skupujących metale są praktycznie nieuchwytni. Od tygodni krążą nerwową po Polsce, próbując opchnąć góry złomu, które kupili w lutym i w marcu. Muszą się śpieszyć, by zdążyć, nim ceny pójdą w dół. A ceny już spadają - dwa tygodnie temu kilogram złomu kosztował 80 groszy (to 800 złotych za tonę), a teraz kosztuje już tylko 60 groszy.
- Ale i tak jest to dwa razy więcej niż w grudniu - mówią pracownicy punktów skupu. - I zbieracze pracują jak szaleni, pierwsi zjawiają się u nas o 7.00 rano, co się nigdy wcześniej nie zdarzało. Są tacy, którzy potrafią obrócić wózkiem po kilka razy.
W wielkim poszukiwaniu złomu biorą udział nie tylko typowi zbieracze. Z giełd samochodowych zniknęły na przykład sfatygowane samochody ciężarowe, na które nie było kupców. Okazało się, że warto je kupić i sprzedać w charakterze zwykłego złomu.
Z tego samego powodu z podwórek poznikały rdzewiejące samochody bez kół, a ze stodół stare sprzęty. Kiedyś ludzie myśleli, że może je wyremontują, ale teraz uznali, że warto je opchnąć. A jak sami nie chcieli jechać do punktu skupu, to znaleźli się tacy, którzy ich wyręczyli: po Grudzicach i innych podmiejskich dzielnicach Opola kilka razy w tygodniu kursują właściciele ciężarówek zainteresowani kupnem wszystkiego, co żelazne.

Złodzieje też nie próżnują

Uboczny skutek stalowego boomu to wzrost liczby kradzieży metali.
- Nie mamy szczegółowych danych, ale ten wzrost jest bardzo wyraźny - mówi komisarz Anna Wawrzczak-Gazda, rzecznik prasowy KWP w Opolu.
Przykłady można by mnożyć. Ostatnio głośno było o Nysie, gdzie grupa złodziei próbowała ukraść szyny kolejowe prowadzące do dawnego Polmosu w Goświnowicach. Miejscowa policja jest też zaniepokojona wzrostem liczby kradzieży kratek ściekowych, studzienek kanalizacyjnych, a nawet - metalowych umocnień stropów w nyskich fortach.

Tylko ?Andrzej? smutny

Chiński popyt nie wszystkich cieszy. Przykładem może być Huta ?Andrzej? w Zawadzkiem, która wpadła w kłopoty i w końcu musiała ogłosić upadłość z powodu trudności z dostawami stalowych kęsisk do produkcji rur.
Huta padła, ale produkcję stara się utrzymać firma, która wydzierżawiła walcownię. I ma z tym problemy, bo Huta ?Katowice? woli sprzedawać stal dużym partnerom. Małe zakłady, takie jak ?Andrzej?, stają się tym samym ofiarami stalowej hossy.
- Nawet jak stal dostaniemy, to musimy za nią zapłacić więcej. A jaką mamy gwarancję, że dostaniemy lepszą cenę za nasze rury? - pyta Paweł Dylong, związkowiec z Zawadzkiego. - Ludzie nie mogą przerobić jednym ciągiem 20 dni, a to jest warunek otrzymania premii.

Za zdrowie Chińczyków!

Wszystko to ma nie tylko aspekt biznesowy, ale także socjologiczny. Kto by kiedyś przypuszczał, że nasi zbieracze metali, ofia-
ry kapitalistycznych przemian, będą kiedyś błogosławić globalizację? A na to wychodzi.

Marek Świercz