Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzietność na Opolszczyźnie należy do najniższych w Polsce i w Europie. Próbujemy odpowiedzieć, dlaczego Opolanki nie chcą rodzić dzieci

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Wskaźnik dzietności na Opolszczyźnie jest jednym z najniższych w Polsce i w Europie. W województwie opolskim na jedną kobietę przypada zaledwie 1,27 dziecka.
Wskaźnik dzietności na Opolszczyźnie jest jednym z najniższych w Polsce i w Europie. W województwie opolskim na jedną kobietę przypada zaledwie 1,27 dziecka. Archiwum nto
Województwo opolskie należy do regionów o najniższej dzietności nie tylko w Polsce, ale także w Europie. Mimo programów, zachęt, ulg dla rodzin, sytuacja demograficzna nie poprawia się. Gdzie jest przyczyna?

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, iż liczba urodzeń w Polsce nadal spada. W ubiegłym roku w naszym kraju urodziło się zaledwie 305 tys. dzieci. Najgorszym pod tym względem miesiącem był listopad, kiedy na świat przyszło najmniej dzieci od zakończenia drugiej wojny światowej.

Równolegle do spadającej liczby urodzeń, zmniejsza się dzietność Polek.

Najmniejszy współczynnik dzietności zanotowało województwo świętokrzyskie. Według danych Eurostatu za 2021 rok wynika, iż to 22. najgorszy region Europy pod tym względem.

W Świętorzyskiem średnio 1,19 dziecka przypada na kobietę – tyle wynosi tam współczynnik dzietności. Natomiast średnia europejska to 1,53, a średnia w Polsce 1,30-1,40.

Do najmniej dzietnych regionów w Polsce i w Europie należy też województwo opolskie, gdzie współczynnik dzietności wynosi 1,27.

Symbolem przemian demograficznych jest likwidowanie izba porodowych w szpitalach na Opolszczyźnie ze względu na małą liczbę urodzeń. Tak stało m.in. w Kluczborku, Prudniku, czy Namysłowie.

W Prudniku np. w miejscu, gdzie była izba porodowa, teraz został otwarty oddział geriatryczny.

Mocno zaawansowana depopulacja

Przy tak niskiej dzietności, utrzymującej się od wielu lat, Opolszczyzna wkroczyła w proces depopulacji.

Już w 2020 roku o przeciwdziałaniu depopulacji w województwie opolskim wypowiedziała się Najwyższa Izba Kontroli. Zauważyła ona, że choć władze województwa realizowały programy proludnościowe, to jednak sytuacja demograficzna nie uległa istotnej poprawie. Programy takie wprowadzały również co niektóre samorządy gminne.

Np. Samorządu Województwa Opolskiego przeznaczył ponad 360 mln euro na realizację Programu Specjalnej Strefy Demograficznej „Opolskie dla Rodziny”, Urząd Miasta Opola realizował Program „Opolska Rodzina”, a Urząd Miejski w Nysie m.in. bon wychowawczy 500+. Inicjatywy te miały na celu poprawę warunków życia mieszkańców, ale niestety, nie odwróciły negatywnych trendów.

„Opolszczyzna jest najmniejszym regionem w kraju pod względem powierzchni oraz najmniej licznym (…), wobec tego jest regionem szczególnie podatnym na zmiany liczby ludności w wyniku ruchu naturalnego (urodzenia, zgony) oraz wędrówkowego (migracje) – czytamy na stronie NIK. - Zdaniem demografów jest także regionem, w którym kumulują się negatywne zjawiska ludnościowe typowe dla całego kraju. Obserwowane tu od ponad ćwierćwiecza niekorzystne zmiany w sytuacji demograficznej powodują ciągły spadek liczby mieszkańców - tylko w latach 2010-2018 o ponad 30 tys. osób”.

Atmosfera nie sprzyja matkom

Często w dyskusjach na temat dzietności pojawia się sformułowanie, że to wina kobiet, które nie chcą rodzić dzieci. Po części to prawda. Są kobiety, które świadomie rezygnują z macierzyństwa, ale problem wydaje się jednak o wiele bardziej złożony.

Sporo pań zwraca uwagę na to, iż atmosfera w wielu polskich firmach nie sprzyja matkom i wcale nie chodzi tu o przepisy prawne.

- Kiedy zakładałam rodzinę, chciałam mieć co najmniej troje dzieci – opowiada pani Ewa z Kluczborka. – Zaszłam w ciążę i pracodawca zaczął mi robić przytyki, że w jakiej sytuacji go postawiłam, tyle zadań, tyle nowych projektów, a mnie się „bachora” zachciało, zamiast pracy pilnować i że powinnam tę decyzję przedyskutować z szefostwem, a nie stawiać pod ścianą. Całą ciążę przepracowałam, choć lekarz radził L4, ale ja miałam wyrzuty sumienia i spore obawy o to, że sprowokuję kolejne negatywne reakcje.

Pani Ewa szczęśliwie dotrwała do porodu, jednak zaraz po urlopie macierzyńskim musiała wrócić do pracy.

- Mój szef zapowiedział, że dłużej nie będzie na mnie czekał. Bałam się, że faktycznie stracę etat – wspomina kobieta. – Musiałam znaleźć nianię do dziecka, co też było nie lada wyczynem. Nie za bardzo ekonomicznie nam się to opłacało, ale nie miałam wyboru.

Sprawa się skomplikowała, kiedy kobieta zrezygnowała z usług niani i oddała synka do żłobka.

- Okazało się, że ma mizerną odporności i łapał infekcję za infekcją. Zdarzało się, i to wcale nie tak rzadko, że przywoziłam dziecko rano do żłobka czy przedszkola, a za dwie, trzy godziny dzwonili, że mam zabrać synka, bo gorączka, bo kaszel, bo katar – relacjonuje pani Ewa. – Kilka razy poszłam na opiekę, ale znów przez to w pracy atmosfera była fatalna. Wiało chłodem i to nie tylko ze strony szefa, ale także pretensje mieli do mnie współpracownicy. Mąż pracował wówczas w delegacji i praktycznie byłam zdana tylko na siebie. To był okropny stres. Powiedziałam sobie, że odchowam synka i już po raz drugi na dziecko się nie zdecyduję.

Do lekarza tylko prywatnie

Z kolei pani Agata zwraca uwagę na kwestię opieki medycznej i związanych z nią kosztów.

- W małych miastach kobiety w ciąży praktycznie nie mają dostępu do lekarza-ginekologa na NFZ. Są zmuszone korzystać z gabinetów prywatnych – mówi pani Agata. – Ja niemal co miesiąc chodziłam do lekarza, żeby sprawdzić, czy wszystko jest okej. Pierwsza ciążą skończyła się poronieniem, z drugą mogło być podobnie, więc wolałam trzymać rękę na pulsie. Cena za wizytę – co najmniej 200 złotych. Przez całą ciążę to już się robią duże wydatki. Nie mówiąc o tym, że nawet prywatnie obecnie dostęp do lekarza jest dużo trudniejszy niż 20, 30 lat temu.

Dziadkowie się emancypują

Natomiast pani Gosia z Opola uważa, że do niskiej dzietności przyczyniają się też babcie i dziadkowie, którzy na emeryturze nie chcą bawić wnuków, tak jak to kiedyś bywało, a korzystać z życia.

- Przynajmniej ja mam takie doświadczenia i co niektóre moje koleżanki – mówi. – Kiedy razem z mężem oświadczyliśmy naszym rodzicom, że zostaną dziadkami, i to w dodatku podwójnymi, to byli przeszczęśliwi i deklarowali, że zawsze możemy na nich liczyć. Ale później przyszła szara rzeczywistość. Jak musiałam zostać dłużej w pracy albo w sobotę mieliśmy w firmie jakieś eventy i prosiliśmy dziadków o wsparcie, to zaczęli się buntować, że oni już mają swoje plany: a to wyjazdy na wycieczki, a to spotkania w klubu seniora, a to warsztaty. I że owszem, mogą opiekować się wnukami, ale od czasu do czasu i tylko w zaplanowanych przypadkach, a nie tak interwencyjnie.

Dysfunkcyjni bez wsparcia

Z kolei pani Marzena zwraca uwagę na brak wsparcia dla rodziców dzieci z dysfunkcjami, których rodzi się coraz więcej.

- Chciałam mieć kilkoro dzieci, ale pierwsze urodziło się z autyzmem. Mnóstwo czasu minęło, nim syn został właściwie zdiagnozowany. To był dramat. Chodziłam od lekarza do lekarza, dziecko cierpiało i nikt nie mógł mu pomóc. Teraz, kiedy wiadomo, że to autyzm, regularnie musimy chodzić do psychiatry, bo dziecko jest na lekach, do psychologa, dietetyka i oczywiście wszystko prywatnie. Wizyta u psychiatry – 300 zł i czeka się trzy miesiące w kolejce. Pozostali specjaliści też wcale nie mniej. Poświęcam dziecku mnóstwo czasu, pracuję z nim, by mogło kiedyś normalnie funkcjonować i widać efekty. Ale czego sama sobie nie wychodzę, nie wyszarpię, nie wywalczę, tego nie będę mieć. Trudno się dziwić, że nie mam ochoty ani siły na powiększanie rodziny. Boję się, że drugie dziecko też mogłoby mieć autyzm. Nie dałabym rady przechodzić drugi raz przez to samo.

Wielodzietni w kontrze

Według spisu powszechnego w 2021 roku na Opolszczyźnie było 251,9 tysięcy rodzin, w tym 166, 1 tys. rodzin z dziećmi.

Rodzin z jednym dzieckiem odnotowano 88,6 tys., z dwojgiem – 59,4 tys., z trojgiem 14,3 tys. Rodzin wielodzietnych, czyli z co najmniej czworgiem dzieci, odnotowano 3,8 tysięcy.

Jedną z nich są Katarzyna i Mateusz Dybkowie z Kluczborka. Najstarszy ich syn ma 14 lat, bliźniaki - 10 i najmłodsza pociecha - 8.

- Mam dwóch starszych braci i kuzynostwo ze strony mamy i taty. Jako nastolatek, czy dorastający młody mężczyzna obserwowałem w harcerstwie instruktorów, którzy mieli dwoje, troje dzieci. W Kościele też byłem kształtowany na osobę otwartą na życie. Kiedy więc jako mężczyzna myślałem o własnej rodzinie, od samego początku byłem przekonany, że chcę być ojcem i być w rodzinie, gdzie jest gromadka dzieci – opowiada Mateusz Dybka. - To się u mnie układa w całość. Nasze dzieci są zdrowe, uśmiechnięte i ewentualnie mamy z nimi tylko drobne wyzwania wychowawcze, ale któż ich nie ma. Chcemy dać dzieciom fajne dzieciństwo i wyposażyć je w system wartości.

Mateusz Dybka zauważa, że dzisiejszy świat nie promuje rodzicielstwa i nie tworzy właściwej atmosfery wokół rodziny.

- Obecnie priorytetem są takie dobra jak kariera, rozwój, dom, samochód, podróże. Kiedy ludzie wreszcie je zdobędą, okazuje się, że to już nie jest dobra chwila na rodzicielstwo, zwłaszcza na posiadanie kilkorga dzieci. Zabezpieczenie finansowe jest ważne, ale nie najważniejsze. Kiedyś od kogoś, kto wychował się w rodzinie wielodzietnej usłyszałem, że w jego domu owszem, było mniej ziemniaczków na stole, ale za to jadło się je w doborowym towarzystwie. Nasze dzieci nie chcą drugiego samochodu, nie chcą basenu, pokoje dzielą z rodzeństwem, ale wolą, bym częściej był z nimi w domu. Potrzebują obecności, miłości i relacji.

Pan Mateusz podkreśla, że wychowanie potomstwa zawsze wymaga wyrzeczeń i mnóstwa pracy, ale wbrew pozorom najtrudniej jest przy jednym dziecku.

- Rodzic skupia się na tym jednym dziecku, sprawdza temperaturę wody w wannie, kroi truskawki na mniejsze kawałeczki, układa w zabawne wzory paprykę na kanapkach. Przy czwórce nie ma na to czasu. Wtedy sypie się truskawki z wiadra – to oczywiście żart. Ale chodzi o to, że rodzic nie zatrzymuje się na drobnostkach. Dlatego zachęcam, bo posiadanie dużej rodziny, to więcej radości i okazji do rozwoju każdego, bo od dzieci po rodziców. Nie jest tak strasznie, jakby się mogło wydawać. Owszem, mieliśmy trójkę chorą na ospę, albo czwórę z jelitówką. Nieprzespane noce, zmartwienia, ale przy jednym dziecku też ich nie unikniemy. Co do 500 plus, uważam, że choć jest ważne i pomocne, nikogo do posiadania dzieci nie zmobilizuje. Liczy się przede wszystkim atmosfera tworzona wokół rodziny.

Komentarz

- Tak niska dzietność wynika z dotychczasowych trendów demograficznych w Polsce i w województwie opolskim. Ostatnim rokiem, w którym w kraju osiągnęliśmy współczynnik dzietności na poziomie prostej zastępowalności pokoleń czyli na poziomie 2,1 był rok 1990, natomiast w regionie opolskim rok 1987 – od tego czasu dzietność wciąż spada. W 2021 r. współczynnik ten kształtował się na poziomie 1,3 w Polsce i 1,2 w regionie opolskim- informuje dr hab. Brygida Solga z Politechniki Opolskiej. - Oznacza to, że mamy do czynienia z bardzo niską dzietnością, a jej utrzymywanie się przez długi czas na takim właśnie poziomie prowadzi do nieodwracalnych zmian w strukturze wieku ludności.

Jak zauważa dr hab. Brygida Solga, przemiany kulturowe oraz uwarunkowania społeczno-ekonomiczne i wynikająca z nich zmiana preferencji co do liczby potomstwa oraz wydłużanie się średniego wieku kobiet rodzących pierwsze dziecko są niektórymi z czynników powodujących zmniejszającą się liczbę urodzeń, ale dodatkowo istotnym – zwłaszcza w przypadku województwa opolskiego – jest też wysoka przez lata migracja zagraniczna. Co najmniej od lat. 50. XX w. i w całym okresie transformacji ustrojowej skala migracji w regionie była wysoka, a ujemny wskaźnik salda migracji znacząco odbiegał od przeciętnej w kraju.

- A zatem utrzymujące się od wielu lat stale ujemne saldo migracji zagranicznych wraz z ujemnym przyrostem naturalnym prowadzą do systematycznego ubytku ludności oraz istotnych zmian w strukturze wieku ludności, w której wzrasta udział osób starszych. Zakładając utrzymywanie się niekorzystnych tendencji w zakresie poziomu urodzeń, oba czynniki będą powodowały dalszy spadek liczby ludności, który w perspektywie również będzie bardziej intensywny niż średnio w kraju - mówi hab. Brygida Solga. - Trzeba mieć świadomość faktu, że osiągnięcie tak niskiej dzietności powoduje, iż nie da się odwrócić niekorzystnych trendów demograficznych i spowodować, że Polki, w tym mieszkanki Opolszczyzny będą w najbliższym czasie rodziły dzieci na poziomie gwarantującym tzw. odnawialność pokoleń.

Ekspertka tłumaczy, że można i należy natomiast podejmować działania minimalizujące tempo spadku ludności i przeciwdziałające niekorzystnym skutkom tego procesu, a także dostosowujące gospodarkę i społeczeństwo do zmian demograficznych.

- Jednocześnie też trzeba mieć na uwadze fakt, że bardzo trudno przeciwdziałać niekorzystnym trendom demograficznym w krótkim czasie i z pewnością wyłącznie jeden program społeczny nie będzie znacząco poprawiał tej sytuacji. Oznacza to, że skuteczne będą jedynie kompleksowe i spójne działania w obszarze polityki rynku pracy, rodzinnej, społecznej, migracyjnej, mieszkaniowej, systemu emerytalnego i szeregu innych - mów dr hab. Brygida Solga. - A zatem na przykład w obszarze polityki rynku pracy i zatrudnienia niezbędne są działania w zakresie zwiększenia aktywności zawodowej, tworzenie w regionie innowacyjnych i atrakcyjnych miejsc pracy, mogących stanowić istotną przeciwwagę dla decyzji o emigracji osób młodych oraz minimalizowanie strukturalnych niedopasowań na rynku pracy, łagodzących trudności z wejściem absolwentów różnych typów szkół na rynek pracy. W obszarze polityki migracyjnej natomiast chodzi o działania zapewniające równowagę na rynku pracy i komplementarny charakter zatrudnienia pracowników z zagranicy oraz prowadzące do efektywnej integracji społeczno-ekonomicznej imigrantów.

Z kolei w obszarze polityki senioralnej ważne są z jednej strony działania w obszarze usług zdrowotnych i opiekuńczych dla niesamodzielnych osób starszych, a z drugiej działania odpowiadające na wzrastające potrzeby konsumenckie oraz oczekiwania aktywnych seniorów.

- Jednym słowem – chodzi o uczynienie regionu opolskiego bardziej atrakcyjnym miejscem życia, zakładania rodzin oraz integracji seniorów, rynku pracy bardziej konkurencyjnym, a możliwości rozwoju osobistego bardziej interesującymi - podsumowuje dr hab. Brygida Solga.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto