Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Konflikt na Uniwersytecie Opolskim. Lekarz oskarża pracowników uczelni, bo czuje się oszukany

Mateusz Majnusz
Mateusz Majnusz
O narastającym konflikcie między dwoma pracownikami Uniwersytetu Opolskiego mówiło się od dłuższego czasu. Najpierw były donosy, później zawiadomienia do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, a teraz ich sprawą zajmie się prokuratura.
O narastającym konflikcie między dwoma pracownikami Uniwersytetu Opolskiego mówiło się od dłuższego czasu. Najpierw były donosy, później zawiadomienia do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, a teraz ich sprawą zajmie się prokuratura. Uniwersytet Opolski
Dotarliśmy do dokumentów, które obnażają sposób organizowania konkursu na Uniwersytecie Opolskim. Jeden z kandydatów już po zwycięstwie nadesłał brakujące kopie dyplomów. Gdy o wszystkim dowiedział się rektor UO Marek Masnyk, unieważnił wątpliwy konkurs na wydziale lekarskim.

O narastającym konflikcie między dwoma pracownikami Uniwersytetu Opolskiego - dr hab. Dariuszem Łątką i dr hab. Grzegorzem Miękisiakiem mówiło się od dłuższego czasu.

Wszystko zaczęło się podczas ich wspólnej pracy w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Opolu.
Obaj są wybitnymi i cenionymi specjalistami w dziedzinie neurochirurgii, mającymi na koncie wiele udanych operacji, a ich terminarze wypełnione są z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.

Między lekarzami regularnie dochodziło jednak do poważnych różnic zdań. Później były donosy i zawiadomienia do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, a teraz ich sprawą zajmie się prokuratura.

Kandydatów było dwóch, ale wygrać mógł tylko jeden

W kwietniu zeszłego roku na stronie Uniwersytetu Opolskiego zamieszczono ogłoszenie o konkursie na stanowisko profesora w nowopowstałej klinice neurochirurgii. Do konkursu, w którym podstawowym kryterium oceny miał być dorobek naukowy, stanęło dwóch kandydatów: Łątka i Miękisiak. Pięcioosobowa komisja konkursowa, której przewodniczył prof. Marek Gierlotka, dyrektor Instytutu Nauk Medycznych na UO i ordynator oddziału kardiologii w USK w Opolu, zagłosowała za przyjęciem kandydatury dra Łątki.

Jednym z ważniejszych argumentów, na które powołała się komisja, było poparcie kandydatury Dariusza Łątki przez dyrekcję Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu, w którym Łątka zatrudniony jest na stanowisku kierownika oddziału neurochirurgii oraz jego długoletnie zaangażowanie w proces kształcenia na kierunku lekarskim UO.

- Poparcie dyrektora szpitala pana Dariusza Madery nie tylko nie było warunkiem wymaganym, ale w konkursie otwartym bezwzględnie nie powinno mieć miejsca - uważa Grzegorz Miękisiak, zwracając przy tym uwagę, że komisja uznała, że dorobek naukowy obu kandydatów jest „porównywalny”, czyli obaj posiadają tytuły doktora habilitowanego.

- Należy jednak podkreślić, że był to wymóg formalny przystąpienia do konkursu. Komisja całkowicie pominęła zaś rankingujące podsumowanie ilościowe publikacji, łącznie z punktacją ministerstwa, wartością wpływu czasopisma oraz Indeksem Hirscha, które najlepiej odzwierciedliłyby dorobek naukowy kandydatów. Gdyby komisja rzeczowo do tego podeszła, a przecież taki miała obowiązek, bezsprzecznym byłby mój zdecydowanie większy dorobek, co powinno skutkować moim zwycięstwem - przekonuje Miękisiak.

Konflikt na Uniwersytecie Opolskim. Lekarz oskarża pracowników uczelni, bo czuje się oszukany
Uniwersytet Opolski

Lista wątpliwości jest długa

W trakcie analizy dokumentacji swojego kontrkandydata dr Miękisiak zauważył poważne braki formalne, które powinny skutkować odrzuceniem oferty dra Łątki. Już sama koperta ofertowa została nieprawidłowo zaadresowana. Brakowało w niej również podania do rektora UO o zatrudnienie na stanowisku profesora, a także kopii dyplomu habilitacji – w zamian była uchwała senatu, nie dołączono też dyplomu uzyskania stopnia doktora – w to miejsce było zaświadczenie o nadaniu stopnia.

- Po otrzymaniu tych dokumentów komisja mogła jeszcze wezwać dra Łątkę do uzupełnienia braków formalnych pod rygorem odrzucenia oferty, ale w żadnym wypadku nie mogła przejść do kolejnego etapu konkursu, jakim była ocena merytoryczna obu kandydatów. Tak jednak się stało, co w moim odczuciu jest rzeczą skandaliczną - wyjaśnia.

Niezrażona błędami i brakami formalnymi w ofercie dra Dariusza Łątki, komisja przystąpiła do głosowania nad kandydaturą rekomendowaną do zaopiniowania Radzie Instytutu Wydziału.

- Konkurs zorganizowano on-line, co nie miało żadnego uzasadnienia epidemiologicznego. Tym samym komisja konkursowa nie miała możliwości stwierdzenia prawidłowości złożonych ofert. Koperty nie były otwierane komisyjnie, zawartość kopert nie została komisyjnie opisana, dokumenty znajdujące się w kopertach nie były sprawdzane komisyjnie pod względem wymogów konkursowych. W tym przypadku koperty zostały otwarte kilka dni przed konkursem przez nieuprawnioną osobę nie będącą członkiem komisji i koperty oraz ich zawartość skopiowano do pliku, który następnie rozesłano pocztą elektroniczną na adresy pięciorga członków komisji. Już te okoliczności podważają ważność tego konkursu - tłumaczy Miękisiak.

W rozmowie z nto Miękisiak przyznaje, że zaskoczyło go, gdy po czasie otrzymał komplet dokumentacji dra Łątki, która zawierała już brakujące dokumenty oraz dokumenty, które oryginalnie występowały w ich miejscu. Jednocześnie prof. Gierlotka oświadczył mu na piśmie, że „oferta dr hab. Dariusza Łątki w czasie posiedzenia komisji konkursowej nie posiadała braków formalnych”.

- Przecież to jawne kłamstwo! Ponieważ dyplom habilitacji wydany przez UM w Poznaniu był opisem przeznaczonym do akt, zwróciłem się pośrednio do kierowniczki Dziekanatu WNOZ z pytaniem, czy po rozstrzygnięciu konkursu dr Łątka zwrócił się o wydanie kopii dyplomu habilitacji. Uzyskałem odpowiedź twierdzącą, co oznacza, że dr Łątka już po rozstrzygnięciu konkurs dosłał brakujące dokumenty. Wszystko miało być zrobione potajemnie i nikt nie miał się o tym dowiedzieć - twierdzi Grzegorz Miękisiak.

dr hab. n. med. Grzegorz Miękisiak
dr hab. n. med. Grzegorz Miękisiak Vratislavia Medica

Rektor unieważnia konkurs

Miękisiak spotkał się z rektorem UO i poinformował o zastrzeżeniach dotyczących konkursu. W odpowiedzi na to prof. Gierlotka wystąpił z wnioskiem do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Nauczycieli Akademickich o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego w związku z „pomówieniem personalnym i szkalowaniem dobrego imienia Instytutu”.

- Po okazaniu przygotowanych przeze mnie dowodów materialnych Gierlotka wycofał wniosek, co tylko pokazuje, że w ten sposób próbował mnie zastraszyć i zniechęcić do dalszej aktywności - podkreśla.

Ostatecznie rektor UO Marek Masnyk uznał braki formalne we wniosku dra Łątki i uchylił decyzję o jego zatrudnieniu. W praktyce więc zamiast uznać wygraną jedynego kandydata, który złożył ważną ofertę, konkurs został unieważniony w całości.

- W trakcie konkursu dr Łątka wystąpił z wnioskiem o rozszerzenie wymiaru zatrudnienia, ponieważ był już zatrudniony na 1/2 etatu, jednak był to błąd formalny. Podobnie jak każdy inny kandydat powinien przedstawić wniosek o zatrudnienie na stanowisku profesora UO, a nie o rozszerzenie etatu. Dokumentację z całego konkursu przeanalizowali później radcy prawni i uznali, że dyrekcja Instytutu Nauk Medycznych przeprowadziła konkurs w sposób, który narusza wewnętrzne przepisy uczelni, m.in. dlatego, że wszelkie błędy formalne komisja powinna zauważyć już na etapie przyjmowania zgłoszeń. Dlatego uchyliłem decyzję o zatrudnieniu pana Łątki na stanowisku profesora - wyjaśnia rektor Masnyk.

Następnie w Biuletynie Informacji Publicznej zamieszczono informację, że „konkurs ogłoszony na stanowisko profesora uczelni w specjalności neurochirurgia w Instytucie Nauk Medycznych został zamknięty, ponieważ żaden kandydat nie spełnia wymagań do zatrudnienia na tym stanowisku.”

- Dziwię się, że dr Miękisiak spodziewał się, że po uchyleniu decyzji Rady Instytutu, to on otrzyma propozycję pracy. Nie ma czegoś takiego na uczelni, jak zatrudnienie z automatu. Konkurs został zamknięty, a kolejnego na stanowisko profesora nie ogłoszono - wyjaśnia rektor Uniwersytetu Opolskiego.

W drugim konkursie Miękisiakowi nie pozwolono wystartować

Cztery miesiące później dyrektor Instytutu Nauk Medycznych prof. Gierlotka zamieścił na stronie wydziału lekarskiego kolejne ogłoszenie. Tym razem konkurs dotyczył objęcia stanowiska kierownika kliniki, jednak był skierowany wyłącznie dla etatowych pracowników Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Jedynym kandydatem, który przystąpił do konkursu był dr Łątka, a komisja poparła ten wybór.

- Zamknięta formuła konkursu jest nie do przyjęcia, a także niezgodna z prawem. W taki sposób pozbywa się problemu kontrkandydata, który miał zdecydowanie większy dorobek naukowy. Na żadnym innym uniwersytecie w Polsce taka praktyka nie ma miejsca - uważa dr hab. Grzegorz Miękisiak.

Konkurs na stanowisko kierownika kliniki neurochirurgii, jak i na stanowiska kierowników innych klinik, był zamknięty, czyli ograniczony do zatrudnionych w tych klinikach.

- Trudno bowiem sobie wyobrazić sytuację, że do sprawnie działającej jednostki trafia nagle z zewnątrz niezatrudniona w niej osoba i zaczyna uczyć studentów na naszych pacjentach. To byłby absurd - mówi dr hab. Dariusz Łątka.

Potwierdza to także rektor UO Marek Masnyk, który powołując się na regulamin jednostki tłumaczy, że formalnie kliniką neurochirurgii, która oparta jest o oddział neurochirurgii USK, może zarządzać wyłącznie etatowy pracownik szpitala.

- Regulamin konkursu określa ograniczenia w postaci konieczności spełnienia odpowiednich warunków m.in. równoczesne zatrudnienie w Instytucie Nauk Medycznych oraz placówce medycznej, gdzie jest osadzona klinika. Co wynika wprost ze specyfiki tego stanowiska. Klinika jest bowiem jednostką organizacyjną Instytut Nauk Medycznych UO osadzoną w podmiocie leczniczym, w tym przypadku USK - tłumaczy rektor.

Powołuje się także na uchwałę Senatu Uniwersytetu Opolskiego z 2019 roku, która mówi jasno, że osobą odpowiedzialną za działalność dydaktyczną i badawczą realizowaną w zakresie właściwości oddziału szpitala klinicznego jest kierownik kliniki lub oddziału klinicznego Uniwersytetu Opolskiego.

dr hab. n. med. Dariusz Łątka
dr hab. n. med. Dariusz Łątka

Dariusz Łątka nie ma sobie nic do zarzucenia

Dariusz Łątka odnosząc się do kierowanych wobec niego zarzutów, wskazuje na swoje 30-letnie doświadczenie jako specjalista neurochirurgii, 20-letnie doświadczenie w kierowaniu oddziałem w szpitalu na Witosa i 10-letnie doświadczenie w kształceniu lekarzy i studentów medycyny.

- Uważam więc, że podważanie wyników konkursu jest niedorzeczne - podkreśla.

Zapytaliśmy więc Dariusza Łątkę, czy prawdą jest, że źle opisał kopertę, w której nie było także podania do rektora o zatrudnienie oraz kopii dyplomów.

- Jest mi to ciężko oceniać, ponieważ nie jestem prawnikiem. Mówiąc szczerze, to ja nawet nie pamiętam szczegółowych warunków, jak ta koperta powinna zostać opisana. Wiem tylko, że wyniki wygranego przeze mnie konkursu zostały niezatwierdzone przez rektora ze względów formalnych, ze względu na te absurdalne zarzuty mojego kontrkandydata. Jednym z koniecznych dokumentów było podanie do rektora, które choć dostarczyłem, okazało się błędnie wypełnione. Żeby uciąć wszelkie wątpliwości, konkurs unieważniono. Ze swojej strony zrobiłem wszystko, co do mnie należało, czyli przedstawiłem swój dorobek, życiorys i cały plik potwierdzeń moich kompetencji, aby komisja na tej podstawie mogła podjąć decyzję. Jak widać porównanie to wypadło w oczach komisji na moją korzyść, zostało też zatwierdzone w głosowaniu rady wydziału lekarskiego - wyjaśnia opolski neurochirurg.

W rozmowie z dr Łątką zwróciliśmy jednak uwagę, że w jego ofercie konkursowej brakowało kopii dyplomu habilitacji – w zamian była uchwała Senatu, nie dołączono też dyplomu uzyskania stopnia doktora – w to miejsce było zaświadczenie o nadaniu stopnia. A już po rozstrzygnięciu konkursu, brakujące dokumenty nagle się pojawiły w jego teczce.

- Już tego dokładnie nie pamiętam, ale w chwili, w której komisja otwiera koperty, może zwrócić się o nadesłanie brakujących dokumentów. Jeśli ich nie było, to może faktycznie je dosyłałem później. A to, że mam stopień doktora i doktora habilitowanego, jest przecież bezsprzeczne i nikt tego nie kwestionuje - uważa Łątka.

To próba zemsty za zwolnienie z pracy?

Prof. Dariusz Łątka nie krył zdziwienia, gdy dowiedział się, że sprawa konkursu na profesora UO trafiła do prokuratury. Miękisiak oskarżył go i prof. Gierlotkę o działanie w zmowie i poświadczenie nieprawdy. Może za to grozić do pięciu lat więzienia, jednak na tę chwilę nie tylko nikomu nie postawiono zarzutów, ale prokuratura jeszcze nie podjęła nawet decyzji, czy w ogóle zajmie się sprawą.

- Zarzuty kierowane przez Miękisiaka są czystą manipulacją, zresztą nie pierwszą w stosunku do mojej osoby i próbą zdyskredytowania mnie w oczach społeczności akademickiej. Próbuje to robić od kilku już lat, ale z mizernym skutkiem. Tak też jest w tym przypadku. Mój kontrkandydat postanowił ubiegać się o stanowisko profesora UO, ale według mojej najlepszej wiedzy i rozmów w naszym neurochirurgicznym środowisku wynika jednak, że nikt go tutaj w Opolu nie chce, podobnie jak nikt go nie chciał w jego poprzednich miejscach pracy, wystarczy przyjrzeć się jego ścieżce zawodowej. Nigdzie nie zagrzał dłużej miejsca, nigdzie nie umożliwiono mu dokończenia specjalizacji, zrobienia doktoratu. Takie warunki otrzymał dopiero w Opolu, bo potrzebowaliśmy rąk do pracy, a mimo to odszedł od nas po roku, po czym wrócił i rozpoczął „festiwal konfliktów” z wszystkimi: kolegami, współpracownikami w innych działach szpitala, personelem średnim. W czasie pracy na oddziale szpitala na Witosa Miękisiak „wyprodukował” także najkosztowniejsze powikłanie z roszczeniem w wysokości 1,5 mln zł. Nigdy w historii naszego szpitala tak wysokiego roszczenia nie było. Było z nim dużo kłopotów, bo poza cyniczną inteligencją, nie przejawiał także najmniejszej empatii wobec pacjentów, ale i współpracowników, zwłaszcza podwładnych. Cały zespół narzekał na pracę z nim, bo tworzył toksyczną atmosferę. Jednomyślnie ocenialiśmy jego osobowość jako socjopatyczną, niebezpieczną dla pracy zespołowej, jaką jest neurochirurgia. Dlatego mimo naszych początkowo względnie dobrych relacji, musiałem wnioskować o jego zwolnienie. Proszę mi wierzyć, że z manipulantami trudno pracować, ale co ważniejsze, trudno mieć do nich zaufanie, co w pracy w oddziale neurochirurgicznym jest istotną kwestią. I zapewne za to Miękisiak próbuje mi i mojemu zespołowi się „odwdzięczyć” - dodaje Dariusz Łątka.

Rektor Uniwersytetu Opolskiego Marek Masnyk
Rektor Uniwersytetu Opolskiego Marek Masnyk

Rektor zniesmaczony konfliktem między lekarzami

Rektor UO Marek Masnyk w rozmowie z Nową Trybuną Opolską nie kryje rozżalenia spowodowanego konfliktem między Łątką a Miękisiakiem. A całą sprawę nazywa „burzą w szklance wody”.

- Takie zachowanie nie przystoi tak wybitnym lekarzom, specjalistom w swojej dziedzinie, którzy skaczą sobie do gardeł i atakują się nawzajem od kilku lat. Obaj są pracownikami Uniwersytetu Opolskiego, dlaczego oczekiwałbym od nich większej klasy i odpowiedniego zachowania, ponieważ obecnie jedynie podważają w środowisku akademickim swoje kompetencje. To zwyczajnie nie przystoi, aby dwóch poważnych facetów, doktorów habilitowanych pisało na siebie skargi i donosy, pomawiając się nawzajem. Powinni wyjaśnić to sobie po męsku - uważa rektor.

Na koniec zwraca uwagę, że na wydziale lekarskim Uniwersytetu Opolskiego zatrudnionych jest 200 lekarzy i jest to środowisko skłócone z sobą, mające do siebie dużo żalu i pretensji.

- Jako rektor nie jestem od tego, aby mieszać się w osobiste sympatie czy antypatie kogokolwiek z nich, ale nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek publicznie podważał najważniejsze wartości naszej uczelni - podkreśla rektor UO Marek Masnyk.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Konflikt na Uniwersytecie Opolskim. Lekarz oskarża pracowników uczelni, bo czuje się oszukany - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto