MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Piękna opolanka straciła ręce i nogi. „Rozpłakałam się, gdy odebrałam nowe buty”

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Edyta Przysiężna z Opola jest piękną kobietą i nie zmieniły tego nawet trudne doświadczenia ostatnich miesięcy. Stara się nie tracić poczucia humoru, doba o siebie jak może i wierzy, że jeszcze zacznie żyć pełnią życia. Na zdjęciu po prawej przed chorobą, po lewej - po metamorfozie sprzed kilku dni.
Edyta Przysiężna z Opola jest piękną kobietą i nie zmieniły tego nawet trudne doświadczenia ostatnich miesięcy. Stara się nie tracić poczucia humoru, doba o siebie jak może i wierzy, że jeszcze zacznie żyć pełnią życia. Na zdjęciu po prawej przed chorobą, po lewej - po metamorfozie sprzed kilku dni. archiwum prywatne
Edyta Przysiężna trafiła do szpitala z bólem brzucha, ale nie sądziła, że jej życie z godziny na godzinę zamieni się w koszmar. Mimo sytuacji, nie traci optymizmu i walczy o marzenia. Na razie największym jest to, by o własnych siłach wyjść z domu, dlatego zbiera pieniądze na rehabilitację oraz protezy.

- Wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, że czasami myślę, że to nie dzieje się naprawdę. Gdy córka zmienia opatrunki, odwracam wzrok, by nie patrzeć na kikuty, bo dziś tyle zostało z moich nóg – mówi Edyta Przysiężna, która jeszcze rok temu była energiczną 52-latką, pracującą w kancelarii opolskiej prokuratury.

Uwielbiała buty. Sportowe, na koturnie, na obcasie. Musiały mieć w sobie "to coś".

- Gdy po stoczonej walce o życie byłam jeszcze w szpitalu, brat dał mi znać, że mam paczkę zostawioną przez kuriera. Wiedziałam, że są tam buty zamówione tuż przed tym, nim to się stało. Rozpłakałam się, nie chciałam na nie patrzeć.

Pani Edyta pod koniec listopada 2023 roku pojechała do córki mieszkającej we Wrocławiu. Silny ból brzucha pojawił się nagle. Gdy stał się nie do zniesienia, a tabletki nie pomagały wezwała pogotowie. W najczarniejszych scenariuszach nie wymyśliłaby, że ze szpitala wyjdzie dopiero po kilku miesiącach, bez rąk i nóg.

– Diagnoza była taka, że doszło u mnie do wstrząsu septycznego, ale pomimo szeregu badań do dziś dokładnie nie wiadomo, co do niego doprowadziło – wspomina opolanka. – Silny ból i lekarstwa sprawiły, że na zmianę traciłam i odzyskiwałam świadomość. Lekarze otworzyli brzuch i okazało się, że są tam bakterie paciorkowca. Obudziłam się po dwóch tygodniach śpiączki farmakologicznej. Miałam martwicze kropki na buzi, czarny nos. Ręce i nogi też były zajęte dosyć wysoko. Cały czas dostawałam silne leki przeciwbólowe, bo gdy obumierają tkanki, ból jest nie do zniesienia.

Gdy lekarze zapytali, czy zgadza się na amputację kończyn, wiedziała, że nie ma wyjścia, jeśli chce żyć.

– Chirurdzy pierwotnie chcieli amputować obie ręce powyżej łokci oraz nogi w połowie uda. Przeraziłam się, ale ostatecznie tak radykalne cięcie nie było konieczne. Nogi zostały amputowane poniżej kolan, a ręce poniżej łokcia – opisuje. – Niedawno okazało się, że rzepki w kolanach nie są tak ukrwione, jak powinny być, co może świadczyć o postępującej martwicy. Za niespełna trzy tygodnie mam przejść kolejną operację. Lekarze zapowiedzieli, że konieczna będzie amputacja nóg w połowie uda, ale ja się nie poddaję. Umawiam się na kolejne konsultacje i wierzę, że uda mi się uniknąć takiego scenariusza.

Opolanka od tygodnia jest w domu, choć jej życie ogranicza się do czterech ścian mieszkania.

– Moja codzienność toczy się głównie wokół łóżka. Kończyny górne są za krótkie, żebym mogła poruszać się na wózku. Gdy konieczna jest wizyta w przychodni – wzywam transport medyczny, bo jedynym sposobem dotarcia na miejsce jest wyniesienie mnie na noszach – relacjonuje. - Przed chorobą miałam dłuższe włosy. Po ogromie lekarstw, które przyjmowałam, one zaczęły masowo wypadać. Dla kobiety, która zawsze o siebie dbała, nawet tak z pozoru banalna sprawa jest kolejnym ciosem. Ostatecznie kilka dni temu córka obcięła mi je i zafarbowała, żebym choć w ten sposób mogła poczuć się lepiej.

W walce ze skutkami choroby pani Edycie pomaga mama oraz córka, która założyła internetową zbiórkę, by zgromadzić pieniądze na leczenie i na protezy. Z założonej kwoty ponad 500 tys. złotych na razie udało się zebrać niecałe 200 tys. złotych (zbiórka kończy się w przyszłym tygodniu).

– Ogromnym wydatkiem jest rehabilitacja, która poprawia moją sprawność. Kikuty rąk są już zagojone, dlatego powoli mogę myśleć o protezach. One dawałyby nadzieję na korzystanie z wózka – mówi opolanka, która mimo dramatu ostatnich miesięcy, stara się optymistycznie patrzeć w przyszłość. – Wiem, że nawet jeśli uda mi się osiągnąć taką samodzielność, że bez pomocy będę mogła wyjść z mieszkania, to nie wejdę do każdego sklepu czy restauracji. Marzę, by choć jedną rękę mieć na tyle sprawną, żebym sama mogła się napić. O nogach na razie nie myślę zbyt dużo. Ale gdzieś w środku tli się nadzieja, że przymierzę jeszcze te buty, przywiezione przez kuriera.

Można pomóc opolance spełnić to marzenie, wspierając zbiórkę prowadzoną na portalu mammoc.pl https://www.mammoc.pl/edyta-przysiezna

od 7 lat
Wideo

Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piękna opolanka straciła ręce i nogi. „Rozpłakałam się, gdy odebrałam nowe buty” - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto