Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Była epoka, gdy Niemcy uczyli się patriotyzmu od Żydów

Marek Ostrowski
fot. R. Kwaśniewski
fot. R. Kwaśniewski
Zostało po nich niewiele. Zarośnięty cmentarz przy Granicznej, nieopracowane dokumenty w archiwum państwowym, mały budynek przy stawku na Barlickiego, znany wśród starszych mieszkańców jako "domek rabina".

Zostało po nich niewiele. Zarośnięty cmentarz przy Granicznej, nieopracowane dokumenty w archiwum państwowym, mały budynek przy stawku na Barlickiego, znany wśród starszych mieszkańców jako "domek rabina". No i obelżywe napisy na murach.

Wandale malujący na ścianach powieszone gwiazdy Dawida lub hasła typu "Żydzi do gazu" to knajaccy antysemici bezmyślnie odtwarzający podsłuchane opinie rodziców, sąsiadów czy polityków. Czy warto się nimi przejmować? Chyba tylko największych optymistów nie martwi prezentowana przez nich parodia polskiego patriotyzmu. Gdy kilka lat temu Wydział Teologiczny Uniwersytetu Opolskiego organizował Tydzień Ekumeniczny, gościem jednego ze spotkań był starszy mężczyzna, jeden z ostatnich mieszkających w Opolu Izraelitów. Chętnie o sobie i swojej religii opowiadał, ale prosił dziennikarzy, by go nie fotografować i nie podawać jego nazwiska. Wyszło na to, że nawet to ekumeniczne spotkanie zatrute zostało lękiem przed chuliganami chętnie podchwytującymi antysemickie hasła.

Prawda jest smutna. Dla większości opolan ? jak i dla wielu Polaków - Żyd to postać z niesmacznych dowcipów bądź politycznych mitów. Jak wielu mieszkańców Opola wie na przykład, że wspomniane archiwum mieści w budynku dawnego browaru Friedlaenderów, przywódców żydowskiej społeczności w Opolu? Kto w ogóle o Friedlaenderach słyszał?
Tę czarną dziurę próbują czasem wypełnić politycy, kurtuazyjnie przypominając wielkich nieobecnych.

- Nie ma wśród nas przedstawicieli jeszcze jednej nacji, od wieków związanej z Opolszczyzną. Nie ma Żydów, którzy współtworzyli obraz tej ziemi - tak na Górze św. Anny do Niemców, Ukraińców, Białorusinów i Romów, uczestników pielgrzymki mniejszości narodowych, mówił przed laty prof. Gerhard Bartodziej, wówczas jeszcze senator RP.

Prawdziwi... Niemcy

Tę historię najlepiej zacząć od końca, od rabina, którego hitlerowcy zmusili do tego, by własnoręcznie podpalił opolską synagogę. Kryształowa Noc, gdy przepędzono go przez miasto i kazano rozlać benzynę we wnętrzu świątyni, była końcem pewnej iluzji. Gdy w nocy z 9 na 10 listopada synagoga stanęła w płomieniach, zaczął się spóźniony exodus opolskich Izraelitów. Za morza uciekali w popłochu ludzie, którzy jeszcze niedawno czuli się prawdziwymi Niemcami i naiwnie wierzyli, że za takich uważają ich sąsiedzi i współobywatele.

Maciej Borkowski, młody historyk z Instytutu Śląskiego w Opolu, precyzuje: - To nie była mniejszość narodowa, ale wyznaniowa. Oni czuli się bardziej niemieccy niż wielu Niemców.

Borkowski to kopalnia wiadomości o opolskich Żydach. Za pracę magisterską na ich temat, napisaną kilka lat temu pod kierunkiem prof. Marka Czaplińskiego z Uniwersytetu Wrocławskiego, otrzymał wiosną prestiżową nagrodę imienia Wawrzynka. O takiej pracy myślał już w liceum, gdy postanowił nauczyć się niemieckiego, by móc odczytać napisy na żydowskich nagrobkach. Potem były studia, wybór tematu i nawiązanie kontaktów z nowojorskim Leo Baeck Institut, nazwanym tak na cześć jednego z opolskich rabinów, sławnego żydowskiego myśliciela.

Żydzi dają przykład

W 1907 roku "Oppellner Zeitung" pisał z uznaniem o obywatelskiej inicjatywie Maxa Friedlaendera, który udekorował lampkami i girlandami pomnik kaisera Wilhelma. "Wszyscy patrioci powinni brać z niego przykład" - ekscytował się autor artykułu. Opolanom wyznania mojżeszowego, których wszyscy sąsiedzi nazywali nie Żydami, ale Izraelitami, rzeczywiście trudno było zarzucić brak obywatelskiego ducha.

Na frontach pierwszej wojny światowej poległo osiemnastu członków opolskiej gminy żydowskiej, a adwokat Harry Wolff, który przeżył wojenną zawieruchę, został przewodniczącym Związku Inwalidów Wojennych.
Przez dziesięciolecia Żydzi cieszyli się uznaniem i szacunkiem. Gdy w roku 1897 świętowano oddanie nowej synagogi przy dzisiejszej ulicy Piastowskiej, uroczystościom przewodził Zygfryd Friedlaender, równocześnie głowa gminy żydowskiej i przewodniczący Rady Miasta.

- Pozycja, jaką udało mu się zająć, była naprawdę wysoka. Zwłaszcza jeśli się pamięta, że Żydzi zawsze stanowili nie więcej niż kilka procent mieszkańców - mówi Borkowski.

Najliczniejsi byli po pierwszej wojnie. Do Opola przenieśli się wtedy niemal wszyscy Żydzi z tych terenów, które w wyniku plebiscytu przypadły Polsce. Nic dziwnego, dla nich prawdziwą ojczyzną były Niemcy.

Opolscy Żydzi byli całkowicie zasymilowani, bogaci i wykształceni. Gdy Leo Baeck starał się o opolski rabinat, wygłosił głęboki odczyt na temat charakterów żydowskich w "Kupcu weneckim" Szekspira. Znalazł uważnych słuchaczy, podobnie zresztą jak Arnold Zweig, który w 1924 roku wygłosił w Opolu odczyt pod tytułem "Marks jako Żyd". Swoją organizację miały także panie, inteligentne i wyzwolone - gdy ich sąsiadki zadowalały się tradycyjnymi "trzema K", one przygotowywały referaty na temat roli kobiety żydowskiej w starożytności.

Jeszcze w 1937 roku, gdy gestapo było już wszechobecne, ozdobiona hitlerowskimi symbolami książka adresowa wymieniała trzy żydowskie organizacje: syjonistyczną, kobiecą i sportową.

Początek końca

- Jak zareagowali na dojście Hitlera do władzy? Byli zaniepokojeni, ale niemal do końca sądzili, że jakoś to będzie. Spodziewali się jakichś pogromów, szykan, ale nie wierzyli, że grozi im coś więcej - opowiada Borkowski.

Aż do 15 lipca 1937 opolskich Żydów chroniła Konwencja Genewska obowiązująca na obszarze plebiscytowym. Wcześniej z jej przepisów korzystała głównie mniejszość polska, Izraelici, wcześniej nie czujący się wcale mniejszością, przypomnieli sobie o niej dopiero wtedy, gdy na obszarze Niemiec wprowadzono rasistowskie ustawodawstwo. Gdy konwencja wygasła, było już tylko gorzej.

- Po Nocy Kryształowej Żydzi wiedzieli już, co ich czeka. To była noc starannie wyreżyserowana. Tuż przed północą przed ratuszem zgromadzili się SA-mani, którzy zabrali się za plądrowanie żydowskich sklepów. Potem wyciągnęli z łóżka rabina Hansa Hirschberga i zawlekli w koszuli nocnej do synagogi. Tam wręczyli mu kanister z benzyną, kazali rozlać ją wewnątrz bożnicy i podłożyć ogień. Przerażony rabin nie mógł im odmówić. Gdy synagoga stanęła w płomieniach, na miejsce przyjechała straż pożarna.

Oczywiście nie po to, by gasić, ale po to, by zabezpieczyć siedzibę rejencji, budynek, w którym dziś mieści się Urząd Wojewódzki - relacjonuje Borkowski.

Ruiny spalonej synagogi rozbierano aż do kwietnia 1939 roku. W Opolu nie było już wtedy zbyt wielu Żydów. Większość wyemigrowała, ci zamożniejsi, choćby Friedleanderowie, osiedli w Stanach Zjednoczonych. Ostatni spis ludności z maja tego roku wykazał, że semiccy "podludzie" stanowią już tylko 0,6 procenta mieszkańców Opola. Zostało ich niespełna dwustu, między innymi wspomniany już adwokat i bohater pierwszej wojny Harry Wolff, który stanął teraz na czele gminy.

- To chyba najbardziej tragiczna postać tej społeczności. Trudno powiedzieć, czemu nie wyemigrował. Może wierzył, że jako weteran pierwszej wojny zostanie oszczędzony, może na ucieczkę nie pozwalał mu honor - zastanawia się Borkowski.

Wywózki na wschód, do obozów zagłady, zaczęły się w roku 1943. Wolff trafił do transportu na samym końcu, na początku 1944 roku. Najpierw wywieziono go do Terezina, gdzie spotkał się zapewne z Leo Baeckiem, potem przeniesiono go do Auschwitz, gdzie czekała już na niego komora gazowa.

- Leo Baeck, uważany za najwybitniejszego niemieckiego Żyda XX wieku, przeżył, bo był postacią tak znaną, że postanowiono go oszczędzić. Wolffem nikt się nie martwił - mówi Borkowski.

Po wojnie do Opola wróciły z Terezina tylko dwie kobiety. Dziś potomków opolskich Żydów trzeba szukać na krańcach świata.

Koniec epoki

Pierwsi Żydzi przyjechali do Opola dopiero na początku XIX wieku. Wcześniej nie mogli, bo śląskie miasta cieszyły się przywilejem "de non tolerantis Judeis" i Izraelici mogli się osiedlać jedynie w Głogowie i Białej Prudnickiej, gdzie przez jakiś czas stanowili nawet 90 procent mieszkańców i gdzie do dziś oglądać można żydowskie groby pamiętające XVI wiek.
- Dopiero 1 marca 1812 roku król Prus wydał edykt równouprawniający, który zrobił z Żydów normalnych obywateli. Zadecydowała polityka, Prusacy bali się, że Żydzi opowiedzą się po stronie Napoleona, który wprowadził takie ustawodawstwo wcześniej - wyjaśnia Borkowski.
W 1847 opolanie wyznania mojżeszowego stworzyli własną gminę. Jej rabinem został młody, 25-letni wówczas Salomon Cohn, zwolennik nowych prądów w judaizmie. Zwolennicy ortodoksji przestali odgrywać jakiekolwiek znaczenie, gdy na całe 42 lata opolski rabinat objął Adolf Wiener, który utrzymał liberalny kurs poprzednika. I tak już zostało do samego końca.

- Hasłem przewodnim była asymilacja. Kolejne pokolenia głęboko wierzyły, że wystarczy przestać się wyróżniać. Noc Kryształowa rozwiała to złudzenie - opowiada Borkowski. - Po wojnie Leo Baeck powiedział gorzko, że właśnie zakończyła się historyczna epoka i pogrzebane zostały nadzieja, zaufanie i wiara w przymierze między żydowskim i niemieckim duchem na niemieckiej ziemi.

Zjadliwa ironia losu, który za nic ma ludzkie pragnienia? Dzieje z góry skazanej na klęskę próby asymilacji, zatarcia różnic? W czasach jednoczącej się Europy, gdy wiara w pokojowe współistnienie ras, wyznań i nacji jest powszechna, lepiej takich morałów nie wyciągać.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto