Najtragiczniejszy w tym sezonie wypoczynkowym wypadek wydarzył się na Jeziorze Dużym w Turawie. 9 lipca motorówka potrąciła tam znajdującego się w wodzie mężczyznę. Mimo udzielonej pomocy, poszkodowany zmarł w szpitalu. Okoliczności wypadku bada prokuratura.
Z kolei w poniedziałek, 17 lipca na opolskiej kamionce Silesia z wody wyciągnięto 20-latka, który się topił. Niestety zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Jak mówi Jarosław Białochławek, prezes WOPR Nysa i szef policji wodnej nad tamtejszym jeziorem, wypoczywający coraz częściej korzystają ze sprzętu pływającego, łodzi motorowych, skuterów, desek pływających. A to niesie ze sobą nowe zagrożenia.
- Są sternicy, którzy zwyczajnie zapominają o tym, że nie wolno pływać z dużą prędkością blisko linii brzegowej, czy portów. Takie sytuacje zdarzają się na co dzień, wręczamy w takich przypadkach mandaty do 500 zł. Akweny są dla wszystkich, ale trzeba jednak przestrzegać panujących na nich zasad.
Justyna Merz, wiceprezes oddziału regionalnego WOPR w Opolu, uważa, że obecny sezon nad wodami Opolszczyzny przebiega dość spokojnie, choć - jej zdaniem - jest tak także dlatego, że woprowcy zdecydowanie stawiają na prewencję. - Jak widzimy, że ktoś wypływa na środek jeziora, poza miejsca wyznaczone do kąpieli i tam np. skacze sobie do wody, lepiej od razu podpłynąć, porozmawiać, poprosić o powrót do brzegu, zamiast potem zajmować się ratowaniem - mówi.
- Tak, bardzo często sama obecność ratowników czy policjantów wodnych studzi zapał osób spragnionych wodnych szaleństw - potwierdza Jarosław Białochławek.
Prawdziwym utrapieniem bywają właściciele desek do pływania na stojąco, napędzanych siłą wiosła.
- Osoba płynąca na desce jest połączona z nią, na wypadek upadku do wody. Dzięki temu deska nie odpłynie od niej. Jednak zdarzyła nam się sytuacja, że nierozsądny tatuś wypłynął na takiej desce 400 metrów w głąb jeziora z kilkuletnim synem, by poskakać sobie do wody - opowiada prezes nyskiego WOPR. Jak dodaje, oprócz „nowych grzechów” nad wodą wciąż pokutują stare przyzwyczajenia.
Nad jeziorami i kąpieliskami, nie tylko Opolszczyzny, od lat problemem jest alkohol. Im jest go więcej, tym mniej bezpieczni są plażowicze.
Ratownicy i policjanci z Nysy udzielali wiele razy pomocy osobom, które przesadziły z alkoholem. Jego picie nie zawsze musi się kończyć tragedią, ale prawie zawsze kończy się kłopotami.
- Mieliśmy wędkarzy, którzy wypili po parę piw, przysnęli na brzegu i obudzili się poparzeni słońcem. Jest też sporo urazów, które mogą wynikać z brawury po wypiciu alkoholu - mówi Jarosław Białochławek.
Justyna Merz z Opola podkreśla, że mimo iż rośnie świadomość dotycząca bezpiecznego wypoczynku nad wodą, to jednak alkoholu z plaż nie da się całkowicie wyeliminować.
- To podobny problem, jak pijani kierowcy. Mimo że to zjawisko jest piętnowane, wciąż znajdują się tacy, którzy prowadzą pod wpływem alkoholu.
Ratownicy przypominają też jedną z najbanalniejszych i najważniejszych zasad bezpiecznego wypoczynku nad wodą:
- Wchodźmy do wody tylko w miejscach do tego wyznaczonych - radzą.
Według tegorocznych statystyk na Opolszczyźnie od czerwca były cztery przypadki utonięcia. Lato jednak dopiero się zaczęło i w krajowych danych policyjnych zaczyna rosnąć ta liczba.
Przez cały czerwiec utonęło w Polsce 48 osób. Tylko do 17 lipca w tych tragicznych statystykach było już 50 osób.
Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?